- Ludziom się wydaje, że skoro nigdzie nie było mnie widać to znaczy, że całkowicie zerwałem z muzyką. A to nie prawda - mówi gość "Stacji Kultura" . - Grałem z zespołem Hey, z Kasią Nosowską, ostatnio z Brodką, Muchami, z Japoto. W studiu u Marcina Borsa zarejestrowałem milion chórków na płyty innych wykonawców. Z Budyniem zrobiłem muzykę do filmu "Jeż Jerzy". Więc w muzyce byłem cały czas aktywny.
Ale na swoją drugą płytę Krzysztof Zalewski kazał czekać fanom dziewięć lat. 12 listopada ukazał się "Zelig", a wraz z nim 10 piosenek, które są swego rodzaju pamiętnikiem z ostatniej dekady.
- Przez ten czas uzbierałem sporo kompozycji, dlatego potem, przy wyborze utworów na płytę, musiałem dokonać ostrej selekcji - śmieje się artysta. - I choć wiem, że nie grozi mi popularność w stylu "Ona tańczy dla mnie" to jednak chciałbym, żeby na moje koncerty przychodziło więcej niż pięć osób.
Tytuł albumu zaczerpnięty został z filmu "Zelig" Woddy'ego Allena, w którym główny bohater ma paranormalne zdolności adaptacyjne i w zależności od osoby, w której towarzystwie przebywa, potrafi dostosować do niej swój wygląd i osobowość. - Pomyślałem sobie, że też jestem taki Zelig - mówi Zalewski. - Być może dlatego, że gram w tylu różnych składach, z tyloma różnymi ludźmi i że sam musiałem takie zdolności adaptacyjne w sobie rozwinąć.
A jak rozmówca Kasi Dydo i Kuby Kukli wspomina swój wygraną w "Idolu"?
- Kontrakt zobowiązywał mnie do wydania albumu więc nie miałem innego wyjścia. Ale towarzyszyło temu uczucie, że dostałem się do branży tak trochę od kuchni i że nie do końca jestem na to przygotowany - wspomina Zalewski. - Płytę zrobiłem tak, jak umiałem więc "Pistolet" nie jest szczególnie wybitny. Za to przez ostatnie 10 lat gromadziłem doświadczenia i uczyłem się od najlepszych. Czyli jak zwykle miałem więcej szczęścia niż rozumu - kończy z uśmiechem.
kul
Krzysztof Zalewski w "Stacji Kultura"