Choć, jak pokazują badania, aż 43 proc. Polaków w wieku od 25 do 34 lat, wciąż mieszka z rodzicami, nasi rodacy marzą o tym, by mieć własne cztery kąty i starają się zrobić wszystko, by to osiągnąć, nawet kosztem ogromnych wyrzeczeń i obciążeń finansowych. Zdaniem dr Ireny Herbst z fundacji Centrum Partnerstwa Publiczno-Prywatnego dzieje się tak głównie ze względu na uwarunkowania kulturowe. - Mamy zakodowane, że powinniśmy mieć własne mieszkania - mówi ekspertka. - Tymczasem konsekwencją takiego działania jest ogromny dług, który z kolei staje się przyczyną tego, że nie podejmujemy decyzji o prokreacji. Nawet jeśli nie chodzi tu o pierwsze dziecko, to na drugie lub trzecie już się nie decydujemy, bo uważamy, że nas na to nie stać.
I choć zdaniem niektórych ekspertów sytuacja mieszkaniowa w Polsce jest patologiczna, jak przyznaje Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha, brak nam po prostu odrobiny zdrowego rozsądku i wiedzy. - W Polsce ponad milion mieszkań to lokale na wynajem, za opłatą znacznie obniżoną wobec czynszu rynkowego, czyli tzw. mieszkania komunalne - mówi gość "4 do 4". - To zjawisko na taką skalę nie występuje nigdzie w Europie, poza Polską. To ogromny zasób, który jest dziś subsydiowany przez wspólnoty lokalne i źle zarządzany, co widać gołym okiem, bo poziom dewastacji w takich miejscach jest ogromny.
Zdania słuchaczy Czwórki na temat zadłużania się na 30 lat, by mieszkać "na swoim", jak zwykle są podzielone. - Wolę mieć własne mieszkanie - mówi jedna z słuchaczek. - A ja mam perspektywę zajmowania przez całe życie w wynajętego lokum i wcale mnie to nie przeraża. Brak konieczności spłacania kredytu, możliwość przeprowadzenia się w każdej chwili do innej dzielnicy, albo nawet miasta - to wręcz wygodne, to wolność - mówi inna. - W Polsce trudno jest się dorobić przed trzydziestką i według niektórych badań, ludzie kupują pierwsze mieszkania, będąc po czterdziestce. A to jest trochę żenujące, bo wówczas zwykle ma się już własną rodzinę - pointuje inna.
Jarosław Żyliński i Ireneusz Jabłoński w Czwórce/fot. W.Kusiński
Marzenia marzeniami, ale życie sprowadza nas szybko "na ziemię", gdy okazuje się, że tuż po studiach większość młodych ludzi stać najwyżej na wynajęcie kawalerki, i to też najczęściej do spółki z przyjaciółmi. Wówczas pojawiają się pretensje: do państwa o brak odpowiedniej, "wspierającej" polityki, do banków o zbyt wysokie oprocentowanie kredytów. Mimo to decydujemy się na wzięcie pożyczki i zadłużenie na kilkadziesiąt lat. - Budujemy sobie taką hierarchię wartości, w której mieszkanie jest dość wysoko. Jesteśmy więc w stanie płacić sporym dyskomfortem po to, by mieć własny kąt i cudowną ulgę, gdy do niego wchodzimy i możemy pomyśleć "to jest moje" - mówi psycholog Jarosław Żyliński.
(kd/pj)