Słowo "prekariat" wywodzi się od łacińskiego "caritas" i opisuje kondycje czegoś, o co "trzeba się zatroszczyć". Nie bez powodu określenie to jest używane jest w stosunku do ludzi, którzy nie mają stałego zatrudnienia. Oni bowiem potrzebują pewnego "wsparcia/pomocy", po to, aby mogli w spokoju założyć rodzinę, dostać kredyt czy zaplanować swoją przyszłości. Lekarstwem na ich problemy okazuje się być etat. Brak stałego zatrudnienia to bowiem cecha charakterystyczna prekariusza.
Jak zauważa Maciej Gdula – socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, przez długi czas pojedynczy prekariusze nie wiedzieli o istnieniu innych prekariuszy, czyli nie zdawali sobie sprawy, że są częścią pewnej grupy. Niemniej jednak wszelkie problemy społeczne związane z brakiem stabilności życiowej musiały kiedyś zwrócić uwagę badaczy i wywołać burzę.
Dyskusji podlega przede wszystkim przyszłość tej grupy, a mianowicie to, co ona zrobi, aby poprawić swoją sytuację. Pada pytanie: czy niezadowoleni prekariusze będą w stanie się zjednoczyć i powiedzieć dość, tak jak zrobił to kiedyś proletariat? – Problem polega na tym, że prekariusze nie mają żadnego konkretnego wroga – zwraca uwagę Maciej Gdula. Proletariusze występowali przecież przeciw kapitalistom, którzy żyli ich kosztem. A kto wyzyskuje osoby czasowo zatrudnione? – Nie chciałbym, aby tym wrogiem stali się dla nich ludzie posiadający stałą pracę, bo to nic dobrego nie przyniesie – komentuje socjolog. W pewnym sensie winien sytuacji prekariuszy jest kapitalizm, którego są częścią. Ale jak tu walczyć z kapitalizmem, który nas otacza.
Więcej o prekariuszach w rozmowie Justyny Dżbik z Maciejem Gdulą.
ap