Jak miała niespełna dziewiętnaście lat była dziennikarką sejmową. Po sześciu latach stwierdziła, że czas spróbować czegoś innego.
- Poczułam, że życie zaczyna mi przeciekać między palcami, że nie mogę iść do kina i nie wyłączyć komórki, że nie mogę pójść z przyjaciółmi na kolację i nie zerkać na telefon, czy nie zebrała się koalicja. Pomyślałam sobie "jeszcze kiedyś możesz do tego wrócić”. Chociaż dziś wiem, że chyba nigdy do tego nie wrócę – mówi Beata Sadowska, dziennikarka i podróżniczka.
Obecnie trudno na mapie znaleźć miejsce, w którym Beata Sadowska jeszcze nie postawiła stopy. Na razie marzy jej się Tybet. Pytana o to, skąd w niej ta pasja podróżnicza, odpowiada, że prawdopodobnie zaszczepili ją w niej rodzicie.
- Pamiętam z dzieciństwa, że ciągle wsiadałam do naszego Dużego Fiata, z moim ukochanym burym misiem pod pachą, bratem obok i gdzieś ruszaliśmy – wspomina.
Dziś podróże stanowią bardzo ważny element życia Beaty Sadowskiej. Podobnie jak sport. Ale po wyprawie zawsze najlepiej czuje się w domu, wśród swoich czterech ścian.
- Ja tu uwielbiam wracać. To jest taki miły moment, kiedy po podróży, po włóczędze, wrócę na Saską Kępę, otworzę drzwi mojego mieszkania i tam będzie wielki bajzel, ale on będzie mój, bo to są moje kąty, moje zapachy – mówi gość Czwórki.
A dlaczego Londyn kojarzy się Beacie Sadowskiej z modą, co ją urzekło w Mongolii i jaki ma stosunek do polskich projektantów? – dowiecie się słuchając fragmentu audycji "Ex Magazine". Dźwięk znajduje się w ramce po prawej stronie.
KaW