Ten pomysł, jak wiele innych znakomitych nowatorskich idei, oczywiście zrodził się z przypadku. – Trafiliśmy tam na trekking – opowiada Michał Plichta, jeden ze współzałożycieli interesu. – W wiosce u podnóży Himalajów zepsuł się autokar do Katmandu i musieliśmy zostać na dłużej.
Polaków na około tydzień przygarnęli Nepalczycy. Okazało się, że nie jedzą oni takiego chleba, jaki znamy z lokalnych piekarni w Polsce, ale "coś na kształt podpłomyków". – Rodzina, u której mieszkaliśmy, jest bardzo biedna – opowiada Zuzanna Wójcińska, współzałożycielka piekarni. – Więc gdy wyjeżdżaliśmy, była w nas taka potrzeba, by jakoś się za gościnę odwdzięczyć.
Dopiero rok później syn podróżniczki wpadł na pomysł, by stworzyć piekarnię, której wyroby sprzedawane będą turystom, a z której dochód przekazywany będzie na potrzeby wioski. - Nasz zamysł jest taki, by ostatecznie to ci ludzie przejęli kontrolę nad biznesem i byli za niego odpowiedzialni - tłumaczy Wójcińska.
Polacy mają nawet ambicję, by w Nepalu sprzedawać polski chleb, bułeczki i ciasta. – Ale pewnie upłynie trochę czasu, zanim Nepalczycy nauczą się piec nasze tradycyjne pieczywo – tłumaczy Plichta. Do wypieków planują wykorzystać miejscowe surowce. – Jest normalna mąka, czekolada, cukier – zdradza Plichta. – Są także rzeczy, które trzeba będzie sprowadzać aż z Katmandu.
Więcej o polskiej piekarni w Nepalu dowiesz się, słuchając całej rozmowy z czwórkowej audycji.
(kd)