Przemoc wobec dzieci może mieć bardzo różne oblicza. Może to być klaps, krzyk, albo po prostu ubliżanie. – Do dziecka należy mówić w taki sposób, w jaki chcielibyśmy, by mówiono do nas – mówi Dorota Zawadzka, doradca społeczny Rzecznika Praw Dziecka. – Nikt z nas nie chce słyszeć, że jest głupi, że źle wygląda, czy się ośmiesza. Złe słowo zostaje z nami na zawsze, powoduje, że mamy niskie poczucie własnej wartości, nie cenimy siebie, a tym samym nie szanujemy innych ludzi.
Zdaniem Marka Michalaka, Rzecznika Praw Dziecka, pojęcie "klapsa" jest mało definiowalne. – Ludzie bardzo różnie podchodzą do tematu. Dla jednych to uderzenie, dla innych, nawet położenie ręki – mówi gość Czwórki. – Dlatego stawiajmy na miłość, przytulenie, tłumaczenie, ale nie bicie.
Czytaj także Marek Michalak: dziecko też człowiek <<<
Wielu rodziców jest zdania, że jeśli ich dziecko było niegrzeczne, "nie można było zareagować inaczej, jak klapsem". – Takich sytuacji jest mnóstwo – mówi Małgorzata Ohme, redaktor naczelna magazynu "Gaga". – Po pierwsze w Polsce jest przyzwolenie społeczne na klapsy, po drugie jesteśmy pokoleniem, które nie zna innych metod wychowawczych i nasi sąsiedzi również ich używają. A przede wszystkim, nie nauczono nas innych sposobów zwracania uwagi i przekazywania informacji.
Tymczasem od 2010 r. bicie dzieci jest w Polsce zabronione. W ramach walki z problemem krzywdzenia dzieci ruszyła kampania "Reaguję. Mam prawo", która jest pretekstem do rozmów, sporów o rolę kary, granice między rodzicem, a dzieckiem. – Mamy nowoczesne prawo - mówi Michalak. – Nasza mentalność to inna kwestia.
By dowiedzieć się więcej, posłuchaj nagrań z audycji "4 do 4".
(kd)