Sztuka improwizacji ma swoją kilkudziesięcioletnią tradycję. Prawdopodobnie pojawiła się w latach 50. lub 60. równolegle w Stanach Zjednoczonych i Anglii. Teatr Improwizowany Klancyk, którego przedstawiciele odwiedzili Czwórkę, działa od około sześciu lat.
– Nasz kolega, który widział, że mówimy dużo i szybko na siebie reagujemy, złapał nas na korytarzu za ręce i powiedział: "Byłem w Holandii i tam na festiwalu zrobili taką fajną rzecz", po czym dodał: "Musicie to zobaczyć". Najpierw chcieliśmy o tym napisać pracę, ale później pomyśleliśmy, że nie możemy pisać o czymś, czego nie robiliśmy. Tak się zawiązało Międzywydziałowe Koło Improwizacji – opowiada Michał Sufin.
Przedstawienia, które przygotowuje Klancyk, nie mają scenariusza, a wszystko dzieje się spontanicznie. Artyści proponują nam dwie formy spektaklu: krótsze i dłuższe.
– Jest 50-70 bohaterów i każdy losuje sobie jednego z nich. Proponujemy publiczności krótki monolog na temat tej postaci i to ona wybiera, o kim będzie dany spektakl – wyjaśnia Michał.
Podczas występów bardzo dużo zależy od publiczności.
– Przychodzą tacy, którzy są bardzo odważni i chcą wejść na scenę albo wręcz udzielają się z publiczności i współtworzą to przedstawienie – cały czas coś tam dorzucają. Ale to jest raczej mniejszość. Przeważnie jest tak, że trzeba ich siłą wyciągać za ręce – opowiada Magda Staroszczyk.
Aktorzy, nauczeni doświadczeniem, wiedzą jednak, że nie każdemu należy pozwalać zaistnieć na scenie.
– Najciężej, jeśli ludzie przychodzą głównie po to, żeby być częścią wieczoru. Mamy zasadę, że nie bierzemy tych, którzy są ochotnikami – wyjaśnia Michał.
UWAGA: Teraz Klancyk szykuje się na podbój kosmosu! I to nie są żarty!
Jeśli więc chcecie posłuchać, co dzieje się podczas spektakli, a także dowiedzieć się, gdzie na żywo można obejrzeć Teatr Improwizowany Klancyk, posłuchajcie fragmentu audycji "Na cztery ręce". Dźwięk znajdziecie w ramce z prawej strony.
KaW