– Będziemy sugerowali, aby każdy, kto wypływa na wodę, miał ubezpieczenie, z którego będą pokrywane koszta akcji ratowniczej – mówi Jerzy Telak, prezes WOPR. Jego zdaniem trzeba przejść na system ratownictwa wodnego, w którym za usługę się płaci. W Sejmie trwają prace nad ustawą o bezpieczeństwie osób przebywających na akwenach wodnych, ale wiadomo już, że nie ureguluje ona wszystkich kwestii związanych z ratownictwem.
Telak apeluje do wyobraźni ludzi, którzy wypływają na wodę.
– Przed wypłynięciem na wodę trzeba poinformować, choćby kogoś bliskiego, gdzie płyniemy i kiedy zamierzamy wrócić. Warto sprawdzić serwis pogodowy, zabrać kamizelkę i inny sprzęt ratowniczy – tłumaczy.
Problemem są bezpodstawne zgłoszenia, które nie tylko obciążają finansowo WOPR, lecz także angażują ratowników, którzy mogliby być potrzebni gdzie indziej. – Jeśli zmieniamy plany, trzeba przez telefon komórkowy poinformować osoby, które mogą się o nas niepokoić – prosi prezes WOPR.
W 2010 r. utonęło 369 osób. – Niegdyś w Polsce tonęło po 1500 osób rocznie, więc ten zeszły rok był bardzo optymistyczny. A 2011 jest jeszcze lepszy, po pierwsze ze względu na brak pogody, a po drugie dlatego, że działania profilaktyczne najwyraźniej przynoszą efekty – mówi gość "Popołudnia z Jedynką".
Zwraca uwagę, by o kamizelkach ratowniczych pamiętali wędkarze, którzy bywają szczególnie niefrasobliwi. Podkreśla także, że wiele osób tonących jest pod wpływem alkoholu.
– Nadal problemem są niefortunne skoki do wody w miejscach niestrzeżonych – dodaje.
Jako ostatnią, ale nie najmniej istotną przyczynę, wskazuje brak umiejętności pływania. Sztukę tę posiadło tylko 50 proc. Polaków, a np. w Niemczech – 95 proc. populacji. – Statystyki się nieco potrafiły, bo niegdyś umiejętność pływania deklarowało tylko 20 proc. Polaków. Jednak 50 proc. to wciąż za mało – uważa Telak.
Zachęca do nauki i zdobywania uprawnień pływackich – "Żółtego Czepka", karty pływackiej czy, w przypadku dzieci, odznaki "Już pływam!"
Rozmawiał Paweł Wojewódka.
(lu)