- Ta twierdza jest specyficzna. Nie można rozdzielić bagien od fortyfikacji - opowiada opiekun Osowca Mirosław Worona - Są tu fortyfikacje carskie, polskie z międzywojnia i sowieckie. To Eldorado dla wielbicieli militarnych zabytków.
Decyzję o budowie fortyfikacji nad Biebrzą wydał car Aleksander II. Ziemię o specjalnej strukturze ściągano do Osowca aż spod Mińska na Białorusi. Budowano z niej nasypy i zasadzano perz i w ten sposób chroniono twierdzę przed skutkami erozji.
Budowa kosztowała bardzo, bardzo dużo. Twierdza została dobrze uzbrojona, stosowano tam od samego początku technologiczne rozwiązania niespotykane nigdzie indziej.
- Była drużyna aeronautyczna, czyli sześć balonów obserwacyjnych na uwięzi i trzy latające luzem - opowiada Worona. Działała też poczta gołębia, z której słano meldunki do Modlina, Warszawy, Kowna czy Grodna. Na lotniskach stały 24 dwupłatowe samoloty, które Rosjanie zakupili od Francuzów.
Podczas pierwszej wojny światowej, tylko Osowiec i Verdun we Francji nie zostały nigdy zdobyte. Biebrzańskie fortyfikacje wyposażone były w prawie 400 dział. Rosyjska załoga za zwycięstwo zapłaciła jednak wielką cenę.
- W lutym 1915 roku, po miesiącach bezskutecznych ataków, wojska niemieckie postanowiły użyć broni chemicznej - opowiada prowadząca audycję Hanna Dołęgowska - Wojskowi wypuścili chlor z trzydziestu baterii gazowych. Toksyczna chmura miała szerokość kilku kilometrów. Zginęło blisko 2000 żołnierzy rosyjskich, a kiedy wiatr zmienił kierunek także 1000 żołnierzy niemieckich.
Twierdzy nie zdobyli, a przeprowadzony kontratak poparzonych i duszących się żołnierzy rosyjskich nazwany był "atakiem trupów". Kolejną szarżę żołnierze niemieccy przeprowadzili tylko po to, by wyłowić z bagien zgubiony przez ich dowódcę pamiątkowy zegarek...
Czasy się zmieniły, w części twierdzy działa teraz muzeum, w części gniazduje chroniony Bielik, a w części fortyfikacji dziś stacjonuje Wojsko Polskie.
usc