Michał Grzesiek wraz z prowadzącymi "Kontrkulturę"
Jego miłość do zespołu Lady Pank zaczęła się w 1984 roku. Wówczas po raz pierwszy obejrzał teledysk do utworu "Fabryka małp". Dziś, po niemal trzydziestu latach bycia fanem Michał Grzesiek wspomina, że nigdy tak naprawdę nie kolekcjonował "pamiątek po zespole", a jego fascynacja objawiała się wyłącznie tym, że chodził na koncerty i kupował płyty.
- Nigdy nie byłem kolekcjonerem na przykład materiałów prasowych - wspomina gość Czwórki. - Zwłaszcza, że w latach 80. zbieranie ich trudne. Ja byłem małym chłopcem, a w domu nie za bardzo były pieniądze, by kupować wszystkie gazety, w których były wzmianki o Lady Pank, zwłaszcza, że było ich wówczas mnóstwo.
Na szczęście w przygotowywaniu książki "Lady Pank. Biografia nieautoryzowana" z pomocą przyszli znajomi, którzy dysponowali obszernym materiałem prasowym. - W krótkim okresie miałem "wysyp" wycinków gazetowych - opowiada Grzesiek. - Do dziś, gdy siadam w pokoiku, w którym pisałem wówczas książkę, nie widać mnie zza sterty gazet. Wspomnieniami i ciekawymi historiami chętnie dzielili się także byli współpracownicy zespołu.
Grzesiek przyznaje, że opinii członków zespołu o swojej książce jeszcze nie zna. Nie konsultował też z muzykami jej treści, stąd tytuł "Biografia nieautoryzowana". - Jan Borysewicz wielokrotnie podkreślał, że dopóki zespół istnieje, on nigdy do czegoś takiego, jak biografia, ręki nie przyłoży. Ja jednak uważam, że ich historia jest tak barwna, że zasługuje na dokumentację - mówi gość "Kontrkultury" . - Zwłaszcza, że grupie Lady Pank "stuknął" w ubiegłym roku trzeci krzyżyk. Taki jubileusz jest na polskim rynku ewenementem, a ci muzycy wciąż koncertują, wydają płyty, są w dobrej formie.
Jak przyznaje autor nieautoryzowanej biografii Lady Pank, jego książka powstała głównie z myślą o fanach tego zespołu. I z ich strony oddźwięk jest bardzo pozytywny. - Bardzo mnie to cieszy, bo właśnie fani to z reguły najbardziej wymagający czytelnicy - podkreśla Grzesiek.
(kd)