Choć jest dwudziestoparolatkiem ma ogromny bagaż muzycznych doświadczeń i sukcesów. Wydał m.in. dwa solowe albumy ("Persephone" - 2010, "Far South" - 2011). Obie płyty zostały przyjęte przez media entuzjastycznie, a recenzenci nie szczędzili pochwał pod jego adresem. Koncertuje m.in. w Paryżu, Amsterdamie, Berlinie. I choć nie ma muzycznego wykształcenia i nie lubi określenia "profesjonalista", w swojej pracy nie spoczywa na laurach.
Zajmować się muzyką zaczął, gdy miał 17 lat i od tamtego czasu wydeptuje swoją drogę. Jego pierwszymi muzycznymi wspomnieniami jest słuchanie wraz z ojcem Massive Attack i Joy Division. - Jednak prawie w ogóle nie słuchałem muzy, dopóki nie skończyłem 12.-13. roku życia. Gdy moi koledzy przechodzili etap Korna, Metalliki, Nirvany i noszenia plecaków z naszywkami, ja uczyłem się grać na fortepianie - wspomina Biliński w Czwórce. - Choć wówczas mi się to nie podobało, dziś jestem wdzięczny rodzicom za tę szkołę, bo tamten okres w życiu ukształtował mnie i dzięki niemu dziś robię to, co robię.
Zobacz: Koncert zespołu Coldair w Czwórce <<<
Tobiasz Biliński z Ulą Kaczyńską/screen wideo
Choć jego zespół pnie się po szczeblach sławy, Biliński nigdy nie planował wiązać swojej kariery z żadnym z telewizyjnych talent show. Jak przyznał w Czwórce, stara się zarabiać na muzyce, ale to co robi, jest mało mainstremowe, dlatego do konwencji takich programów raczej nie pasuje. - Nie lubię komercyjnej otoczki, która wiąże się z telewizyjną promocją - mówi w Czwórce. - Nie piszę się na to i w tym momencie robię rzeczy niszowo-eksperymentalne.
Prywatnie jednak Biliński lubi muzykę pop, a nawet jest fanem Justina Timberlake’a. Dlaczego Biliński stara się zawsze wszystkie sprawy załatwiać sam, dlaczego nie chciał współpracować z dużymi wytwórniami muzycznymi i za co kocha USA? Zapraszamy do wysłuchania nagrania rozmowy z Tobiaszem Bilińskim.
Na audycję "Ex Magazine" zapraszamy w każdą sobotę od godz. 16.00.
(kd, pg)