Happening Beatlesów z 30 stycznia 1969 roku obrósł legendą. Jak się okazało, była to ostatnia okazja dla fanów, by zobaczyć Lennona i spółkę grających razem na żywo. Trwający nieco ponad 40 minut występ został nagrany za pomocą kamer (jego zapis można zobaczyć w filmie "Let It Be"), jest też szczegółowo opisany w niezliczonych, mniej lub bardziej oficjalnych dokumentach.
Koncert na dachu budynku Apple przy Savile Row w centrum Londynu był z pewnością niecodziennym wydarzeniem w historii zarówno brytyjskiej stolicy, jak i muzyki popularnej. Jednak – wbrew temu, co twierdził George Harrison – Beatlesi nie byli tu pionierami.
Nowy Jork, 8 rano
19 listopada 1968 roku, a więc na ponad dwa miesiące przed londyńskimi wydarzeniami, amerykański zespół Jefferson Airplane wspiął się na dach 9-piętrowego hotelu Schuyler w Nowym Jorku, by dać tam niezapowiedziany koncert.
Występ rozpoczął się wcześnie, bo około 7.45 rano i był bardzo głośny, jak przystało na jedną z czołowych rockowych grup tamtych czasów. Dla wielu okolicznych mieszkańców była to więc niespodziewana pobudka. Podobnie, jak w przypadku koncertu Beatlesów, na miejscu pojawili się policjanci, którzy nakazali natychmiast przerwać granie. Całość sfilmował francuski reżyser Jean-Luc Godard, który był pomysłodawcą tego happeningu.
Bono jak Lennon
Podobny patent wykorzystała w marcu 1987 roku grupa U2, kręcąc teledysk do piosenki "Where The Streets Have No Name". W tym przypadku za scenę posłużył dach jednego z budynków w centrum Los Angeles. "To nie był pierwszy raz, gdy zżynaliśmy z Beatlesów" – powiedział z rozbrajającą szczerością Bono.
Koncert zgromadził około tysiąca gapiów, na miejscu pojawiła się też oczywiście policja. Jak wspominał ówczesny menedżer U2, Paul McGuinness, muzycy liczyli na to, że zostaną aresztowani, co dodałoby dramatyzmu teledyskowi, funkcjonariusze nie stanęli jednak na wysokości zadania i pozwolili zagrać zespołowi do końca.
U2, "Where The Streets Have No Name", źródło: YouTube / U2 Official
Queen dla królowej
Okazję zagrania na dachu – i to nie byle jakim! – miał też Brian May. Gitarzysta grupy Queen wykonał hymn Wielkiej Brytanii, stojąc na szczycie Pałacu Buckingham. Nie było tu jednak mowy o żadnej samowolce. Muzyk został tam oficjalnie zaproszony, aby uświetnić swoim występem jubileusz 50-lecia panowania królowej Elżbiety II.
"To jeden z tych momentów w życiu, w których musisz pokonać strach i który zmienia cię na zawsze" – w tak dramatycznych słowach May opisał koncert z 2002 roku, wspominając go 18 lat później.
Polscy naśladowcy Beatlesów
Rodzimi artyści też mogą się pochwalić dachowymi koncertami. W 2003 roku zespół Perfect zagrał na dachu budynku Cepelii przy rondzie Dmowskiego w centrum Warszawy. Krótki występ zakończył się interwencją policji, która aresztowała wokalistę Grzegorza Markowskiego za zakłócanie porządku publicznego. Muzyk został jednak szybko wypuszczony, a całość okazała się promocyjną "ustawką".
Zupełnie poważne i legalne koncerty odbywały się natomiast przez pewien czas na dachu tzw. Okrąglaka w centrum krakowskiego Kazimierza. W latach 2005-2007 zagrały tam m.in. grupy Motion Trio, Pink Freud oraz Świetliki.
kc