- Wszystko, co złego może się wydarzyć w rynku płytowym dzieje się właśnie w Polsce. I niestety, końca nie widać - zapowiada Robert Sankowski. - Po fantastycznym boomie w latach 90. radośnie zrzuciliśmy się na darmowe występy gwiazd, także tych zagranicznych. I przyzwyczailiśmy się, że za muzykę się nie płacimy - ani w sieci, ani na koncertach.
Taka sytuacja miała bezpośredni wpływ na drastyczny spadek sprzedaży CD w naszym kraju. Na początku lat 90., aby chwalić się złotem, polski wykonawca musiał sprzedać 100 tysięcy egzemplarzy płyty. Po raz pierwszy limit obniżono w 1997 roku - do 50 tysięcy. W 2002 po raz kolejny - do 35 tysięcy. W 2006 doszliśmy do obecnego poziomu, według którego złoto przyznaje się za 15 tysięcy egzemplarzy, platynę zapewnia 30 tysięcy.
W ubiegłym roku do podwójnej platyny dobili się Ewa Farna i Zakopower. To znaczy, że ci artyści sprzedali 60 tysięcy egzemplarzy. Dla przypomnienia - w 2005 Piotr Rubik sprzedał ponad 150 tysięcy sztuk "Tu es Petrus", w 2001 płytę "AD. 4" Ich Troje kupiło ponad 350 tysięcy słuchaczy. Nie jest to tylko domena rynku polskiego.
Za granicą też sytuacja pozostawia wiele do życzenia, a z większości analiz przebija kompletna bezradność. Firmy płytowe przegapiły moment, kiedy muzyka pojawiła się w internecie i nie pomyślały, że można ją tam sprzedawać. Dlatego dziś najważniejszym graczem na rynku okazuje się być Apple i stworzony przez niego Itunes.
- Pocieszające jednak jest to, że choć w Polsce spada sprzedaży płyt to rośnie artystyczna wartość muzyki robionej przez rodzimych artystów - podsumowuje gość " Na cztery ręce". - Dobrych polskich artystów jest coraz więcej, długo mógłbym wymieniać: Mela Koteluk, ul/kr, Muzyka Końca Lata, Afrokolektyw. Mamy fajną młodą scenę, która podgryza dinozaurów. Trzymam za nich kciuki!
Jaką rolę w sprzedaży płyt odgrywa internet? Czy wydawcy poradzili sobie z piractwem i gdzie są teraz najważniejsze kanały dystrybucji płytowej dowiesz się, słuchając całej rozmowy z Robertem Sankowskim w audycji " Na cztery ręce " .
kul