Prawicowe media w Stanach Zjednoczonych narzekają ostatnio, że kino stało się mocno antychrześcijańskie i porzuciło tematy bezpośrednio związane z Biblią, wiarą. Kiedyś były one na porządku dziennym, obecnie są tak naprawdę na marginesie. - Do pewnego stopnia ta moda się zakończyła, ale odradza się w inny sposób, bo w tej erze wielkich studiów hollywoodzkich zaimportowano pewien typ widowiska filmowego, jakim był tzw. "biblical spectacular". - mówi gość "Na cztery ręce", Michał Oleszczyk. - Przyszedł on do Stanów z Włoch, bo tam właśnie wymyślano te wielkie spektakle biblijne. Rzeczywiście przez pewien czas była to jedna z głównych form wielkoformatowej hollywoodzkiej rozrywki. Ta moda po prostu wygasła, jednak teraz tworzy się drugi obieg filmów, a amerykańska prawica jest chętna, żeby finansować takie produkcje.
A skąd wzięła się ta moda w kinie amerykańskim kilkadziesiąt lat temu? Prowadzący audycję Błażej Hrapkowicz sugeruje, że jest to związane z tamtejszym purytanizmem i fascynacją wielkimi widowiskami. - Idealnym tego przykładem jest "Ben-Hur" Williama Wylera z 1959 roku. Z jednej strony rekordzista oskarowy, ale opowiedziany trochę z perspektywy obrzeży ewangelii. Chrystus jest tam postacią trzecioplanową, bo de facto jest to historia żydowskiego księcia, który przechodzi całą drogę od upodlenia do nawrócenia - przypomina Oleszczyk.
Oczywiście najczęściej bohaterem głównym filmów o tematyce biblijnej jest Jezus Chrystus, bo też trudno znaleźć w Biblii bardziej centralną postać. Dobrym przykładem, zdaniem ekspertów, jest tutaj "Ewangelia wg św. Mateusza", film włoskiego reżysera Pier Paolo Pasoliniego. - To niezwykle autorskie spojrzenie na Chrystusa, zanurzone w konflikty wewnętrzne, które rozrywały samego Pasoliniego i myśl polityczną, która go zajmowała. On ukazał Chrystusa jako pierwszego rewolucjonistę, wywrotowca. To jest rzeczywiście obraz, który warto obejrzeć, poznać bliżej, bo daje do myślenia i do dziś robi spore wrażenie - zapewnia gość Czwórki.
W ostatnich latach filmem o tematyce religijnej, który wywołał największe zamieszanie, była oczywiście "Pasja" Mela Gibsona. Dramat miał premierę w lutym 2004 roku. Jego budżet pochłonął 30 mln dolarów, a zarobił ponad 611 mln! - Uważam, że jest to niezwykły film pod każdym względem. Produkcja osiągnęła niebywały sukces pomimo braku promocji i bardzo trudnego, wymagającego zaangażowania od widza, charakteru. Jeden z amerykańskich krytyków okreslił "Pasję" największym sukcesem kina kultowego. No i trzeba przyznać, że właśnie produkcja Gibsona wyznaczyła w pewien sposób kierunek kina w kolejnych latach. To jest nieprawdopodobnie brutalny film, kino udręki - przypomina Oleszczyk.
Jakie inne filmy związane z nurtem biblijnym koniecznie trzeba zobaczyć? Które były przełomowe, szokujące, obrazoburcze? Jakie rysują się perspektywy przed kinem zaangażowanym w tematykę religijną? Zapraszamy do wysłuchania zapisu całej rozmowy Błażeja Hrapkowicza z Michałem Oleszczykiem!
(ac/kd)