Logo Polskiego Radia
Trójka
Michał Chodurski 17.07.2014

"Ani Ukraina, ani Rosja nie miały interesu w zestrzeleniu cywilnego samolotu"

Taką opinię wyraził w "Pulsie Trójki" Jarosław Ćwiek-Karpowicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Skomentował on katastrofę malezyjskiego boeinga, który rozbił się na granicy ukraińsko-rosyjskiej.
Samolot typu Boeing 777 Malezyjskich Linii LotniczychSamolot typu Boeing 777 Malezyjskich Linii Lotniczych wikipedia cc/Aldo Bidini

Jarosław Ćwiek-Karpowicz podkreśla, że jeśli potwierdzi się, iż samolot został zestrzelony, to konsekwencje międzynarodowe dla bezpieczeństwa światowego będą bardzo poważne. - Nie jest to na rękę ani Rosji, ani Ukrainie. Gdyby dowiedziono, że za zestrzeleniem samolotu stoją struktury państwowe któregoś z tych krajów, to byłby bardzo poważny problem. Jeżeli przyjmiemy, że był to zamach, to mogły go dokonać tylko niekontrolowane siły we wschodniej Ukrainie, na przykład separatyści - mówi politolog. - Dla separatystów, jeśli to oni stali za zamachem, to mogło być działanie, które nie pozwoli, żeby władze rosyjskie "umyły ręce" od toczącego się konfliktu. A ostatnio separatyści mogli odnieść wrażenie, że Kreml, ze względu na politykę międzynarodową, dystansuje się od wyraźnego popierania rebelii we wschodniej Ukrainie - mówi gość Trójki. Jego zdaniem Rosja o tyle odpowiada za tę tragedię, że jest ona konsekwencją rozpoczętego przez Moskwę konfliktu na Ukrainie wschodniej.

Katastrofa malezyjskiego samolotu - serwis specjalny >>>

Publicysta lotniczy Tomasz Białoszewski, podkreśla, że rozpatrując to tragiczne zdarzenie, należy być, przynajmniej na razie, bardzo ostrożnym we wskazywaniu winnych. - Biorąc pod uwagę pułap, na który leciał malezyjski samolot można rozpatrywać trzy możliwości: zestrzelenie z ziemi lub przez myśliwiec, wybuch na pokładzie a także, choć to najmniej prawdopodobne, zderzenie z innym statkiem powietrznym. (...) W tamtym rejonie w grę mógłby wchodzić ewentualnie samolot myśliwski - uważa Białoszewski.

Rozmawiał Ernest Zozuń.

* * * * * * * * * *

17 lipca 2014 roku dosżło do katastrofy malezyjskiego samolotu pasażerskiego na Ukrainie, w pobliżu granicy z Rosją. Ukraińskie MSW podaje, że zginęli wszyscy pasażerowie, którzy byli na pokładzie. Na początku mówiono, że było ich 295. Jednak doradca ministra spraw wewnętrznych Ukrainy, Anton Gerashchenko, przekazał, że ofiar śmiertelnych jest ponad 300, w tym 23 obywateli Stanów Zjednoczonych.
Zdaniem ukraińskiego doradcy, samolot został zestrzelony pod Torezem rakietą ziemia-powietrze. Moskwa zaprzecza tym zarzutom. Premier samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, gdzie doszło do tragedii twierdzi, że katastrofa Boeinga 777 to "prowokacja ukraińskiego wojska". Aleksander Boroday mówił, że separatyści nie mają odpowiedniego sprzętu, aby zestrzelić samolot, który był na takiej wysokości.
Jednak pod koniec czerwca ITAR-TASS podawał, że siły Donieckiej Republiki Ludowej zajęły ukraińską bazę wojskową, która dysponowała rakietowymi kompleksami Buk. Pozwalają one na zestrzelenie samolotów lecących na dużych wysokościach, nawet 20 kilometrów. Rano zaobserwowała go miejscowa ludność w okolicach miejscowości Sniżne i Torez. Informacje o tej broni potwierdziła Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony.
Prezydent Ukrainy nazwał zestrzelenie samolotu "aktem terrorystycznym". Petro Poroszenko zapewnił jednocześnie, że ukraińskie siły nie mają nic wspólnego z tragicznym zdarzeniem. Prezydent zapewnił, że ukraińskie władze zrobią wszystko, aby wyjaśnić okoliczności wypadku pasażerskiego samolotu nad Zagłębiem Donieckim. Powiedział, że zostanie utworzona komisja, w której będą międzynarodowi fachowcy, między innymi z Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego ICAO. Zbadanie przyczyn tragedii przez stronę ukraińską będzie jednak utrudnione, ponieważ wrak samolotu znajduje się na terenach kontrolowanych przez prorosyjskich separatystów.
Iryna Heraszczenko z Administracji Prezydenta podkreśla, że Ukraińcy nie zestrzeliwują celów powietrznych i sami stracili ostatnio 2 samoloty wojskowe, które zostały zestrzelone z terytorium Rosji. - Sytuacja jest już niekontrolowana i świat powinien zareagować - zaznaczyła.
Premier Malezji przekazał, że wszczęto już śledztwo w sprawie katastrofy. Taką samą decyzję podjął premier Ukrainy, Arsenij Jaceniuk. Z kolei separatyści domagają się, by śledztwo w sprawie katastrofy samolotu na Ukrainie przejął MAK. O przekazanie "czarnych skrzynek" Międzynarodowemu Komitetowi Śledczemu zaapelował pierwszy wicepremier Donieckiej Republiki Ludowej Andrij Pugin.
W związku z katastrofą, linie lotnicze Niemiec, Francji, Turcji, Wielkiej Brytanii i Rosji będą unikały ukraińskiej przestrzeni powietrznej.
Największy niemiecki przewoźnik - Lufthansa - zadecydował, że nie będzie latał nad wschodnią częścią Ukrainy. Rosyjskie linie Transfero i Aeroflot oraz przewoźnicy z Francji, Turcji i Wielkiej Brytanii będą unikali całej przestrzeni powietrznej nad Ukrainą.
W pobliżu rozbitego samolotu rozrzucone są dziesiątki ludzkich szczątków. Do tej pory znaleziono co najmniej sto ciał, które - jak podaje Reuters - rozrzucone są w promieniu 15 kilometrów od wraku maszyny.
Moskiewskie służby ratownicze poprosiły Kijów o zgodę na pomoc przy akcji po katastrofie. Maszyna rozbiła się na Ukrainie, w okolicy granicy z Rosją, jednak wrak znajduje się na terenach kontrolowanych przez prorosyjskich separatystów.
O katastrofie malezyjskiego samolotu rozmawiali już Władimir Putin i Barack Obama. Prezydenci Rosji i USA przekazał również, że jest w stałym kontakcie ze stroną ukraińską i na bieżąco śledzi sytuację.
Samolot wyleciał o godzinie 12.14 z Amsterdamu. Trasa jest obsługiwana przez Malaysia Airlines wspólnie z holenderskimi liniami KLM. Boeing 777-200 zniknął z radarów o 16.20, gdy znajdował się na wysokości przelotowej ponad 10 tysięcy metrów.
Tymczasem jeden z przywódców separatystów, obywatel Rosji i - według władz w Kijowie - funkcjonariusz rosyjskiego wywiadu wojskowego Igor Girkin, znany także jako Striełkow, tuż przed pojawieniem się informacji o katastrofie maszyny napisał, że bojówkarze zestrzelili pod Torezem wojskowy samolot An-26.
We wtorek bojówkarze zestrzelili samolot wojskowy An-26, który leciał na wysokości 6,5 tysiąca metrów. Ukraińskie władze nie wykluczały wtedy, że strzelano z terytorium Rosji, ponieważ wówczas jeszcze wątpiono, że separatyści mają taką broń.

(Trójka, IAR, mc, mk)