Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 04.06.2010

Kampania prezydencka jest bezbarwna

Politolog uważa, że kampania będzie do końca spokojna.

Kandydaci boją się podjąć ryzyko i zaatakować swoich przeciwników - politolog z Uniwersytetu Warszawskiego Rafał Chwedoruk nazywa tegoroczną kampanię prezydencką bezbarwną.

Politolog uważa, że w tej kampanii to co się liczy najbardziej to brak błędów. Emocje społeczne są napięte, doświadczyliśmy katastrofy smoleńskiej i powodzi, tak więc politycy boją się popełnić najmniejszy błąd. Nie chcą, by ich wypowiedzi odebrano jako aroganckie, bo wiedzą, że mogą dużo stracić w oczach wyborców - podsumował gość "Sygnałów dnia".

Ekspert powiedział, że w bezprecedensowej sytuacji jest Jarosław Kaczyński, który wystartował w wyborach prezydenckich mimo osobistej tragedii, jaką była śmierć brata.

Komentując szybki wzrost poparcia dla Grzegorza Napieralskiego Chwedoruk powiedział, że jest to albo wynik pracowitości kandydata, albo jego dobrego planu na kampanię wyborczą.

Podsumowując tegoroczną kampanię prezydencką politololog dodał, że raczej nie mamy się co spodziewać zmiany jej charakteru, walka będzie spokojna.

(mk)

*

  • Zuzanna Dąbrowska: Wyściga do fotela prezydenta. Moim gościem jest politolog z Uniwersytetu Warszawskiego Rafał Chwedoruk. Dzień dobry.

    Rafał Chwedoruk: Dzień dobry.

    Z.D.: Zostało nieco ponad dwa tygodnie do wyborów prezydenckich, do dnia, który powinien być świętem demokracji. Z kampanii na kampanię powinno nam wzrastać uczestnictwo w wyborach, a kampanie powinny być coraz bardziej sprawne, kulturalne, ciekawe, podnoszące świadomość obywatelską. A ta kampania jest szczególna. Jak by pan ją ocenił?

    R.Ch.: Przypomina się dialog ze słynnej polskiej komedii Rejs. W tej kampanii jak w polskim filmie – nic się nie dzieje, co wynika nie tyleż ze słabej dyspozycji polityków i ich sztabów, co ze szczególnych okoliczności, w jakich kampania się odbywa. I co tu dużo mówić, po prostu kandydaci – zarówno ci główni, jak i ci z dalszych szeregów, najzwyczajniej w świecie boją się podjąć ryzyka, zaatakować jednoznacznie swoich antagonistów tudzież profilować siebie i swoje programy bardzo wyraziście i jednoznacznie. I chyba tak do końca będziemy oglądali tego typu stonowaną kampanię, a paradoksalnie to, co w niej najbardziej przypomina dawne starcia kampanijne, to chyba to, co wyczyniają medialne zaplecza niektórych kandydatów, gdzie tam rzeczywiście mamy do czynienia z „powtórką z rozrywki” i daleko posuniętą jednoznacznością i oczernianiem rywali.

    Z.D.: Jeżeli trudno jest wyostrzać stanowiska polityczne i działać programowo czy nawet hasłami takimi ideowymi, emocjonalnymi, to w takim razie co się liczy w tej kampanii?

    R.Ch.: W tej kampanii najbardziej liczy się brak błędu. Emocje społeczne są napięte do granic wytrzymałości – katastrofa smoleńska, powódź...

    Z.D.: Powódź niekończąca się, dodajmy.

    R.Ch.: Tak, tak. Najdrobniejszy błąd ze strony któregoś z kandydatów, nieodpowiedzialna wypowiedź czy przejaw arogancji mógłby kosztować takiego polityka dużo więcej niż to się działo w poprzednich kampaniach. I to dodatkowo, powiedziałbym, rzeczywiście pogłębia stary problem deficytu idei i programów w polskiej polityce, a już w kampaniach prezydenckich szczególnie. Choć to nie prezydent faktycznie rządzi państwem, to jednak to, co sobą prezentuje, tło ideowe jemu towarzyszące jest dosyć istotne. Ono w jakiś sposób oddziałuje na całość życia publicznego w Polsce i post factum chyba widać to á propos Lecha Kaczyńskiego. Więc w tym sensie jest w niespodziewany sposób chyba jeszcze gorzej chyba niż było wcześniej. Na to się nakłada oczywiście tradycyjna medializacja kampanii wyborczej, tradycyjna od kilku lat.

    Z.D.: Tak, ale medializacja wymaga wyjątkowo właśnie silnego i sprawnego zaplecza sztabowego dla kandydatów. Tak mamy scenę podzieloną, że dominują dwie główne postaci, dwóch liderów. No ale peleton goni, usiłuje chociaż troszeczkę podgonić, na razie udaje to się chyba najlepiej Grzegorzowi Napieralskiemu. Czy może pan ocenić taką techniczną sprawność sztabowców kandydatów?

    R.Ch.: W przypadku Bronisława Komorowskiego można odnieść wrażenie, iż sztab wyborczy był mało wyspecyfikowany do osoby samego Bronisława Komorowskiego. Prawdopodobnie ten sztab i jego pomysły przypisane do jakiegoś innego kandydata zagwarantowałyby mu zwycięstwo. Troszeczkę mam takie wrażenie, że przypomina to sztab Donalda Tuska, któremu kazano prowadzić kampanię Bronisława Komorowskiego, a że nie jest to proste, pokazuje co najmniej kilka wpadek, na razie powiedziałbym bardziej ilościowych niż jakościowych Bronisława Komorowskiego, no ale rzeczywiście rzadko można spotkać pochwały pod adresem sposobu prowadzenia kampanii.

    W przypadku Jarosława Kaczyńskiego sytuacja jest absolutnie bezprecedensowa ze względu na osobiste dramaty, jakie przeżył ten polityk, natomiast niewątpliwie na powiedziałbym pierwszym czy pierwszych dwóch etapach tej kampanii sztab Kaczyńskiego odniósł sukces, to znaczy jego poparcie utrwaliło się na poziomie ponad 30%, na tyle można szacować mniej więcej elektorat prawicowo-konserwatywny i jego obrzeża w Polsce.

    W przypadku Grzegorza Napieralskiego oczywiście ten skok pokazywany przez różne sondaże wystawia dość dobre świadectwo. Można się tylko zastanawiać, czy bardziej jest to świadectwo pracowitości samego kandydata, czy rzeczywiście jakiegoś głębszego planu na tę kampanię.

    Natomiast w przypadku niektórych innych kandydatów, którzy mieli bardzo duże ambicje, jak Andrzej Olechowski...

    Z.D.: No właśnie, dlaczego nie udaje się Andrzejowi Olechowskiemu? Ma zaplecze, ma pieniądze, ma wokół siebie ludzi, którzy znają się na polityce. Co się stało?

    R.Ch.: Szczęśliwie w polityce pieniądze jeszcze nie są wszystkim, choć niewątpliwie bez nich już polityki uprawiać w żaden sposób nie można. Andrzej Olechowski chyba po prostu funkcjonuje po pierwsze w społecznej próżni, chyba nie ma zapotrzebowania na Platformę Obywatelską bis, na dodatek w wykonaniu jej byłego członka...

    Z.D.: Tenora.

    R.Ch.: Tenora. Na dodatek można też spojrzeć na samą osobę Andrzeja Olechowskiego, można się zastanawiać, czy wszystkie elementy jego życiorysu, jego poglądów, jego sposobu bycia pasowałyby do tego elektoratu, do którego Olechowski chciałby się odwołać. No i po trzecie wreszcie – jeśli ktoś przez wiele lat prezentował się jako polityk liberalno-konserwatywny, a więc klasycznie prawicowy, to sytuacja, w której z dnia na dzień ogłasza się socjaldemokratą...

    Z.D.: I zabiega o poparcie elektoratu lewicowego czy centrolewicowego...

    R.Ch.: Tak, ktoś, kto jeśli w ogóle kojarzył się jakoś w polityce, to bardziej kojarzył się z osobą Lecha Wałęsy, nagle miałby pozyskać wyborców, którzy w znacznej mierze kształtowali swoje postawy wyborcze w latach 90. w opozycji do Lecha Wałęsy.

    Z.D.: Mówiliśmy o tym, że nie są wyostrzone postulaty programowe, no ale mamy już przygotowane spoty, mamy już przygotowane hasła. Szczerze mówiąc, te hasła mi się trochę mieszają: „Najważniejsza jest Polska” z „Razem zmienimy Polskę”, jeden z kandydatów mówi o drzewach, drugi mówi o drzewach. Czy da się w tej chwili wyodrębnić jakąś treść polityczną, ideologiczną, która by w tych prezydenckich reklamówkach zaistniała?

    R.Ch.: Pozwoliłem sobie po poprzednich wyborach prezydenckich postawić prognozę: jeszcze zatęsknimy za spotem o lodówce, który, abstrahując od jego formy, stymulował bez wątpienia dyskusję o podatkach. Każdy z nas po obejrzeniu takiego spotu mógł sobie spokojnie policzyć, czy mu się opłaca podatek liniowy, czy nie. No i wyborcy to policzyli i wybrali. W tej sytuacji, jaka jest obecnie, każdy unika owego błędu i każdy odwołuje się do tego, co pokazują wszystkie sondaże – uczuć jedności narodowej, pewnego patosu po tragedii smoleńskiej. Stąd więc można by na dobrą sprawę pozamieniać spoty wyborcze, przypisać spot Komorowskiego Kaczyńskiemu i odwrotnie, i pewnie mało kto z wyjątkiem speców od marketingu by zwrócił na to uwagę.

    Z.D.: Mamy 4 czerwca, 21 lat temu odbyły się wybory, wybory dziwne – nie wolne, ale też nie całkiem niedemokratyczne. Trudno je określić jednym słowem. I dzisiaj mamy kampanię prezydencką. Polska demokracja się rozwinęła przez te 21 lat, jest mocniejsza, lepsza? Zbudowaliśmy ją?

    R.Ch.: Bardzo trudno jest definiować demokrację w sposób prosty i jednoznaczny. Dobrze, że ona w ogóle jest.

    Z.D.: Dziękuję bardzo za rozmowę. To dobra puenta.

    R.Ch.: Dziękuję.

    (J.M.)