Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 20.04.2010

Wraca polityczna rzeczywistość

W środę Marszałek Sejmu ogłosi termin wyborów prezydenckich.

Wybory prezydenckie odbędą się najprawdopodniej 20 czerwca 2010 r. Dwóch kandydatów liczących się partii nie żyje. Rozpoczyna się więc szukanie kandydatów przez niektóre ugrupowania. Kto może zostać kandydatem Prawa i Sprawiedliwości?

- To jest chyba pierwsza kampania prezydencka, a pamiętam wszystkie dotychczasowe - która jest tak trudna i nieprzewidywalna z oczywistych powodów - mówi dr Tomasz Słomka z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.

- To jest niespotykana sytuacja, kiedy ginie dwóch kandydatów na prezydenta i kiedy tak krótkie terminy obligują do szybszego poszukania kogoś w zamian - dodaje dr Słomka.

- Politolodzy mówią zawsze, że pierwszym potencjalnym kandydatem jest lider ugrupowania, więc naturalne jest, że kandydatem PiS byłby tutaj Jarosław Kaczyński, a kandydatem SLD Grzegorz Napieralski. Ale to nie musi być wcale takie oczywiste - mówi Słomka.

(pm)

*

  • Paweł Wojewódka: Dziewięć dni ciszy politycznej, dziewięć dni wyciszenia, no i zaczyna nas znowu otaczać polityczna rzeczywistość. W studio dr Tomasz Słomka, Instytut Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Witam pana bardzo serdecznie.

    Dr Tomasz Słomka: Witam pana, witam państwa.

    P.W.: Jutro marszałek sejmu p.o. prezydenta Rzeczpospolitej ogłosi termin wyborów. Właściwie to jest tylko formalność, bo wszyscy wiemy, że najprawdopodobniej wybory odbędą się 20 czerwca. No ale trwa teraz szukanie kandydatów. Dwóch kandydatów dwóch liczących się partii nie żyje, te partie teraz szukają kandydatów. No właśnie, jak pan sądzi, kto będzie kandydatem Prawa i Sprawiedliwości?

    T.S.: Trzeba by mieć kulę chyba...

    P.W.: Ale jest pan politologiem i pewne zjawiska polityczne...

    T.S.: Tak, oczywiście.

    P.W.: ...dla pana nie są obce.

    T.S.: Tak, jesteśmy w stanie oczywiście zastanowić się i dokonać pewnej analizy, chociaż przyznaję się, że to jest chyba pierwsza kampania, a pamiętam wszystkie kampanie od 90 roku, która jest tak trudna i tak nieprzewidywalna z zupełnie oczywistych powodów. To jest niespotykana sytuacja, kiedy ginie dwóch kandydatów na prezydenta i kiedy tak krótkie terminy obligują do szybkiego poszukania kogoś w zamian. Politolog powiedziałby tak, pewnie nie tylko ja, że pierwszym podstawowym zawsze kandydatem jest lider ugrupowania i można pójść tym tropem i powiedzieć, że Jarosław Kaczyński byłby takim kandydatem można powiedzieć w miarę oczywistym. I z drugiej strony Grzegorz Napieralski. Ale to wcale nie musi być takie oczywiste w przypadku prezesa Kaczyńskiego, osobista tragedia, dramat, no, sytuacja bezdyskusyjnie niezwykle ciężka powoduje, że ten start nie musi być tak oczywisty. Chociaż media już spekulują, że sprawa jest przesądzona. W przypadku Sojuszu Lewicy Demokratycznej...

    P.W.: No, mówiło się o Andrzeju Olechowskim na przykład.

    T.S.: No tak, oczywiście, mówiło się, ale to było chyba bardzo, bardzo zapasowe mówienie, bardzo taki zapasowy wariant. Lider Grzegorz Napieralski... no, pozwolę sobie ująć to tak: zbyt mało charyzmy, zbyt mało można powiedzieć przygotowania do pełnienia tego typu urzędu. Czyli pan poseł Kalisz być może.

    P.W.: Dwóch ewentualnych kandydatów zrezygnowało, a właściwie jeden – Ludwik Dorn już zrezygnował, jutro ma zrezygnować Tomasz Nałęcz. Jutro również PSL ma ogłosić swojego kandydata.

    T.S.: Tak, to te dwie pierwsze sytuacje, rezygnacja dwóch kandydatów, jedna już zrealizowana w praktyce, druga zapowiedziana właściwie, no, bierze się z problemu związanego z krótkimi terminami, które narzuca nam tryb przyspieszony wyborów.

    P.W.: Przypomnijmy naszym słuchaczom właśnie, na czym polega ten przyspieszony tryb i krótkie terminy.

    T.S.: Przede wszystkim mamy tutaj dwie rzeczy: termin zgłoszenia kandydata jest taki sam jak w wyborach w trybie standardowym, czyli na 45 dni przed terminem wyborów, natomiast wybory mają się odbyć w ciągu 2 miesięcy od zarządzenia ich, a więc od jutra właściwie mamy już problem ze zbieraniem podpisów. No i to jest właśnie druga rzecz. Ordynacja nie różnicuje liczby podpisów, które muszą być zebrane, bo ma być 100 tysięcy jak w trybie standardowym i koniec na około dwa tygodnie zbierania tych podpisów. To jest bardzo mało czasu. I ogromne przedsięwzięcie organizacyjne. Na to mogą pozwolić sobie tylko kandydaci z naprawdę dużym zapleczem organizacyjnym.

    P.W.: Duże partie polityczne.

    T.S.: Duże partie polityczne, bo tu pospolite ruszenie po prostu nie zadziała. I rozumiem pana profesora Nałęcza, rozumiem tutaj kandydata, który dzisiaj zrezygnował, bo nie daliby rady najprawdopodobniej. Andrzej Olechowski być może, taka tu była kalkulacja, ratowałby się przez ten alians z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, tam jest zaplecze, które byłoby w stanie zebrać te podpisy, no ale to, mówię, raczej jest mało prawdopodobne. A więc terminy i brak zaplecza powoduje te rezygnacje.

    P.W.: A jak pan sądzi, na ile ta tragedia, ta katastrofa, te śmierci będą ciążyły na wyborach prezydenckich? Bo marszałek obecnie jest dosyć w fatalnej sytuacji, bo z jednej strony jest marszałkiem sejmu, z drugiej strony pełni obowiązki prezydenta, no a z trzeciej strony jest kandydatem największego ugrupowania właśnie na urząd prezydenta Rzeczpospolitej.

    T.S.: Mógłbym nawet powiedzieć, że marszałek jest w ubolewania godnej sytuacji, dosłownie między młotem a kowadłem. On byłby w trudnej nawet wtedy, gdyby nie kandydował z ramienia Platformy Obywatelskiej, bo zawsze mógłby się narazić na zarzuty, że jako przedstawiciel partii rządzącej wykorzystuje pewne mechanizmy konstytucyjne, prawne w celu realizacji interesów tej partii. Do tego właśnie dochodzi jeszcze jego kandydowanie. Wiemy już, że pomimo pewnych spekulacji, że Donald Tusk mógłby zmienić bieg wydarzeń i sam kandydować, nie jest to realne. Premier to przekreślił wczoraj i potwierdził jasno: marszałek sejmu jest kandydatem Platformy Obywatelskiej. Pan marszałek ma trudną sytuację z kilku powodów, jest związany terminami prawnymi. Oczywiście można powiedzieć, że oczekiwalibyśmy pewnego wyczucia, że jeżeli chodzi o zarządzenie wyborów, zrobi to w najdalszym możliwym terminie, żeby dać nieco ochłonąć tej skołatanej po katastrofie opozycji, ale on też nie może tego w nieskończoność przeciągać, ten termin, w którym pójdziemy do wyborów, jest właściwie terminem ostatecznym, więc nic tutaj marszałek zrobić nie może. Jest w trudnej sytuacji nominacyjnej. Nominacyjnej, bo ja usłyszałem zarzuty, że marszałek pospieszył się na przykład z nominacjami w Kancelarii Prezydenta, że zrobił to bez konsultacji, że zrobił to bez zastanowienia się. Z głębokim zastanowieniem ja myślę i słusznie uczynił, bo tutaj nie ma takiego obowiązku konsultowania się z opozycją. Nie ma. Kancelaria Prezydenta jest niepolitycznym organem, niepolitycznym w sensie nie kieruje polityką państwa i nie uczestniczy w kreowaniu tej polityki. To jest zespół urzędników, który ma pomóc prezydentowi w kierowaniu sprawami, które przynależą prezydentowi. Ma pomóc mu w wykonywaniu funkcji kompetencji. I nie ma potrzeby konsultacji. Nie słyszałem, żeby na przykład Aleksander Kwaśniewski konsultował z opozycją obsadę własnej Kancelarii Prezydenta. Tak samo nie robił tego Lech Kaczyński i nie musiał. Nie musiał po prostu, dlatego też te zarzuty uważam za niepotrzebne, niestosowne nawet.

    P.W.: Powiedział pan o konsultacjach. Jest taka propozycja Sojuszu Lewicy Demokratycznej, która już jest powtarzana od dłuższego czasu, że może by tak wspólnie wybrać jednego kandydata na prezydenta i ten jeden kandydat, taki ponad podziałami, on by został prezydentem Rzeczpospolitej.

    T.S.: No i byłby to „Front Jedności Narodu” rozumiem, no bo trudno mi to sobie wyobrazić. Zbyt wielkie są jednak podziały polityczne pomimo tego swoistego... nie wiem, jak to nazwać, ocieplenia, zbliżenia spowodowanego naturalną solidarnością w takich sytuacjach, jak po 10 kwietnia. Mnie jest trudno sobie wyobrazić, jak ten prezydent miałby działać w narastających nieuchronnie sprzecznościach politycznych. To jest piękna baśń, ale tylko baśń, nie da się tego zrobić.

    P.W.: Panie doktorze, zmieniło się, bo powiedział pan: narastających sprzecznościach politycznych. Nie tak dawno jeszcze mówiliśmy: w konfliktach politycznych.

    T.S.: No, w tych dniach każdy stara się jakoś łagodzić sformułowania, ale prawdę mówiąc nie powinienem się może i wahać nawet. Konflikty one powrócą, to jest nieuniknione. Teraz sprzeczności, potem konflikty, nie da się utrzymać tego stanu w nieskończoność, ta walka polityczna wróci.

    P.W.: Bo polityka to jest skuteczność, a skuteczność to jest walka, tak?

    T.S.: Tak, oczywiście, system demokratyczny zawsze opiera się na rywalizacji, tylko wszystko polega na tym, jak my tę rywalizację rozumiemy. No, niczym zdrożnym jest walka polityczna w demokratycznych granicach, no ale o to chodzi, by nie atakować na przykład ad personam, tylko atakować merytorycznie. Tutaj często brakowało tego u nas.

    P.W.: Zobaczymy, jak ta kampania prezydencka w tak wyjątkowej sytuacji będzie przebiegała. Bardzo panu serdecznie dziękuję za wizytę w studio.

    T.S.: Dziękuję bardzo.

    P.W.: Państwa i moim gościem był pan dr Tomasz Słomka, Instytut Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.

    (J.M.)