Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 15.05.2010

Liczy się tylko dwóch kandydatów

To pierwszy sondaż, w którym różnica między Bronisławem Komorowskim a Jarosławem Kaczyńskim jest taka mała. Te wyniki są trochę inne, niż te, które osiągały duże firmy badające preferencje wyborcze.

Z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badania Opinii "Homo Homini" dla Polskiego Radia wynika, że Bronisław Komorowski prowadzi w rywalizacji o urząd Prezydenta RP, ale jego przewaga nad Jarosławem Kaczyńskim topnieje. Gdyby wybory prezydenckie odbywały się jutro, czyli w niedzielę 16 maja, na Bronisława Komorowskiego głosowałoby 42,2 procent , a na Jarosława Kaczyńskiego 35,9 procent ankietowanych. Sondaż przeprowadzono na reprezentatywnej próbie 1071 pełnoletnich mieszkańców Polski. Błąd oszacowania wynosi 3 procent przy 95 procentowym progu ufności.

Robert Sobiech, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca w "Sygnałach Dnia" uwagę, że w sondażach przeprowadzonych przez instytuty, które działają już długo na polskim rynku, różnice między Bronisławem Komorowski a Jarosławem Kaczyńskim dochodzą nawet do 20 procent.

Ale tak czy inaczej sondaże pokazują, że jest tylko dwóch wiodących kandydatów. Zdaniem socjologa, jest szansa, że wyniki wyborów rozstrzygną się już w pierwszej turze. Zdecydują o tym ci z wyborców niezdecydowanych, którzy pójdą do wyborów w pierwszej turze.

Robert Sobiech uważa, że deklarowana frekwencja jest za wysoka. Jego zdaniem, do wyborów pójdzie niewiele więcej niż połowa Polaków.

Gość "Sygnałów Dnia" zwraca uwagę, że na decyzje wyborców mogą wpłynąć debaty między kandydatami. Ale te wybory będą pewnym eksperymentem, bo po raz pierwszy będa odbywała się podczas wakacji, a to może mieć wpływ i na wynik, i na frekwencję.

(ag)

*

  • Jakub Urlich: Dr Robert Sobiech, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Dzień dobry.

    Dr Robert Sobiech: Dzień dobry.

    J.U.: A więc także ten sondaż potwierdza, że liczy się tak naprawdę dwóch kandydatów.

    R.S.: Tak, to wyraźnie i to potwierdza wyniki wszystkich poprzednich sondaży. I myślę, że w znacznej części też odzwierciedla nastroje Polaków. Natomiast on jest pierwszym sondażem, gdzie ta różnica jest tak mała. Ale tu bym powiedział tak, że te wyniki stoją w takiej sprzeczności czy kontraście z tym, co pokazywały wyniki badań dużych firm badających opinię publiczną z poprzedniego tygodnia. Te różnice były kilkuprocentowe. Dzisiaj widziałem sondaż GFK Polonia w Rzeczpospolitej, tam ta różnica wynosi prawie 20 punktów na rzecz marszałka. A więc wydaje mi się, że należy patrzeć na te wyniki jako na wyniki zrealizowane czy dostarczone przez firmę, która dopiero wchodzi na polski rynek i szczerze mówiąc wolałbym odnosić się do wyników tych pracowni o dłuższym doświadczeniu.

    J.U.: Pewne jest, że takich sondaży przed wyborami, które za miesiąc, ta I tura, pojawi się jeszcze wiele. Może powiem, że ten sondaż został przeprowadzony przez Instytut Badania Opinii Homo Homini metodą kwestionariuszowych wywiadów telefonicznych na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1071 pełnoletnich mieszkańców Polski. Błąd – oszacowanie wynosi 3% przy 95-procentowym progu ufności. Pojawiały się w tym tygodniu takie opinie, że Bronisław Komorowski ma w ogóle szansę wygrać wybory już w I turze. Te wyniki tego nie potwierdzają. Ale pan myśli, że jest na to szansa?

    R.S.: Ja myślę, że gdyby odwołać się na przykład do dzisiejszych badań w GFK Polonia, które publikuje Rzeczpospolita, to tam jest właściwie bardzo bliski wynik tego rezultatu...

    J.U.: 48%.

    R.S.: Tak, wyniki CBOS też mówią o 50% poparcia. Myślę, że jest tutaj szansa. Oczywiście przy dużej mobilizacji wyborców, przy wysokiej frekwencji. A przede wszystkim to, co jest nowe w tej debacie, tak jak pan powiedział, w tej kampanii, że ci pozostali kandydaci właściwie się nie liczą. A w sumie można te głosy w tej chwili, które idą na pozostałych kandydatów to jest mniej więcej 10% wszystkich głosów, jest stosunkowo niewielki odsetek tych, którzy mówią, że się wahają, natomiast oczywiście jest kwestia frekwencji. Te wszystkie badania mówią np. o sześćdziesięciokilkuprocentowej frekwencji, ona jest mało prawdopodobna. Wydaje się, że do wyborów pójdzie pięćdziesiąt, pięćdziesiąt kilka procent, przynajmniej do I tury.

    J.U.: Ale przecież ostatnie wybory pokazywały, wybory parlamentarne, że jednak Polacy potrafią się zmobilizować.

    R.S.: No tak, ale to było w kontekście tych bardzo niedobrych wyników frekwencyjnych z poprzednich wyborów. Jeżeli się cofnąć 5 lat temu, to ta frekwencje wynosiła mniej więcej 50%, połowa Polaków poszła do urn zarówno w I, jak i w II turze. Wydaje się, że tu nie będzie takiego czynnika mobilizującego.

    J.U.: No właśnie, jaki to mógłby być czynnik? Co Polaków mogłoby zachęcić do pójścia do wyborów? Czy ta sytuacja polityczna, jakiej jesteśmy świadkami już od kilku lat w Polsce, nie jest takim czynnikiem?

    R.S.: Myślę, że są dwa główne źródła motywacji. Po pierwsze jest tak, że te wybory coś zmienią. I teraz oczywiście to jest kwestia, co Polacy wiedzą o urzędzie prezydenta, o systemie władzy, a na ile to są wybory, jeśli chodzi o to, jak będzie wyglądało rządzenie w Polsce, a na ile są to wybory na konkretną osobę, jej wiarygodność, zaufanie...

    J.U.: To już chyba od wielu lat.

    R.S.: Tak, a drugi czynnik, z którym mamy niestety kłopoty, no to jest zaangażowanie się w życie publiczne. To jest jeden z takich wskaźników, który pokazuje, że obywatele chcą wybierać, chcą uczestniczyć, chcą kontrolować. Jak na razie to mniej więcej sprawdza się w przypadku połowy dorosłych Polaków.

    J.U.: Co oznacza też, że jeżeli ta pierwsza runda nie przyniesie rozstrzygnięcia, to w drugiej rundzie może być kłopot, bo wtedy rzeczywiście zaczynają się już wakacje, no i pewnie niewielu osobom będzie chciało się aż tak bardzo angażować, żeby przed wyjazdem na wakacje zadbać o to, żeby mieć prawo do głosowania.

    R.S.: Myślę, że te badania pokazują, że zarówno w przypadku obu kandydatów jest tzw. twardy elektorat, który jest motywowany i który pójdzie niezależnie od problemów. Ale oczywiście jest w każdym przypadku taka grupa ludzi, którzy deklarują, że pójdą do II tury w sondażach, a w rzeczywistości mogą zostać w domu albo też wyjechać na wakacje. Myślę, że to sztaby bardzo uważnie szacują, jakie mogą być te zmiany frekwencji. No i pierwszy raz będziemy mieli do czynienia z taką sytuacją, gdzie doszłoby do II tury, byłby to lipiec, wakacje i tu rzeczywiście te wyniki mogą być inne niż w tej chwili wyniki sondażowe. Ale tak naprawdę ta kampania dopiero się rozkręca, przecież dopiero na jakieś dwa, trzy tygodnie będzie ona na tyle intensywna, że Polacy albo będą się utwierdzać w swoich wyborach, albo też ci, którzy się wahają, a nie są to bardzo liczne grupy, będą miały jakiś określony (...)

    J.U.: No właśnie, powiedział pan, że nieliczne grupy się wahają. Jak można by to procentowo określić? To znaczy te twarde elektoraty, o których pan też przed chwilą wspomniał, jak one procentowo mniej więcej wyglądają?

    R.S.: To mniej więcej jest tak, jak pokazują te badania, że gdzieś jest taka grupa osób, która bym powiedział, że liczy w granicach 60–70%, są to te twarde elektoraty, po czym są ci, którzy w tej chwili wspierają tych dwóch najważniejszych kandydatów, ale ich głosy niekoniecznie muszą się sprawdzać przy urnie. No i to, co pokazują te wszystkie badania, że ta grupa osób, która nie ma tutaj kandydata, a chce uczestniczyć w wyborach, to jest w granicach dziesięciu, kilkunastu procent. Więc to nie jest dużo, natomiast oczywiście jest tak, że... wygląda na to, że Polacy już chcą wybierać pomiędzy dwiema partiami. Dla tych nowych kandydatów, tu głównie myślę o Andrzeju Olechowskim, który miałby być taką szansą na takiego ponadpartyjnego kandydata, wydaje się, że nie ma dla niego w tym momencie miejsca. No i będziemy w takim sporze pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością, PiS-em i Platformą.

    J.U.: W sondażu, o którym mówimy, zapytano też o potrzebę zorganizowania debaty prezydenckiej, 73% ankietowanych takiej debaty by chciało. Myśli pan, że taka debata mogłaby wpłynąć na przykład na tych niezdecydowanych, czy służyłaby tylko utwierdzeniu tych, którzy już są zdecydowani?

    R.S.: Tak. Temu właśnie służą debaty i właściwie temu właściwie służą kampanie wyborcze, żeby utrzymać tych, których już mamy i którzy wierzą w naszego kandydata, ale jednocześnie doprowadzić do tego, że ci wahający się uwierzą i po pierwsze przyjdą do tych urn, a po drugie zagłosują. Więc ta końcówka w kampanii to tak naprawdę za każdym razem jest walka o tych niezdecydowanych.

    J.U.: A pan wierzy w to, że ci pozostali kandydaci, jak powiedzieliśmy, dziesięć, może kilkanaście procent, są gotowi wycofać się z wyborów, poprzeć któregoś z tych dwóch głównych kandydatów?

    R.S.: Myślę, że przed I turą jest to bardzo mało prawdopodobne. Oni mają swoje programy, w większości prezentują poszczególne partie, więc nie sądzę, żeby były tutaj takie decyzje, nawet przy tym małym poparciu. Ale to, co pewnie będzie istotne, to jeżeli dojdzie do II tury wyborów, no to jest kwestia, jak się przesunie te kilkanaście procent głosów, czy ci wyborcy zostaną w domu, bo zarówno Kaczyński, jak i Komorowski nie będą ich kandydatami, czy też przeniosą te głosy. Sondaże w tej chwili pokazują, że jeżeli będą przenosić głosy, to bardziej na marszałka Komorowskiego.

    J.U.: Jak pan obstawia, jeśli można socjologowi takie pytanie zadać, jak pan obstawia, na ile jest szansa, że w I turze zapadnie rozstrzygnięcie?

    R.S.: Jeżeli ci wahający się, którzy w tej chwili deklarują, że być pójdą, a być może nie pójdą, uwierzą, że te wybory są ważne i istotne dla nich, to myślę, że jest szansa rozstrzygnięcia w I turze. Ale to jest kwestia i sztabów wyborczych, i perswazji poszczególnych kandydatów, żeby była odpowiednia frekwencja, a wtedy ten wynik... możemy już mieć rozstrzygnięcie 20 czerwca, co nie jest bardzo prawdopodobne, ale wydaje się możliwe. Jak będzie wyglądał rozkład głosów w II turze, no to będziemy to po raz pierwszy ćwiczyć, bo nigdy wcześniej wybory nie miały miejsce na początku lipca.

    J.U.: Bardzo dziękuję. Dr Robert Sobiech, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, w Sygnałach Dnia, komentował wyniki sondażu prezydenckiego przeprowadzonego na zlecenie Polskiego Radia.

    (J.M.)