Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 17.03.2010

Zimoch: dopiero teraz czuję koniec Igrzysk

Wykrycie dopingu u polskiej zawodniczki jest niechlubnym ukoronowaniem zakończonych przed ponad dwoma tygodniami Igrzysk w Vancouver.

- Czuję się oszukany - mówił pesymistycznie w Jedynce Tomasz Zimoch. - Dopiero teraz czuje koniec igrzysk w Vancouver. Nie był nim fantastyczny finisz (Justyny Kowalczyk w biegu na 30 km), a wykrycie dopingu u Kornelii Marek - dodał. Badania próbki B potwierdziły, że polska biegaczka stosowała doping podczas Igrzysk Olimpijskich w Vancouver.

Zimoch przywołuje słowa zawodniczki. – Pamiętam jak mówiła po ceremonii dekoracji Justyny Kowalczyk, jak niewiele brakuje jej do czołówki, a tę czołówkę chcę gonić.

Zimocha najbardziej zastanawia fakt, dlaczego Marek w ogóle sięgnęła po doping. - Przecież nie miała szans na walkę o medale, a jedynie na udowodnienie, że jest w grupie czołowych zawodniczek - powiedział.

Według niego najistotniejszą kwestią jest poznanie mechanizmów podawanie i stosowanie dopingu przez sportowców. - Ponieważ Kornelia Marek sama nie wzięła dopingu. Pomogli jej w tym inni ludzie.

Walka z dopingiem wydaję się "walką z wiatrakami", ponieważ doping istnieje od zawsze. - A może zaakceptować kontrolowany doping? - zastanawia się Zimoch. - Być może doping pod kontrolą nie byłby tak niebezpieczny, jak doping tzw. czarny - mówił.

Przykłady innych krajów, choćby Stanów Zjednoczonych, pokazują, że w podobnych przypadkach należy karać przyłapanych sportowców. - Ale nie karać ich na sportowy niebyt.

*

  • Przemysław Szubartowicz: Witam państwa. A naszym gościem dzisiaj jest Tomasz Zimoch, nasz wybitny komentator sportowy z Polskiego Radia. Witam.

    Tomasz Zimoch: Dzień dobry.

    P.S.: No i mamy smutną sprawę, ponieważ mamy sprawę pani Kornelii Marek, próbka B potwierdzona. Sama zawodniczka wprawdzie odżegnuje się od tego, nadal mówi, że nic nie wiedziała, no ale problem jest. No to co z tym dopingiem? Ponieważ jakieś załamanie wśród właśnie obserwatorów, kibiców i samych sportowców da się już widzieć. Jest problem.

    T.Z.: No jest, jest bardzo duży problem, to przykra sprawa, to sprawa, która podważa w ogóle wiarę w czysty sport, w czystą rywalizację, wiarę w uczciwość ludzi. Ja czuję się paskudnie i potwornie oszukany, tym bardziej że tę zawodniczkę wydawało mi się, że dobrze znam. Jeszcze pamiętam jej słowa właśnie w Vancouver, na ulicach w Whistler po ceremonii dekoracji Justyny Kowalczyk, kiedy mówiła, jak niewiele jej brakuje do światowej czołówki, jak chce ten świat gonić. Sprawa o tyle przykra, a jednocześnie ona nie jest tak prosta do wyjaśnienia, bo przecież sport nie jest jakąś oazą, nie jest wyspą szczęśliwości, nie jest wyspą wydartą z tego świata. Przecież na tym świecie, panie Przemku, codziennie każdy z nas, uderzmy się w piersi, stosuje doping. Nie w postaci Epo, ale w postaci tego, że narusza reguły, normy...

    P.S.: Tak, tylko że ta idea szlachetnego, ta, gdzie jest ta czysta rywalizacja, o której pan, panie Tomku, właśnie powiedział, i w tych emocjach, które pan prezentuje na antenie, właśnie skrywa się taka emocja kibica, obserwatora, że chciałby widzieć, że ludzie zmagają się właśnie niezdopingowani, nie sztucznie pobudzeni, tylko próbują swoich sił, swojego organizmu. I to zostało zakwestionowane już dawno zresztą przez istnienie dopingu.

    T.Z.: Ale sam pan przed chwilą powiedział, że „chcielibyśmy”, by tak było, ale tak nie jest, bo taki jest świat wokół nas, chociaż bardzo pragniemy, by sport być może był właśnie taką oazą, być może był jedną częścią tego świata, w której te zasady czystości czy w ogóle normy by obowiązywały. Dlatego czuję się tak oszukany, bo znowu zostałem sprowadzony na ziemię, bo znowu przypadek i to polskiej zawodniczki każe nad tym wszystkim rozmyślać, że nawet chyba nie Igrzyska, nie zakończona konkurencja, być może miesiąc, dwa, trzy, a może nawet rok, pamiętajmy też, że próbki z tych Igrzysk będą przetrzymywane przez osiem lat, być może dopiero za kilka lat też się dowiemy, kiedy znów zostaną wykryte nowe metody badania, dowiemy się, że niedozwolone środki stosowało wielu innych sportowców. Więc być może właśnie nie ten dramatyczny finisz, nie ta fantastyczna walka jest zakończeniem rywalizacji sportowej, tylko dopiero wynik kontroli antydopingowej. I to mnie też bardzo, bardzo smuci.

    P.S.: No tak, to jest bardzo pesymistyczny ton, ale pytanie: co w takim razie można zrobić, kiedy to wszystko się na naszych oczach odbywa, nie od dziś przecież wiadomo, chociaż w Polsce akurat Epo nie można było dotychczas wykryć, tylko w światowych laboratoriach. Tak że zastanawiam się, co można byłoby zrobić. U nas jest ta ustawa o sporcie, która jest szykowana, tam mają być kary dla tych, którzy przygotowywali czy zachęcali ludzi do brania, dla sportowców mają być utrzymane dotychczasowe dyscyplinarne kary sportowe, ale czy to pomoże? Tak jak w żadnej dziedzinie w zasadzie zaostrzanie prawa nie zawsze daje rezultaty, tak tutaj przy tak potężnej presji, jak mówią niektórzy, rozmaitych środowisk, koncernów, a może nawet czarnego rynku związanego ze sportem, co można zrobić?

    T.Z.: Ja obawiam się, że niewiele to wszystko pomoże, bo wracając do Kornelii Marek, to ja się tak zastanawiam, dlaczego ona po to sięgnęła. Przecież ona nie miała szans na walkę o medale. Ona miała szansę być może na to, żeby potwierdzić, że jest w grupie tych zawodniczek średnich. I to mnie najbardziej zastanawia, to mnie wręcz martwi.

    P.S.: Ale wiadomo, że sama nie mogła, już wszyscy, którzy się na tym znają, powiadają...

    T.Z.: Nie ulega wątpliwości...

    P.S.: ...że musiał być jakiś sztab ludzi.

    T.Z.: I to jest być może najistotniejsza sprawa, że właśnie to być może jest ten moment, ta chwila, żeby sprawę wyjaśnić od początku do końca, żeby poznać mechanizmy, w jakich to wszystko się odbywa, że przecież nie sama zawodniczka, ktoś jej musiał w tym pomagać, to nie ulega najmniejszych wątpliwości. Kornelia złamała zresztą wiele innych przepisów. Ona przyznaje się do tego, że stosowała zastrzyki i domięśniowe, i dożylne. Proszę zwrócić uwagę, że w tej chwili zastrzyk podawany sportowcowi powyżej 50 ml musi być zgłoszony i na to musi być wyrażona zgoda. Na to zgoda z reguły jest udzielana. Ale ona o tym nawet nie informowała nikogo. Więc to także stawia ogromny znak zapytania. Co zrobić? Walczyć nadal, kontrolować, ale też pamiętajmy, że nie możemy kontrolować ciągle, stale, bo to byłby doping sterowany, jak czyniono to w NRD kilkadziesiąt lat temu. Badać sportowców, także i młodych. Też rozmawiałem w ostatnich dniach z wieloma trenerami. Ten przykład także pokazuje, że młodzi sportowcy mówią: trenerze, jak nie wezmę, to i tak z nikim nie wygramy.

    P.S.: Czyli sięgamy do kwestii edukacji, do kwestii najbliżej położonych startu zawodnika, startu człowieka, który próbuje być sportowcem.

    T.Z.: Ale od najmłodszego. I być może to jest też jakaś utopia, być może to jest też walka z wiatrakami. No bo znajdzie się zawsze ktoś, kto zaryzykuje, kto będzie starał się te normy łamać. Pamiętajmy, że doping nie jest niczym nowym. Przecież i w starożytności w czasie Igrzysk mówiono o na tamte czasy stosowaniu dopingu. Doping nie jest czymś nowym, a wychodzi po latach. Ja tylko przypomnę duński kolarz Knut Jensen, który zmarł podczas wyścigu kolarskiego na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie. Okazało się, że stosował niedozwolone środki. Harold Connolly, mistrz olimpijski w rzucie młotem z 1956 roku (które to lata już!), ale on dopiero po kilku latach, zeznając przed komisją senacką Stanów Zjednoczonych, on przyznał się do tego, że stosował sterydy. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.

    P.S.: Ale okazuje się, że nawet możliwa rujnacja zdrowia i to, w jaki sposób to działa, też nie odstraszają zawodników czy całych tych grup sportowych od tego, żeby doping stosować, czyli...

    T.Z.: I pojawia się od razu problem, czy doping być może zaakceptować, być może doping pod kontrolą, nawet słyszałem takie wypowiedzi z ust medyków, nie byłby tak groźny jak w tej chwili...

    P.S.: Holenderski model sportowy.

    T.Z.: ...jak w tej chwili doping tak zwany czarny. Ivan Lendl, jeśli dobrze pamiętam, znany czeski tenisista, on przed laty, także chyba i Boris Becker, proponowali właśnie, żeby ten doping kontrolowany, doping pod wiedzą czy pod kontrolą lekarza był stosowany. Ale z drugiej strony do czego to doprowadzi? To jakie te Igrzyska miałyby być? Czy one miałyby polegać na tym, że ktoś będzie się szprycował, koksował i być może u kogoś organizm w końcu tego nie wytrzyma? Czyli czego my znowu oczekujemy?

    P.S.: Może dojdzie do sytuacji, w której sztuczni ludzie, roboty zaczną brać udział w zawodach i wtedy w ogóle problem przestanie istnieć, bo tylko nowe technologie będą mogły spowodować, że ktoś wygra bądź przegra.

    T.Z.: Panie Przemku, to igrzyska cyborgów to w takim razie nie mają sensu, ale też...

    P.S.: No to zmierzamy rzeczywiście do jakiegoś absurdu. Rzeczywiście zmierzamy do absurdu, ale zastanawiam się w takim razie, czy... Jeszcze jest jedna taka kwestia – czy sportowców należałoby karać? To znaczy żeby to byłaby sprawa karna, tak jak na przykład we Włoszech zdaje się jest, że tam może być odpowiedzialność karna i sportowcy idą do więzienia bądź mają jakieś sankcje poważne.

    T.Z.: W wielu krajach tak jest, w Stanach Zjednoczonych też. Przecież Marion Jones, multimedalistka olimpijska, gwiazda lekkiej atletyki światowej, ona także musiała odbyć karę więzienia...

    P.S.: Ale słyszałem panią Guzowską dziś z Platformy Obywatelskiej, dawniej zawodniczkę, która mówi, że tak absolutnie nie powinno być, że ona sobie nie wyobraża, żeby sportowców karano.

    T.Z.: Panie Przemku, ale z drugiej strony też żebyśmy nie popadli z jednej skrajności w drugą skrajność. Każdemu człowiekowi, który zgrzeszy, nawet ciężko, należy dać szansę. Tak jak daje się szansę zabójcy, jak daje się szansę wielu zbrodniarzom, jak daje się szansę temu, który naruszył prawo i przez wiele lat był w więzieniu, nie można człowieka od razu skazywać na niebyt, nawet na niebyt sportowy, choć doping w sporcie trzeba karać. Bezwzględnie. Kornelia Marek i tak już została surowo ukarana – jej odebrano licencję, skreślono z kadry, zabrano stypendium, ona będzie zdyskwalifikowana na wiele lat, ona nie będzie mogła wziąć udziału w Igrzyskach Olimpijskich. Mnie tylko jedno zainteresowało, nie chcę powiedzieć ucieszyło, ale z jej strony ogromne takie zapewnienie, taka wiara, że ona będzie chciała odpokutować za swoje grzechy i będzie chciała po dyskwalifikacji wrócić i biegi narciarskie uprawiać dalej.

    P.S.: I ostatnie pytanie rodzi się takie: da się ideę sportową jeszcze uratować, czy to już są powoli domykające się drzwi?

    T.Z.: Wie pan co? Dzisiaj na to pytanie to właściwie należałoby odpowiedzieć, że chyba nie ma na to szans. Ale ja jestem optymistą, ja wierzę, że tak. Ale to wszystko zależy także od nas. Ale też nie bądźmy tylko mentorami, moralizatorami, nie bijmy tak mocno w stronę sportowców, bo jak mówię, sami wokół siebie, jak rozejrzymy się w lewo i w prawo, a także popatrzymy przed, sami takimi ideałami nie jesteśmy, grzeszymy także.

    P.S.: Panie Tomku, ma pan rację, kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Dziękuję bardzo. Tomasz Zimoch był naszym gościem.

    (J.M.)