Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 24.03.2010

To było jedyne takie pismo

"Tygodnik Powszechny" kończy 65 lat.

W Polsce Ludowej to było jedyne takie pismo - mówi w "Sygnałach Dnia" Dariusz Jaworski, pierwszy zastępca redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego.

Przypomina, że pismo w swej historii dwa razy musiało przerwać działalność. W latach 1953-56 pismo zamknięto, bo odmówił opublikowania obowiązującego nekrologu po śmierci Józefa Stalina. Druga przerwa przypadła na lata stanu wojennego 1981-82.

Tygodnik udowodnił przez minione lata, ze potrafił być miejscem, w którym spotykali się różni ludzie. Choć niedawno pismu groziło zamknięcie. Wsparcia udzielili mu czytelnicy.

Do najnowszego numeru zosłał dołączony dodatek "Żydownik Powszechny". To próba zmierzenia się z zarzutami, jakie pod adresem wysuwane są na pewnych forach internetowych. Na 40 kolumnach redakcja przypomina swoje teksty poświęcone antysemityzmowi i problemom żydowskim, wydrukowane przez 65 lat.

  • Krzysztof Grzesiowski: W studiu Sygnałów pierwszy zastępca redaktora naczelnego Tygodnika Powszechnego pan Dariusz Jaworski. Dzień dobry, panie redaktorze, witamy.

    Dariusz Jaworski: Dzień dobry, witam.

    K.G.: I tak mówiąc szczerze, to możemy porozmawiać jak jubilat z jubilatem, bo nam niedawno stuknęło 85 lat, a państwu dzisiaj lat 65.

    D.J.: No tak, możemy się nawet zachowywać jak dziadek i ojciec.

    K.G.: Może młodszy dziadek.

    D.J.: Mam nadzieję, że za nami są jakieś młodsze pokolenia.

    K.G.: Pierwszy numer Tygodnika ukazał się 24 marca 1945 roku. Sprawiły to cztery osoby, wówczas komitet redakcyjny liczył cztery osoby: ksiądz Jan Piwowarczyk, Jerzy Turowicz, późniejszy wieloletni redaktor naczelny, Konstanty Turowski i Maria Czapska. Ciekawe pismo, z krótką przerwą, trzyletnią, prawda?

    D.J.: No, z dwoma przerwami.

    K.G.: A nawet z dwoma.

    D.J.: Przypominam, bo... Tak, tak, bo tu była przerwa 53–56, czyli moment, kiedy umarł Józef Wisarionowicz Stalin i wtedy pismo zostało zawieszone za odmowę opublikowania wersji, której jedynie odpowiadała władzom, nekrologu po śmierci Stalina, a potem, przypominam, rok 81 i 82, te kilka czy kilkanaście miesięcy, kiedy to nie wychodziło wiele zresztą pism, kiedy to zdeformowano tę scenę nie tylko medialną w kraju.

    K.G.: A to ciekawy ten trzyletni okres, kiedy Tygodnika nie było. Właściwie to on był, bo ukazywał się, nawet, ba, numery były zachowane...

    D.J.: Tak, tak.

    K.G.: ...tyle tylko, że kto inny wydawał i to już nie był ten Tygodnik Powszechny, który wcześniej i później czytelnicy znali i czytali.

    D.J.: Tak, to był inny Tygodnik. Ksiądz Adam Boniecki, czyli nasz obecny redaktor naczelny, nawet wyliczył w dzisiejszym numerze, bo tak się składa, że akurat dzisiaj jest to dzień – środa jest dniem, kiedy wychodzi nowy zawsze numer Tygodnika Powszechnego, że w sumie mieliśmy 3176 numerów, natomiast powinno być ich znacznie więcej. Z tym, że te numery, które wydawali między innymi ludzie PAX–u, nie są wliczane do oficjalnej, bo po prostu nie są prawdziwymi Tygodnikami Powszechnymi.

    K.G.: Przez lata Tygodnik był uznawany za nieformalny organ opozycji demokratycznej. Ba, niektórzy nawet mówili, że to jedyne legalne pismo opozycyjne w okresie PRL–u.

    D.J.: No tak, bo to było jedyne pismo. Oczywiście byli i tacy, którzy mówili, że jest to taki rodzaj koncesjonowanej opozycji. I oczywiście gdzieś tam jakieś ziarno prawdy w tych wszystkich stwierdzeniach jest. Ale chyba Tygodnik jakby udowodnił przez te lata, lata minione, że potrafił być tym środowiskiem, a przede wszystkim tym miejscem, gdzie mogli się spotykać różni ludzie. Aż do tego 89 roku, kiedy to wybuch wolności spowodował, że media mogły się rozwinąć tak jak chciały, czyli po prostu mogły działać niezależnie. I wtedy oczywiście Tygodnik stanął przed nowymi wyzwaniami.

    K.G.: W pewnym momencie, i to niedawno, ledwo sobie poradził.

    D.J.: No tak, rzeczywiście mieliśmy trudny moment dokładnie przed rokiem, kiedy to nastąpił ten moment załamania rynku reklamowego w Polsce. My, trzeba powiedzieć, że w zasadzie w dużej mierze nie opieramy się na rynku reklamowym, co oczywiście jest pewną słabością, ale jednocześnie paradoksalnie siłą Tygodnika. Głównie on żył przede wszystkim z tego, że sprzedawał poszczególne numery w odpowiedniej liczbie. No ale to było niesamowite doświadczenie, kiedy po apelu księdza Bonieckiego bardzo wiele osób, nieważne zresztą, w jakich kwotach, bo to były kwoty i bardzo drobne, i dość wysokie, wspomogły nas, pozwoliły przetrwać ten trudny moment, podobnie jak i pomogły poprzez jednoprocentówkę, do której oczywiście wpłacenia cały czas zachęcamy również w tym roku, ale... I to był jakoś takim momentem, który dla nas był przede wszystkim takim moralnym wsparciem, okazało się, że to jest potrzebne. No i oczywiście materialnym, bo nie tylko należy komuś mówić i współczuć, że jest głodny, ale dać mu również tę kromkę chleba.

    Wiesław Molak: W latach 90. Tygodnik Powszechny wszedł w konflikt z częścią hierarchii kościelnej. Na czym polegał ten konflikt?

    D.J.: Trudno powiedzieć, czy wszedł w konflikt z częścią hierarchii kościelnej. To, generalnie rzecz biorąc, ten początek lat 90. jest takim początkiem formowania się nowego patrzenia na rzeczywistość i ten spór, bo ja bym to tak raczej nazwał, ten spór nie tylko dotyczył hierarchii kościelnej, ale dotyczył również różnych środowisk dotychczas w jakiś sposób zjednoczonych, tych środowisk niepodległościowych, opozycyjnych. A polegał on na tym, że jak to zwykle w takich konfliktach, ma się różne zdania i również na tym, że Tygodnik w jakiś sposób zajął pewne stanowisko, można by nawet powiedzieć upolitycznił się. Tutaj co do tej kwestii mamy w samej naszej redakcji, w której doszło już do bardzo wielu zmian, wymiany pokoleniowej w jakiś tam sposób, ja też jestem przykładem takiej zmiany, bo stosunkowo mam bardzo nieduży staż pracy w Tygodniku Powszechnym, i mamy też różne zdania na ten temat. Na pewno to, co się stało wtedy, nie wpłynęło dobrze na samą pozycję Tygodnika i trzeba powiedzieć, że tak jak Tygodnik był chyba nie zawsze zasadnie oskarżany o różne rzeczy, tak też pewnych swoich błędów wtedy nie dostrzegał również, i to trzeba też powiedzieć.

    K.G.: W związku z jubileuszem Tygodnik Powszechny, ten najnowszy numer, ma w sobie dodatek. Pan mówił o oskarżeniach przed chwilą, tak, panie redaktorze?

    D.J.: Tak, tak.

    K.G.: I jedno z oskarżeń brzmi pod adresem Tygodnika, że to nie jest Tygodnik, tylko...

    D.J.: Żydownik Powszechny, tak, tak.

    K.G.: Żydownik, no właśnie. No i taki też tytuł nosi dodatek do najnowszego numeru. To jakaś prowokacja? Próba prowokacji?

    D.J.: Tak. No, zawsze zmierzenie się z czymś, z jakimiś zarzutami, z tą szeptanką, która albo wprost, albo jest za plecami, bo szeptanka zawsze jest za plecami, natomiast oskarżeniami, szczególnie na forach internetowych (...), to trzeba się czasami z tym zmierzyć, czasami trzeba do tego podejść z dystansem i taki pomysł powstał w redakcji. Koledzy, nie tylko koledzy, ale również jedna z koleżanek, Michał Okoński, Piotr Mucharski, Marek Zalejewski, Grażyna Makara przygotowali świetny 40–kolumnowy dodatek zatytułowany właśnie „Żydownik Powszechny”. Dlaczego to nosi taką nazwę, wyjaśnia również ksiądz Adam Boniecki we wstępniaku, czyli edytorialu do tego wydawnictwa. Rzecz jest bezprecedensowa, bo spojrzeliśmy na tę historię Tygodnika z innej perspektywy. Jubileusze mają to do siebie, że one się często zdarzają, miejmy nadzieję, że dożyjemy do 70. rocznicy, a potem 75. i tak dalej, i pewne pomysły się wypalają, trudno bez przerwy je powielać, wspominać, mówić o chwilach chwały i trudności. Tym razem pomysł dotyczył tego, żeby spojrzeć na pewien aspekt działalności Tygodnika, czyli zajmowania się problemami, tak zwanymi problemami żydowskimi, i problemem antysemityzmu. I tutaj spojrzenie... W zasadzie wybór tekstów nastąpił przekrojowy, przez całe 65 lat, prawie 65 lat, bo pierwszy tekst to jest z 1946 roku, i kończymy na tekście z roku ubiegłego współczesnego filozofa Jana Hartmana, tekście, który zresztą zdobył główną nagrodę za tekst publicystyczny w ostatnim konkursie Grand Press. Natomiast...

    K.G.: Znajdą państwo w tym dodatku także tak istotne teksty, jak choćby profesora Jana Błońskiego: „Biedni Polacy patrzą na Getto” czy „Antysemityzm” Jerzego Turowicza z 57 roku, czy wreszcie „Czarne jest czarne” księdza Stanisława Musiała. Data to rok 1997. Panie redaktorze, jako że jubileusz, to życzenia oczywiście, no to chciałem powiedzieć, że następnego 65–lecia, ale tylko obawiam się, że za te 65 lat to chyba już gazety nie będą drukowane, tak że...

    D.J.: No, drukowane być może nie będą, choć oczywiście ten zapach świeżo wydrukowanego papieru...

    K.G.: Może będzie dołączany.

    D.J.: Właśnie, poszeleszczę troszeczkę, poszeleszczę tym Tygodnikiem. To oczywiście będzie być może pewien rodzaj ekskluzywnego hobby, ale nawet jeżeli to będzie ta elektroniczna gazeta, którą się zwinie w rolkę albo złoży w karteczkę, albo założy się słuchawki bądź okulary, które same nam gdzieś do oczu czy też bezpośrednio do ośrodków mózgowych wtłoczą odpowiednią treść z Tygodnika, no to tak będzie. Po prostu liczy się to, co jest wewnątrz, a forma, no, zawsze jest miła, ale ulega zmianie.

    W.M.: Mówi się, że publicyści Tygodnika cenią umiarkowanie, otwartość, gotowość do dialogu i kompromisu. Tego też państwu życzymy.

    K.G.: Dziękujemy za rozmowę.

    D.J.: Bardzo dziękuję.

    (transkrypcja J.M.)