Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 14.07.2009

Twórcy: ustawa w tym kształcie nie może wejść w życie

Może ekonomia przekona polityków, bo przecież co zrobili politycy? Rzucili hasło, żeby nie płacić abonamentu, a nie mają pieniędzy w budżecie.

Wiesław Molak: Zgodnie z zapowiedzią w naszym studiu Janina Jankowska, Przewodnicząca Rady Programowej Telewizji Polskiej, ale wczoraj na spotkaniu z prezydentem Lechem Kaczyńskim reprezentowała pani także Stowarzyszenie Wolnego Słowa.

Janina Jankowska: Witam. Oczywiście, również.

W.M.: Nasza wspaniała radiowa koleżanka. Dzień dobry, witamy jeszcze raz w Sygnałach Dnia.

J.J.: Witam.

Henryk Szrubarz: Żal pani mediów publicznych?

J.J.: Słucham?

H.S.: Żal pani mediów publicznych?

J.J.: Oj, bardzo. Nie tylko żal, bo słowo żal to zawiera w sobie już taką treść, jakby one odchodziły w dal, a ja mam jeszcze na tyle energii, że uważam... i chciałabym tę energię wpompować w środowiska twórcze i przede wszystkim w naszych słuchaczy, żeby walczyć o te media, bo można walczyć. I myślę, że właściwie wczoraj na spotkaniu u prezydenta zdarzyło się coś takiego, gdzie połączyły się środowiska twórcze bardzo różnych poglądów, światopoglądów i sympatii politycznych, że wspomnę, od Agnieszki Holland, Krzysztofa Krauzego, był również prof. Kowalski, w gruncie rzeczy „ojciec chrzestny”, jak się przedstawił, tej ustawy, ale jednocześnie szef zespołu, który przygotowywał pierwszą wersję ustawy. I wszyscy oni mieli to samo stanowisko. Otóż ustawa w tym kształcie, w jakim w tej chwili jest, jest po prostu... nie powinna przejść.

H.S.: No właśnie, dlaczego nie powinna? Bo przecież na przykład gość chociażby godzinę temu – Zbigniew Chlebowski z Platformy Obywatelskiej – przekonywał, mówił, że właściwie to jest dobra ustawa. Nie jest doskonała, ale jest dobra, bo daje na przykład możliwość wpływu na skład Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji twórcom.

J.J.: Są pewne elementy nowe, no właśnie, ten sposób wyboru członków do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, notabene to był sposób już bardzo dawno, jeszcze wiele lat przed rokiem dwa tysiące nawet siódmym artykułowany.

Natomiast dlaczego to jest ustawa, która prowadzi do, ja bym powiedziała, i tak na tym stanowisku stali twórcy, prowadzi do właściwie zniszczenia polskiej kultury, tej kultury, która może być promowana, i tej tożsamości, że tak powiem, kulturowej, którą przekazuje się poprzez media publiczne? Otóż dlatego, że po pierwsze – system finansowania uzależnia media publiczne – i radio, i telewizję – od większości parlamentarnej. Co roku będzie przedmiotem walk politycznych. A wiadomo, że to są instytucje, które muszą planować z pewnym wyprzedzeniem, bo trzeba planować filmy, trzeba planować dokumenty telewizyjne, trzeba po prostu... planować różnego rodzaju festiwale. I nie można żyć w zależności od tego, jak się ułożą politycy w sejmie. To jest jedna sprawa.

A więc z jednej strony w momencie, kiedy ta ustawa by weszła w życie, mielibyśmy zaburzone finansowanie, a właściwie niedofinansowanie. Kto pierwszy by padł? Audycje i programy misyjne. Program 2 – już jest najlepszy dowód – jest w najtrudniejszej sytuacji. To samo byłoby w telewizji. Co to znaczy? To znaczy, że niedoinwestowane media, oczywiście, one w części byłyby sprywatyzowane, to jest oddzielny rozdział, dlatego że jeśli równocześnie ta ustawa powołuje 35 nowych spółek... znaczy 17 nowych spółek telewizyjnych, które wzmacniają koszty...

H.S.: No, też muszą z czegoś żyć.

J.J.: Przecież to są koszty z tej samej puli, która była dzielona na radio, radio regionalne, telewizję i oddziały telewizyjne. Tu nagle będą samodzielne, które się nie utrzymają. Jeśli się nie utrzymają, to co? Bankrutują albo sprywatyzowane zostaną, albo wzięte do samorządów, czyli uzależnione od władzy. Czyli jest to równia pochyła do uzależnienia mediów. To jest ta pierwsza podstawowa sprawa.

Ale druga to jest to, że program siłą rzeczy będzie szedł w kierunku większej komercjalizacji. I będzie to komercja państwowa, dlatego że na zlecenie, że tak powiem... Wtedy parodią stają się tzw. licencje programowe, które w ogóle są dobrą ideą, ale w sytuacji, kiedy te licencje niejako zamawiane są z pozycji, no właśnie, takiej niepełnej niezależności, tylko właśnie zależności i oceny od środowisk politycznych, siłą rzeczy te licencje już nabierają charakteru zupełnie nowego.

Mało – jak sobie wyobrazicie państwo program, w którym załóżmy, że licencja programowa to jest par excellence misyjny program? A co z resztą? To będzie między godziną 6 a 7, idzie audycja misyjna, a potem w prime time’ie idą audycje komercyjne, żeby zarobić na resztę innych audycji misyjnych. Więc wydaje się, że ten proces, który już jest obecny w telewizji i w radiu częściowo, tzn. proces sprzedaży i obecność reklam chociażby, sprzedaży czasu antenowego, ten proces się po prostu pogłębi. I równia pochyła prowadząca z jednej strony do większej komercjalizacji mediów publicznych, to już staje się parodią, a z drugiej strony do ograniczenia jej podstawowej funkcji, tzn. promocji kultury.

W.M.: Wczoraj w Sygnałach Dnia Mirosław Chojecki ze Stowarzyszenia Wolnego Słowa mówił, że nie mógł wyjść ze zdziwienia, jak premier kraju może namawiać obywateli do nieposłuszeństwa, żeby nie płacić abonamentu, nie płacić, bo i tak abonament będzie zlikwidowany. A poza tym nawet jakby nie był zlikwidowany, to i tak nie będziemy ścigać tych, którzy tego nie zrobili.

J.J.: To właśnie był początek tego straszliwego procesu. Te niefrasobliwe słowa polityków, ta jakaś obsesja premiera, który... ja mam wrażenie, że on po prostu osobiście nie lubi mediów publicznych i ma jakąś ogromną potrzebę (to jest wprost irracjonalne), żeby te media stały się niszowe, żeby przestały mieć znaczenie na rynku. A zaczęło się od tego wezwania, tak, do nieposłuszeństwa, do niepłacenia abonamentu. I stąd te dziwne obietnice. A przecież abonament dla mnie to jest taki symboliczny wkład każdego obywatela w to, że jestem współwłaścicielem tych mediów, prawda?

W.M.: Media publiczne, czyli wszystkich, nasze.

J.J.: Mediów publicznych. To jest coś naszego wspólnego i mam prawo o tym mówić, mam prawo wymagać, mam prawo pisać listy, mam prawo prosić o takie czy inne programy.

W.M.: Prezydent mówi, że może wokół niego, wokół jego otoczenia zostać stworzona nowa ustawa medialna. Czy to jest możliwe i kiedy ewentualnie?

J.J.: No właśnie chciałam powiedzieć, że to było novum tego spotkania wczorajszego. Otóż myśmy przypomnieli, właśnie m.in. Stowarzyszenie Wolnego Słowa przygotowało już ramy prawne do ustawy nowej. I nie tylko my – Chojecki i ja – zaproponowaliśmy absolutnie w ogóle nie zajmować się tą starą ustawą, tylko jak najszybciej przystąpić do pisania nowej. I to było również głosem innych przedstawicieli kultury, bo jest przygotowany teren pod... Przecież już są pierwsze projekty, są bardzo poważne ramy prawne. To nie jest ustawa, którą zaczyna się pisać od początku w sensie jakiejś koncepcji, tylko to musi być ustawa, która obejmuje całość mediów, ładu medialnego. I to się prezydentowi spodobało, bo Stowarzyszenie Wolnego Słowa przygotowało pod kierunkiem doktora Karola Jakubowicza w takim zespole, którego ja byłam koordynatorem, przygotowaliśmy założenia prawne ustawy medialnej, która przyjmuje i sytuację... dyrektywy unijne, i cyfryzację, i media publiczne, i w ogóle ład medialny w Polsce.

H.S.: I stabilność finansowania również.

J.J.: Oczywiście, stojąc na stanowisku – absolutnie musi być forma publiczna niezależnego, publicznego finansowania.

H.S.: Niezależne od budżetu, niezależne od woli polityków. Natomiast...

J.J.: Absolutnie.

H.S.: Ale jak przekonać do tego właśnie polityków?

J.J.: No, to jest największy problem, ale mam wrażenie, że może ekonomia przekona...

H.S.: To znaczy?

J.J.: ...bo przecież co zrobili politycy? Rzucili hasło, żeby nie płacić abonamentu, a nie mają pieniędzy w budżecie. Maciej Strzembosz przygotowuje w tej chwili taki właśnie... analizę tego, ile to będzie kosztowało w koncepcji rządowej, a jakie to będą konsekwencje w koncepcji, że tak powiem, abonamentowej czy innej formy niezależnego finansowania, ale publicznego finansowania. Zresztą na ten temat również wypowiada się Europejska Unia Nadawców – wyraźnie mówi i promuje, że niesłychanie ważne jest finansowanie nie z budżetu, a finansowanie niezależne z środków niezależnych, publicznych.

W.M.: Prezydent nie podpisuje ustawy medialnej. Ta wraca do sejmu, senatu albo do Trybunału Konstytucyjnego. Czy prezydent wczoraj na tym spotkaniu zasugerował, co zrobi?

J.J.: No, myśmy nie... nie czuliśmy się... uważamy, że albo jedno, albo drugie, z tym, że myślę, że jednak Trybunał Konstytucyjny jest lepszym wyjściem, ponieważ zawetowanie by spowodowało, dawało szansę na nową walkę polityczną w parlamencie, prawda?

H.S.: No tak, ale jeżeli ustawa trafi do Trybunału Konstytucyjnego, to Trybunał Konstytucyjny najprawdopodobniej może zawetować tylko część przepisów, natomiast pozostałe będą zachowane i ta ustawa, która twórcom się nie podoba, również i dziennikarzom mediów publicznych, no, będzie obowiązywała wtedy.

J.J.: To jest też niebezpieczne, oczywiście. Więc tu prezydent musi podjąć decyzję bardzo wnikliwą, głęboką. Generalnie środowiska twórcze wypowiadały się za jednym albo za drugim. My nie czujemy się na siłach, to już jednak prawnicy muszą rozstrzygnąć. Trzeba podjąć taką decyzję, która ułatwi odrzucenie tej ustawy. Co do tego wszyscy byli zgodni. Ta ustawa nie powinna w tym kształcie w żadnym wypadku wejść w życie, bo to będzie ze szkodą dla polskiej kultury.

W.M.: Janina Jankowska. Bardzo dziękujemy za rozmowę, za wizytę w Sygnałach Dnia.

(J.M.)