Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 11.08.2009

Zaskakuje wielość niewiadomych

Nigdy nie zostawia się żołnierza na polu walki, obojętnie, w jakim stopniu był, czy to szeregowy, czy to generał.

Tomasz Majka: Minęło już kilkadziesiąt godzin od chwili, kiedy w Afganistanie doszło do bitwy z talibami, wskutek której – jak już wiemy – zginął Polak, kapitan Daniel Ambroziński. Ale pytań nadal pozostaje wiele. Panie generale, co pana najbardziej zaskoczyło po tych pierwszych informacjach? To, że tak długo trwały poszukiwania, czy że żołnierze nie zauważyli braku kapitana?

Gen. Roman Polko: Przede wszystkim zaskakuje aż tyle niewiadomych, tyle niejasności. I to w takiej strukturze, jak wojsko, gdzie w zasadzie wszystko powinno być uporządkowane, przygotowane. Po pierwsze do tej pory nie wiemy, kto naprawdę dowodził tą misją. Czy najstarszy stopniem kapitan dowodził misją, czy też kapitan był niejako oficerem zapewniającym łączność? Po drugie nie wiemy do końca, czy to była misja typowo szkoleniowa, czy też bojowa, przygotowana z wszystkimi zasadami związanymi z prowadzeniem tego typu działań, czy jej warianty zapasowe, określenie stref niebezpiecznych, przygotowanie czy sprawdzenie kontaktów ze śmigłowcami bojowym, które mogą uderzać...

  • T.M.: I jedno wiemy – że była to piesza wyprawa.

    R.P.: To nic... Tak, piesza, ponieważ ze względu na teren, bardzo trudny teren, ale im trudniejszy teren, bym większe niebezpieczeństwa, których należy oczekiwać, i przygotowuje się szereg rozwiązań. Też nie wiemy, jeżeli to miała być misja szkoleniowa, ona powinna być realizowana w takim terenie, który jest sprawdzony, w którym terrorystów nie ma. Zaskakuje to, że misja prowadzona przez lokalną policję, żołnierzy szkolonych, i okazuje się, że nie mamy informacji, że brakuje informacji z tej wioski, bo zasadzka była gdzieś przy wiosce, od lokalnej społeczności, która wydawałoby się powinna z tą swoją miejscową policją ściśle współdziałać.

    T.M.: No właśnie, tu chciałem zadać pytanie: czy po prostu zawiodło rozpoznanie na miejscu?

    R.P.: Obawiam się i niestety coraz więcej sygnałów jest takich, które potwierdzają te moje obawy, że ktoś po prostu sprzedał ten patrol, ktoś podał informacje, którędy będą przechodzić i kto będzie dokładnie przechodził. I w tej chwili zastanawiam się generalnie tylko nad tym, czy również obiekt ataku, jakim był nasz oficer, czy przypadkiem to nie na niego była przygotowana zasadzka i właśnie dlatego może poniósł śmierć.

    T.M.: No właśnie nasza reporterka Agnieszka Drążkiewicz przed kilkunastoma minutami mówiła na antenie, że kapitan Ambroziński został zabity przez snajpera. I pojawiają się od razu informacje, że zaraz na początku potyczki. To mogłoby znaczyć właśnie, że to był cel między innymi tego ataku?

    R.P.: To świadczy o tym, że terroryści, z którymi mamy do czynienia w Afganistanie, są znacznie lepiej wyszkoleni i lepiej przygotowani niż ci, z którymi żołnierze polscy musieli się spotykać...

    T.M.: A poinformowani może.

    R.P.: ...w Iraku. Albo też poinformowani. Myślę, że kapitan, który wszedł w taką sytuację bojową, przejął dowodzenie i być może przez gestykulowanie, przez to, że widać było, że od niego zaczyna się ruch i jakieś planowane działania, zostaje zauważony przez tych terrorystów i stąd też w sposób naturalny stał się pierwszym obiektem ataku. Stąd też dowódca najczęściej znajduje się w centrum ugrupowania i jest chroniony przez swoich podwładnych.

    T.M.: No właśnie, mówi pan, że dowódca jest w centrum zgrupowania, ale to skąd – teraz, jeżeli wiemy, że został on na początku tej potyczki śmiertelnie trafiony, pojawiły się informacje, że jest zaginiony, przez dobrych kilkanaście godzin? To wygląda trochę na chaos.

    R.P.: Tego właśnie nie rozumiem. Aczkolwiek dowódca zawsze ma zastępcę, oczywiście, też i wtedy, kiedy dowódca jest ranny czy też jest zabity, podwładni ewakuują go z pola walki, bo nigdy nie zostawia się żołnierza na polu walki, obojętnie, w jakim stopniu był, czy to szeregowy, czy to generał.

    T.M.: Czyli tu był po pierwszy błąd popełniony przez żołnierzy?

    R.P.: Ja nie mówię o błędzie, bo w ferworze walki różne rzeczy mogą się wydarzyć i tu trzeba przeanalizować na miejscu, aż tam nie byłem. Przejmuje dowodzenie zastępca. Tylko że tutaj mamy do czynienia właśnie z dziwną sytuacją, niewyjaśnioną, bo mamy patrol mieszany, patrol szkoleniowy i w tym momencie nie wiadomo, kto naprawdę odpowiadał za realizację tego patrolu, czy ci szkoleni Pakistańczycy, czy też Polacy. Jestem przekonany, że bardzo trudno im było ze sobą współdziałać. Bariera językowa, bariera kulturowa, mimo nawet tych wspólnych godzin spędzonych na szkoleniu, to są bariery, które bardzo trudno jest przekroczyć.

    T.M.: Pojawiły się informacje już kilka godzin po upublicznieniu tych wiadomości, że doszło do spóźnionej reakcji. Kilkanaście minut temu na konferencji prasowej nawet premier Donald Tusk mówił, że w tej chwili wydaje się spóźniona reakcja polskich śmigłowców. To w ustach premiera takie zdanie... Dziwi pan?

    R.P.: Po pierwsze musimy zapytać o to, jakie śmigłowce, no bo jeżeli mówimy o wsparciu z powietrza, a są to śmigłowce transportowe, to to nie jest żadne wsparcie z powietrza, bo śmigłowiec transportowy to naprawdę jest taki środek do przemieszczania. Obojętnie, czy to wsparcie przybędzie samochodem, czy śmigłowcem. Może troszeczkę szybciej. Generalnie w tego typu sytuacjach powinniśmy mieć wsparcie, szczególnie w trudnym patrolu, w trudnym terenie, śmigłowcami bojowymi. Wsparcie z powietrza, gdzie śmigłowcami typu Apacz, które mogą prowadzić ogień. I stąd też właśnie przed tego typu patrolem wyznacza się te miejsca, podaje się trasę, podaje się trasę zapasową, przygotowuje się czy oznakowuje się wręcz te miejsca, z których możemy być zaatakowani, bo są one dogodne dla przeciwnika, studiuje się teren pod kątem właśnie pola ostrzału, pod kątem stref trudno dostępnych, z których możemy być atakowani, nadaje im się odpowiednie nazwy i wówczas pada krótka komenda, jeżeli coś się dzieje, ze środka ugrupowania właśnie podaje radiotelegrafista, że uruchomić, nie wiem, czerwony jeden czy jakiś inny...

    T.M.: I wszystko jasne teoretycznie.

    R.P.: ...kryptonim, jaki jest nadany, przylatują śmigłowce i uderzają w to miejsce bądź też nawet artyleria z dużej odległości może dość precyzyjnie uderzyć w te wskazane obszary.

    T.M.: No, w tym wypadku pierwsze informacje były takie, że właśnie nie można było z tej możliwości skorzystać, bo to był właśnie trudny teren górzysty. Czy to pana przekonuje?

    R.P.: Im trudniejszy teren, tym dokładniejsze muszą być przygotowania. W Polsce mamy również brygady piechoty górskiej i szkolimy naszych żołnierzy właśnie w działaniu w takim terenie. Nasi żołnierze posiadają już dość duże doświadczenie z samego Afganistanu. I jedyne, czego należałoby oczekiwać, na co ja szczerze mówiąc wskazuję, to to, że nie tylko, nie koniecznie polskie śmigłowce. Działamy w jakiejś większej strukturze, w strukturze koalicyjnej. Jeżeli jest to szczególnie trudny teren, to wówczas nie powinniśmy liczyć tylko na siebie, tylko powinniśmy również liczyć na wsparcie sojuszników. I tak się działo podczas misji chociażby Gromu w Iraku, że najtrudniejsze zadanie, które realizowaliśmy, one były realizowane przy pełnym wsparciu właśnie amerykańskich śmigłowców zarówno transportowych, bojowych, jak też i lotnictwa skrzydłowego.

    T.M.: A czy teraz żołnierze, którzy są już w Afganistanie, pana zdaniem powinni liczyć na wsparcie kolejnych polskich żołnierzy, którzy być może będą przetransportowani w ramach odwodu do Afganistanu?

    R.P.: Uważam, że polski wysiłek w Afganistanie jest już wystarczająco duży i myślę, że ten odwód, nawet gdyby dzisiaj znalazł się jeszcze w Afganistanie, to i tak gotowy do działania czy po zapoznaniu z terenem będzie po wyborach, czyli po tym najbardziej gorącym okresie. Myślę, że Polacy powinni otrzymać, jeżeli już takie wsparcie jest potrzebne, tak uzna dowódca, to to wsparcie powinno nastąpić z wewnątrz Afganistanu, z żołnierzy, którzy już tam są zaaklimatyzowani, którzy znają teren, znają lokalne stosunki i którzy dysponują sprzętem, którego nam brakuje. Przede wszystkim w tym momencie jako dowódca takiego kontyngentu zażyczyłby sobie wsparcia właśnie w postaci śmigłowców bojowych, które pozwalałyby przeczesywać teren, zażądałbym czy napisał wniosek o informacje dotyczące właśnie przemieszczania się talibów i poprosiłbym o skanowanie częstotliwości czy military intelligence batalion, który...

    T.M.: A może tu chodzi o gest, taki polityczny?

    R.P.: ...który mógłby, który byłby w stanie... Dysponujemy potężnym rozpoznaniem elektronicznym, przynajmniej jako sojusz, jako koalicja, Amerykanie, NATO. Mamy też rozpoznanie osobowe i nie możemy jako Polacy polegać tylko na polskim wywiadzie, tylko należy liczyć na informacje te z rozpoznania, które otrzymują inne nacje. I powinniśmy z tego korzystać.

    T.M.: Ja wrócę do tego pytania, które padło przed kilkunastoma sekundami. Czy może to po prostu taki odwód wysłany tam to będzie taki gest polityczny?

    R.P.: Znaczy ten odwód...

    T.M.: Dwustu żołnierzy.

    R.P.: Nie widzę szczerze mówiąc w tej chwili potrzeby wysyłania takiego odwodu. Jeżeli miałby to być jakiś gest polityczny czy też inny, no to nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, to proszę rozmawiać z pijarowcami różnego rodzaju. Natomiast z punktu widzenia wojskowego nie znajduję uzasadnienia, żeby w tej chwili wysyłać dwustu dodatkowych żołnierzy, którzy... Jeżeli już taka decyzja miała zapaść, to powinna zapaść zdecydowanie wcześniej.

    T.M.: To na koniec krótkie pytanie. Pojawiają się też komentarze, że powinniśmy nie wysyłać dodatkowych żołnierzy, lecz raczej przygotowywać się do wycofywania się z Afganistanu. Tak mówił dzisiaj między innymi były wiceminister obrony Stanisław Koziej.

    R.P.: Polskim żołnierzom można wiele zarzucić, ale nigdy nie wycofywali się w pośpiechu, zawsze do końca godnie wypełniali swoją misję. Jestem przekonany, że również tę misję będą realizować w Afganistanie. Natomiast nie tyle wycofanie, co wzmocnienie pomocy gospodarczej i działań administracyjnych, politycznych. Myślę, że to powinno być teraz domeną działania struktur międzynarodowych.

    T.M.: Dziękuję bardzo. Naszym gościem był Roman Polko, były dowódca Gromu.

    R.P.: Dziękuję.

    (J.M.)