Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 18.08.2009

Czas na skonsumowanie misternej konstrukcji

Jesteśmy winni opinii publicznej pełną informację, kto, gdzie, z kim negocjował, czy zawarł ten kontrakt, czy nie, czy to była tylko „bańka mydlana”.

Jakub Urlich: Łączymy się teraz, telefonicznie niestety, z posłem Januszem Piechocińskim z Polskiego Stronnictwa Ludowego.

  • Janusz Piechociński: Dzień dobry, witam.

    J.U.: Dzień dobry, witamy w Sygnałach Dnia.

    Henryk Szrubarz: Panie pośle, no, jest pan ofiarą warszawskiego paraliżu komunikacyjnego, to zdarza się coraz częściej.

    J.P.: Nie, stłuczek. Stłuczek, dlatego że to, co jest najbardziej szokujące, to Puławska dzisiaj ma (...) trzy pasy średnio obłożone ruchem i kilku, delikatnie mówiąc, nie do końca chyba zachowujących się racjonalnie ludzi, którzy zapomnieli, że nie są na w miarę pustej autostradzie, bo wyprzedzanie na mokrej nawierzchni w takim ruchu z pasa na pas przy prędkości 120 przy ograniczeniach 60, 50, no to już jest samobójstwo. I całe szczęście, że skończyło się tylko na poważnych stłuczkach.

    H.S.: Panie pośle, kiedy pan słyszy, że być może najprawdopodobniej pieniądze tajemniczego inwestora z Kataru nie znajdą się na kontach, które miałyby posłużyć, te pieniądze, do prywatyzacji stoczni w Szczecinie i w Gdyni, to co pan myśli?

    J.P.: No, myślę, że dobrze, że w przyszłym tygodniu jest posiedzenie sejmu i kurtyna w górę, panie ministrze Grad, krok po kroku w sprawie tego tajemniczego kontraktu trzeba udostępnić opinii publicznej, parlamentowi pełną informację, żeby nie było „prawdopodobnie”, „może”, bo choćby to, że w tym drugim terminie liczyliśmy (...) wpłyną pieniądze, nie wpłyną, a gdzieś na bok schodzi sprawa kluczowa – czy zostanie podtrzymana produkcja w polskich stoczniach, kto tym będzie inwestorem, jakie są zobowiązania wobec władz publicznych, ile osób zatrudni – zeszła właściwie na plan dalszy. Stąd taki totolotek mieliśmy w ostatnich godzinach. To może być przy wypełnianiu PIT–a przez obywatela, ale nie może być przy wypełnianiu zobowiązań wysokich urzędników państwowych.

    H.S.: Mówił pan o kontrakcie. Ale w takim razie tego kontraktu nie było. No bo skoro pieniędzy nie będzie, to nie ma żadnego kontraktu.

    J.P.: No, panie redaktorze, ja nie byłem w grupie negocjatorów tego kontraktu. Wiedzę mam porównywalną pewnie z pańską i każdego słuchacza Polskiego Radia w tym zakresie, którzy rozumieli, że w określonej trudnej sytuacji rząd podjął negocjacje. Ci, którzy w naszym imieniu negocjowali, znaleźli najlepszego partnera, w stosownym momencie ogłosili, że udało się ten proces zamknąć i do określonego czasu miały wpłynąć pieniądze i inwestor miał przystąpić do działania.

    H.S.: No ale to dziwne...

    J.P.: Wszystko to się nie stało i tym bardziej jesteśmy winni opinii publicznej pełną informację, kto, gdzie, z kim negocjował, jak zawarł ten kontrakt, czy go zawarł, czy go w końcu nie zawarł, czy to była „bańka mydlana”, co byłoby najgorsze.

    H.S.: Panie pośle, ale to dziwne, że członek polskiego parlamentu, poseł stosownych, odpowiednich komisji, wreszcie partner koalicyjny (mówię o panu) ma taką samą wiedzę w tej sprawie jak zwykły dziennikarz. Powinien pan widzieć więcej zdecydowanie w tej sprawie.

    J.P.: Proszę zwrócić uwagę, że mieliśmy zapewnienia ze strony premiera i ministra Grada... Zapewne tak, ale mieliśmy zapewnienia, że cała sprawa, która jest misterną konstrukcją, będzie odsłonięta w momencie skonsumowania. W związku z tym chodziło o tajemnicę handlową. No i teraz pytanie jest zasadnicze: czy to była gra na czas, czy też popełniono określone błędy i znaleziono niewiarygodnego inwestora?

    J.U.: Panie pośle, jaka przyszłość pana zdaniem czeka czy powinna czekać ministra Grada? Zapowiadana była jego dymisja, jeżeli te pieniądze nie wpłyną.

    J.P.: Gdyby w Polsce problemy i w innych krajach na świecie rozwiązywały się przez dymisje ministrów, to byłoby to najprostsze rozwiązanie. Problem jest głębszy. Istota problemu jest taka: jak szybko znaleźć inwestora, który podejmie w stoczniach działalność stoczniową i okołostoczniową i przede wszystkim w największym stopniu wykorzysta także potencjał ludzki, dlatego że...

    J.U.: Czyli minister na dymisję nie zasłużył pana zdaniem.

    J.P.: Nie, to jest decyzja premiera, a przede wszystkim my musimy wiedzieć, co jest z tym kontraktem. Najbardziej dramatyczne jest to – obok tego realnego wymiaru, czyli nie wiemy, co dalej ze stocznią – jest to, że nie tylko minister Grad stracił bardzo dużo wiarygodności na tej operacji.

    H.S.: Ale jak wynika z zapowiedzi również i rządowych, stocznia zostanie, ten majątek, który pozostał, zostanie, musi zostać sprzedany.

    J.P.: No dobrze, tylko tracimy kolejne miesiące, a ludzie, którzy są na wypowiedzeniach, czyli już im się te wypowiedzenia zakończyły czy wzięli odprawy, znajdują się w coraz bardziej trudnej sytuacji na rynku pracy. Po drugie pamiętajmy o tym, że produkcja stoczniowa w Polsce to nie jest tylko kilka tysięcy miejsc bezpośrednio w stoczniach, ale to jest całe zaopatrzenie, logistyka, a więc dotyka to kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy, choćby Cegielskiego wspominając.

    H.S.: Czy przypadek stoczni w Szczecinie i w Gdyni w jakiś sposób może zaważyć na relacjach między Polskim Stronnictwem Ludowym a Platformą Obywatelską?

    J.P.: Gdybyśmy to przenosili, tego typu sprawy w płaszczyznę partyjną, polityczną, to by było fatalne. Ja to obserwuję na bardzo nieszczęśliwym scenariuszu w sprawie wypowiedzi jednego z polskich generałów. W podobny sposób spychamy to w grę partyjnych przepychanek, a nie zajmujemy się istotą problemu. To, co jest najważniejsze, to my musimy w tej chwili zweryfikować – opinia publiczna, pan, ja i każdy z nas, który kibicował temu – żeby stocznia nie była tylko zamkniętą historią, tylko w dalszym ciągu tę historię produkcji statków kontynuowała. To jest scenariusz tego kontraktu, zachowanie naszych negocjatorów, weryfikacja partnera i tak dalej, i tak dalej. Ale tu jest potrzebna pełna informacja, stąd ja oczekuję, że minister Grad do końca tego tygodnia przedstawi w stosownej formie te materiały premierowi, a w przyszłym tygodniu w parlamencie i opinii publicznej.

    J.U.: Panie pośle, a pana zdaniem generał Waldemar Skrzypczak powinien zachować swoje stanowisko po tych słowach, które wypowiedział ostatnio, po wywiadzie, którego udzielił wczoraj?

    J.P.: Powiem tak – polscy żołnierze są tam na wojnie, kilka tysięcy kilometrów na wschód znalazł się nasz kontyngent. Każdy oficer, każdy dowodzący, każdy generał ponosi odpowiedzialność za każdego żołnierza, któremu wydaje rozkaz. I rozumiem, że to była nadzwyczajna sytuacja i w nadzwyczajnej sytuacji pan generał Skrzypczak zachował się nadzwyczajnie – wypunktował politykom i urzędnikom jedno: wy tu myślicie kategoriami Urzędu Zamówień Publicznych, kontroli NIK–owskich, a my tam myślimy kategoriami następującymi: jeśli nie mamy tego uzbrojenia i sprzętu, nasi żołnierze są coraz bardziej zagrożeni. Ja byłem w wojsku, co prawda byłem tylko szefem zmiany warty, ale była tam ostra amunicja i pamiętam dotąd tę lekcję, kiedy rozprowadzałem te poszczególne patrole, jaką współodpowiedzialność i pełną odpowiedzialność za siebie i innych trzeba w takiej sytuacji ponieść. A tam nasi chłopcy są na autentycznej wojnie i przecież talibowie nie będą czekać, aż u nas powtórzymy...

    H.S.: Ale o tym wiemy już nie od wczoraj, panie pośle...

    J.P.: Więc proszę...

    H.S.: ...że tam toczy się autentyczna wojna.

    J.P.: Dlatego proszę się nie dziwić szefowi, generałowi tych żołnierzy, że ma pewne poczucie w kontekście tego wydarzenia dramatycznego, co się wydarzyło, dramatycznej emocji, no bo to nie jest tak, że później można powiedzieć rodzinie: syn godnie spełnił misję żołnierza, prawda? Dowodzący, polityk, urzędnik, który ma świadomość, że podejmowaliśmy decyzję o naszej misji w Afganistanie, musimy zapewnić pełne bezpieczeństwo, pełne wyposażenie naszym żołnierzom i...

    J.U.: Ale czy to było tak, panie pośle, że wczoraj generał Skrzypczak, tak jak chce szef MON–u, podważył świętą zasadę kontroli cywilnej nad armią?

    J.P.: Gdyby jedną wypowiedzią mundurowego podważać decyzje politycznych cywili, to nie tak. W mojej ocenie niepotrzebnie to brnie w to, czy dobrze pracuje resort, a minister Klich jest dobrym ministrem, a generał złym generałem. My przede wszystkim powinniśmy rozwiązać problem. Problem powinien być rozwiązany w sposób następujący: dla zamówień wojskowych w czasie wojny, a tam jesteśmy w wojnie, trzeba zastosować specjalną procedurę, z większą aktywnością, na co pozwala ustawa o zamówieniach publicznych, prezesa Urzędu Zamówień Publicznych, tak żeby ten okres wyłonienia dostawców i rozstrzygania przetargów skrócić do właściwego minimum. Właśnie ze względu na ten stan wyższej gotowości, jak to się używa w wojsku.

    H.S.: Ale ten stan wyższej gotowości już jest od kilku dobrych miesięcy, tymczasem właśnie kilka miesięcy temu w związku z kryzysem gospodarczym premier Donald Tusk mówił wyraźnie, że właściwie Ministerstwo Obrony Narodowej, a tym samym i wojsko, nie powinno liczyć na większe pieniądze.

    J.P.: Tak. I dlatego... I przypomnę jeszcze, że pod koniec roku mieliśmy poważny konflikt wewnątrz resortu, bo jeden z wiceministrów ujawnił, że ze względu na oszczędności budżetowe z kilku kontraktów się będziemy musieli wycofać, a niektóre faktury będą opłacone w budżecie roku 2009. W związku z tym moja ocena była następująca: kiedy pojawił się postulat, aby zwiększyć naszą liczebność o 200 żołnierza, zdecydowanie się temu sprzeciwiałem, mówiłem: do Afganistanu łatwo się wchodzi, wprowadza kolejne plutony, kompanie, bataliony i pułki, Rosjanie to przećwiczyli bardzo dobrze, a bardzo trudno się z tego wychodzi. W związku z tym najważniejsze jest w tej chwili dopełnienie sprzętu, a przede wszystkim w tym wymiarze politycznym, nie tylko w kraju, określenie, jaki jest scenariusz misji afgańskiej.

    J.U.: Panie pośle, bardzo dziękujemy za tę rozmowę, niestety telefoniczną.

    H.S.: No i życzymy dalszej bezpiecznej podróży po warszawskich drogach.

    J.P.: Dziękuję bardzo.

    J.U.: Janusz Piechociński, Polskie Stronnictwo Ludowe, w Sygnałach Dnia.

    (J.M.)