Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 13.02.2009

Już wiadomo, dlaczego nasz były premier jest od nas daleko

Ze zdumieniem wczoraj usłyszałem, że bardzo zaangażowany w proces prywatyzacji polskiej energetyki jest były premier, pan Kazimierz Marcinkiewicz.

Jacek Karnowski: Naszym gościem jest Joachim Brudziński, poseł Prawa i Sprawiedliwości. Dzień dobry, panie pośle.

Joachim Brudziński: Dzień dobry.

J.K.: Bezrobocie poszło w górę i to gwałtownie, tak donosi dzisiejsza prasa. Z kolei minister Rostowski w Gazecie Wyborczej zapowiada, że kryzys może potrwać nawet 5–7 lat, zapowiadają się ciężkie czasy. Opozycja się cieszy?

J.B.: A cóż tu za powód do satysfakcji dla opozycji? Żaden. My w pierwszej kolejności jesteśmy obywatelami, odpowiadamy za... dzięki zaufaniu naszych wyborców za to, co się w państwie dzieje, a nie ma żadnego powodu, żeby mieć tutaj jakąś złośliwą satysfakcję, że bezrobocie wzrosło, tym bardziej że przekroczyło już magiczną liczbę ponad 10%. Wszystko na to wskazuje, że w niedługim czasie – mówiła o tym wczoraj pani minister pracy – przekroczy 12%. Tutaj zaskoczeni są nawet najwięksi pesymiści. I, wie pan, tutaj nie na najmniejszego powodu dla opozycji, dla polityków opozycji dla jakiejkolwiek satysfakcji, a już szczególnie dla nas, parlamentarzystów z różnych miast, województw, okręgów, którzy na co dzień będziemy z tym problemem się spotykać. Ja jako poseł ze Szczecina już wiem, czym jest dla mojego miasta, mojego regionu upadek Stoczni Szczecińskiej. To nie jest tylko 4 tysiące stoczniowców Szczecina, ale tu się mówi o 80 tysiącach pracowników przemysłu okołostoczniowego. Na pewno nie ma tu żadnej satysfakcji, zapewniam pana.

J.K.: Rząd chce prywatyzować w tym trudnym okresie, chce sprzedawać, przecenić nieco spółki Skarbu Państwa i je sprzedawać. Minister Grad potwierdza, że ma takie plany.

J.B.: No i tu jest problem. To jest problem taki sam właśnie jak ze wspomnianą Stocznią Szczecińską, która mogła naszym zdaniem tak samo jak Stocznia Gdyńska paradoksalnie, właśnie dlatego, że jest kryzys, uratowana, gdybyśmy zastosowali te mechanizmy, które stosują Niemcy, które stosuje Francja, czyli wsparli przemysł stoczniowy w Polsce po to, żeby ratować miejsca pracy, po to, żeby ratować technologie, po to w końcu, żeby ratować coś, co jest największym kapitałem każdego zakładu pracy, a mianowicie ludzi.

J.K.: No, Jarosław Gowin mówił, że PiS nie sprzedawał, kiedy była dobra koniunktura. I to był błąd.

J.B.: No tak, więc oni chcą... Nie, bo PiS wtedy konsolidował na przykład to, co jest dzisiaj takim wręcz „rodowym srebrem” polskiej gospodarki, jak polska energetyka, natomiast oni chcą sprzedawać, jak rozumiem, oni, czyli rząd czy minister Grad chce sprzedawać wtedy, kiedy jest dekoniunktura, kiedy można oddać za bezdurno, czyli pozbyć się tych rodowych sreber, tak jak na przykład pozbyli się Stoczni w Szczecinie czy Stoczni w Gdyni. Teraz pytanie: za ile? No i znowu pytanie: kto na tym zarobi? Wie pan, ja wczoraj ze zdumieniem usłyszałem i potwierdził to pan minister Grad reporterowi Telewizji Trwam, że bardzo zaangażowany w proces właśnie prywatyzacji polskiej energetyki jest były premier z rekomendacji Prawa i Sprawiedliwości, żeby była sprawa jasna, pan Kazimierz Marcinkiewicz...

J.K.: On mówił o tym w wywiadach zresztą.

J.B.: Potwierdził również, że nie jest zarejestrowanym lobbystą. To też odpowiedź, dlaczego dzisiaj pan Kazimierz Marcinkiewicz jest daleko od PiS-u i to też odpowiedź, dlaczego ta naiwna wiara, a naiwna dlatego, że boleśnie o tym liberałowie przekonali się, że rynek jest tutaj jedynym i ostatecznym regulatorem, że nie państwo, tylko właśnie niewidzialna ręka rynku te sprawy załatwi. I najlepszym dowodem na to, jak naiwna jest ta wiara, jest to wszystko, co się w światowej ekonomii, w gospodarce dzieje.

J.K.: Odpowiedzią Prawa i Sprawiedliwości na kryzys jest nowy wizerunek. To tak się trochę zbiegło. „Pluszowa opozycja” – tak Jan Rokita powiedział o Prawie i Sprawiedliwości teraz. Miękka, przyjemna...

J.B.: Nie wiem, nie czytałem tego komentarza, wiem, że on jest w dzisiejszym Dzienniku. Nie do końca jestem pewien, czy ten tekst jest złośliwy. Jeżeli, zaznaczam: jeżeli miałby być złośliwie pod naszym adresem...

J.K.: Nie, nie jest.

J.B.: A, nie jest złośliwy.

J.K.: Nie.

J.B.: A, no to się cieszę, bo gdyby miał być złośliwy, no to w ostatnich dniach tyle wokół pana Jana Rokity się działo, że nie powinien być złośliwy. Akurat pod adresem tych, którzy jako jedyni w kraju w jego obronie dzielnie i mężnie stawali, bo nie stawali w jego obronie jego cały czas partyjni koledzy. Mówię o tym nieszczęsnym incydencie na lotnisku w Monachium...

J.K.: Prezes Kaczyński twardo stanął, że potrzebna jest interwencja...

J.B.: I tak samo twardo byśmy stawali w obronie każdego Polaka, niezależnie od jego poglądów politycznych, bo tego wymaga nasza godność. Jeżeli my sami siebie nie będziemy szanować, to trudno oczekiwać, żeby ktokolwiek inny miał nas szanować.

J.K.: A kto zdecydował o zmianie wizerunku Prawa i Sprawiedliwości? Czy to było tak, że Jarosław Kaczyński coś sobie przemyślał, stwierdził, że ta ścieżka, którą prowadził PiS przez ostatni rok prowadzi donikąd? Czy były naciski ze strony partii, że jedziemy za ostro, idziemy za ostro? Jak to wyglądało?
J.B.: Do nie tyle zmiany wizerunku, co do konieczności przedstawienia konkretnych merytorycznych rozwiązań, bo do tego to się sprowadza. Panie redaktorze, my nie uprawiamy polityki plastikowej, wizerunkowej, czyli nasz kongres krakowski, nasze ostatnie działania nie są podyktowanie właśnie takim klasycznym, powiedziałbym plastikowym wizerunkiem. My przedstawiliśmy konkretny program i chcemy o tym programie rozmawiać, uważamy, że... Przyzna pan, że raczej rzadko się zdarza, żeby partie opozycyjne na dwa lata przed wyborczym kalendarzem, przed wyborami przedstawiała program gospodarczy. Myśmy go przedstawili dlatego, że uważamy, że wymaga tego sytuacja. I uważamy siebie, swoją partię za partię odpowiedzialną. I dlatego...

J.K.: A z tych spotkań z premierem pańskim zdaniem coś wyniknie?

J.B.: Oczywiście, jestem przekonany, że wyniknie i to właśnie nie w tej sferze medialno–wizerunkowej, propagandowej, tylko w pewnej refleksji rządzących, że warto czasami wsłuchać się w głos opozycji, bo chociażby te działania, które rząd przywołany przez pana redaktora, pan minister Rostowski dzisiaj mówi to, o czym opozycja mówiła w październiku. Czyli okazuje się, że mieliśmy rację. To, co się dzieje wokół Stoczni Szczecińskiej okazuje się, że to my mieliśmy rację...

J.K.: Kto ma rację w tym głównym postulacie zwiększenia deficytu, to się okaże dopiero za kilka, kilkanaście miesięcy. No, minister Rostowski mówi: zobaczymy, jak wyjdą na tym inne kraje, i on ma trochę racji. Oczywiście, może być też tak, że wówczas Polska będzie żałowała.

J.B.: No, oczywiście, ma rację, panie redaktorze, w tym, że zobaczymy. Tylko, wie pan, jeżeli przyjąć, że nastąpiła kompromitacja, bo nastąpiła, pewnej szkoły akademickiej, tej, która właśnie...

J.K.: Monetarystycznej.

J.B.: Monetarystycznej, tej, która mówiła... którą najprościej, wręcz w takim archetypicznym wydaniu reprezentuje tutaj pan profesor Balcerowicz, to warto wsłuchać się w głosy tych nie polityków i akurat nie polityków opozycyjnych, tylko tych ekonomistów, którzy mają troszeczkę inne zdanie i warto przyjrzeć się, jakie działania właśnie podejmuje rząd Stanów Zjednoczonych, rząd Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Holandii. Panie redaktorze, chciałbym i mówię to zupełnie szczerze, chciałbym życzyć sukcesu ekipie Donalda Tuska, bo życzę sukcesu własnemu krajowi, natomiast patrząc i obserwując to tak najbardziej namacalnie i doświadczalnie, a mianowicie przez pryzmat własnego miasta, własnego regionu, widzę, jak ta ekipa błądzi.

J.K.: Panie pośle, a ile kosztowała kampania reklamowa Prawa i Sprawiedliwości ta ostatnia?

J.B.: Nie wiem, pewno nie są to ceny...

J.K.: 4 miliony, padają takie liczby.

J.B.: Pewno nie są to ceny małe, natomiast demokracja kosztuje. My komunikujemy się ze społeczeństwem poprzez... Wie pan, można sprowadzić wszystko do absurdu, tak jak próbuje to niestety czynić Platforma Obywatelska, a mianowicie receptą na kryzys uczynić odebranie dotacji partiom politycznym, tylko to są oszczędności rzędu kilkuset milionów złotych, natomiast tak zwana dziura budżetowa w tej chwili wyliczana jest na już kilkadziesiąt miliardów.

J.K.: Presja społeczna... To prawda, ale presja społeczna może rosnąć na te partyjne pieniądze, żeby je ograniczyć przynajmniej...

J.B.: No ale my nie uciekamy od dyskusji...

J.K.: ...jak już ludzie zobaczą, że nie ma.

J.B.: My nie uciekamy od dyskusji, żeby ograniczyć pieniądze na partie polityczne, tylko wie pan, problemem jest zupełnie co innego. Dam panu prosty przykład, też odwołam się do swojego regionu. Ja od kilku dni usilnie próbuję namówić ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, żeby wpisał na listę inwestycji strategicznych Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad kontynuację budowy tunelu w Świnoujściu. Pan minister Grabarczyk opiera się rękoma i nogami. Jeżeli ta inwestycja nie zostanie wpisana z listy indykatywnej, na której zostało zapisane ponad 100 milionów euro na te inwestycje, spadnie, to jest ponad 300 milionów złotych, te pieniądze nam przepadną. I właśnie jeżeliby tak się przyjrzeć poszczególnym inwestycjom unijnym...

J.K.: Jeszcze jedna sprawa, panie pośle...

J.B.: ...to jest problem, wie pan, a nie kilkadziesiąt milionów złotych, które partie polityczne dostają.

J.K.: Króciutko – czy nie żal panu ministra Andrzeja Czumy? Piękna biografia, opozycjonista, bardzo szanowany do tej pory i ceniony przez wszystkich, postać, która równie dobrze mogłaby być w PiS-ie, tak powiem...

J.B.: Oczywiście, niewiele brakowało, żeby był.

J.K.: Teraz ma poważne kłopoty, zaplątał się trochę minister i co dzień to jakaś wpadka czy jakiś kłopot – dymisja rzecznika, wypowiedzi syna...

J.B.: Panie redaktorze, powiem tak – z czysto ludzkiego powodu jest mi żal, bo ja miałem kilkakrotnie okazję rozmawiając w studiach telewizyjnych szczerze zwracać się do pana posła Czumy ze stwierdzeniem, było to stwierdzenie szczere, że jest dla mnie zaszczytem, że mogę zasiadać w parlamencie, w którym zasiada osoba tego typu, tego pokroju co pan minister Czuma. To, że ja po 89 roku jako student mogłem realizować swoją pasję w polityce i zostać posłem zawdzięczam między innymi takim ludziom, jak pan Andrzej Czuma...

J.K.: Czyli żal. Panie pośle, już musimy kończyć.

J.B.: Żal, natomiast w sensie politycznym było olbrzymim błędem ze strony premiera Donalda Tuska i krzywdą dla pana ministra Czumy, wszystko na to wskazuje, była właśnie ta nominacja i troszeczkę nieodpowiedzialnym i brakiem, powiedziałbym, pewnej refleksji była zgoda pana ministra Czumy, żeby tę nominację przyjąć.

J.K.: Bardzo dziękuję...

J.B.: No ale to są kwestie polityczne.

J.K.: Joachim Brudziński, Prawo i Sprawiedliwość, poseł.

J.B.: Dziękuję uprzejmie, pozdrawiam wszystkich.

J.K.: Bardzo dziękuję.

(J.M.)