Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 24.04.2009

Rozmowa z czterema skandalami i żenadą w tle

To nie jest spór konstytucyjny, tylko spór charakterów dwóch ludzi, którzy używają struktur państwowych w celu wygrania wyborów prezydenckich 2010 r.
  • Wiesław Molak: W naszym studiu zgodnie z zapowiedzią Ryszard Kalisz, Sojusz Lewicy Demokratycznej. Dzień dobry, witamy.

    Ryszard Kalisz: Dzień dobry.

    H.S.: 70–011 to numer naszej skrzynki esemesowej i tam taki sms: „Tak naprawdę to nic nie wiadomo o tych testach. Wszyscy szukają sprawców, a nikt nie mówi gimnazjalistom: jeśli mamy powtarzać test, to po co go teraz pisać?”. Oczywiście, najprawdopodobniej tylko bardzo nieliczni będą musieli powtarzać test egzaminacyjny...

    W.M.: Ale jednak.

    H.S.: Ale jednak. No, panie pośle, skandal, jeśli chodzi o testy.

    R.K.: Olbrzymi skandal i to skandal tym większy, że dotyczy dyrektorki gimnazjum. I z tych informacji, które dziś uzyskujemy, wynika, że dyrektorka gimnazjum nie miała przygotowania mentalnego do pełnienia takiej funkcji, dlatego że doszło u niej do takiego psychicznego zbliżenia ze swoimi uczniami, które polegało na tym, że nad sprawdzenie ich umiejętności przełożyła pomoc w tym, żeby na pewno zdali. Gimnazjum prywatne tym bardziej to świadczy o tym, że jednak...

    W.M.: A może świadczy o słabości szkoły i poziomu nauczania w tej szkole?

    R.K.: Właśnie ja nie wiem, czy ta szkoła była dobra czy zła, natomiast świadczy... to również może świadczyć, natomiast świadczy o tym, że dyrektorem szkoły i nauczycielem musi być osoba o odpowiedniej mentalności, to znaczy musi mieć kontakt z uczniami, ale nie stawać się uczniem w pozycji psychicznej ucznia. Ta dyrektorka właśnie tak się stała, że ona stała się uczniem, to znaczy nie sprawdzała wiedzę uczniów, a chciała, żeby oni na pewno zdali.

  • Co jest również ważne i tu muszę powiedzieć – chcę pochwalić warszawskich policjantów i nie tylko, bo wiem, że Komenda Główna była zaangażowana, ja to powiem bardzo wyraźnie, nie chcę, żeby się tutaj jakoś chwalić, ale właśnie przed pięcioma laty bardzo wzmocniony został ten cały... kadrowo i intelektualnie grupa policyjna zajmująca się przestępczością komputerową. To są w tej chwili jedni z najlepszych fachowców na świecie. Ja nawet kiedyś od prokuratora generalnego Stanów Zjednoczonych Johna Escrofta, jak byłem ministrem spraw wewnętrznych, on mi specjalnie dziękował za nich.

  • Tak że ja mówię wszystkim hackerom, wszystkim ludziom, którzy chcą coś na stronach internetowych umieszczać...

  • W.M.: Ukraść.

  • R.K.: ...zrobić – panowie, polscy policjanci, polscy policjanci specjaliści od komputerów są najlepsi na świecie.

    H.S.: No dobrze, chwali pan policję warszawską...

    R.K.: Nie tylko warszawską, bo to jest taki system powiązania z Komendą Główną. Niedaleko was zresztą Komenda jest.

    H.S.: To prawda, natomiast jeśli chodzi o policjantów łódzkich, to już chyba nie za bardzo.

    R.K.: Wie pan, nie ma nigdy tak dobrze, żeby wszystkim się coś udało.

    H.S.: Pierwsza strona dzisiejszej Gazety Wyborczej: „Policja w gangu, antyterroryści, elita łódzkiej policji po godzinach dorabiali u gangsterów, konwojowali narkotyki, wymuszali haracze, osłaniali wskazanych dilerów, wyłapywali innych. Skandal”.

    R.K.: To skandal? To mało....

    H.S.: Już po raz wtóry użyję tego słowa dzisiaj.

    R.K.: Skandal to mało, to jest w ogóle, powiedziałbym, totalna kompromitacja. To jest coś najgorszego w działalności policji i policjanta, jeżeli on wchodzi w układ przestępczy z bandytami, z gangsterami. To w ogóle jest kompromitacja. I ja tutaj oczekuję od komendanta głównego bardzo... sprawdzenia tego, no bo oczywiście, trzeba sprawdzić, czy te informacje są prawdziwe, od komendanta głównego i ministra spraw wewnętrznych i administracji bardzo kategorycznych działań. Zresztą ja muszę powiedzieć, że Komenda Wojewódzka w Łodzi trochę ma, ja wiem... takiego... nie ma szczęścia, nie ma szczęścia. Tam co jakiś czas wybuchają afery. Tutaj chcę powiedzieć wyraźnie panu ministrowi, premierowi Schetynie, że trzeba wyraźnie, wyraźnie zwrócić uwagę na garnizon łódzki.

    H.S.: Mówi pan to jako były minister spraw wewnętrznych.

    R.K.: Tak, bo nie wiem, czy pamiętacie, to się nie potwierdziło, bo tutaj Gazeta Wyborcza była wprowadzona w błąd, ale tam była również ze strony kiedyś komendanta taka, powiedziałbym, już nie chcę wracać, komendanta łódzkiego policji wojewódzkiego, pamiętacie w maju 2005 roku, kiedy on myśląc, że ma szanse zostać komendantem głównym, zrobił pewną, nazwijmy to, prowokację. Dlatego ja właśnie widzę, że są garnizony, które mają skłonność do takich działań, jak dzisiaj to czytam w Gazecie Wyborczej, to od razu mi się to kojarzy, że jak są garnizony, gdzie wszystko jest zawsze w porządku, gdzie są na najwyższym poziomie...

    H.S.: To w Łodzi niekoniecznie rozumiem.

    R.K.: ...to w Łodzi jakoś się to powtarza co jakiś, jakieś tego rodzaju kłopoty.

    H.S.: Panie pośle, teraz...

    R.K.: Łódź bardzo lubię, żeby to była jasność, tylko jestem zobligowany do profesjonalnej oceny.

    H.S.: Teraz polityka i walka polityczna. Jak pan reaguje, ocenia wyrok sądu w sprawie spotu Prawa i Sprawiedliwości?

    R.K.: Ja jestem w tej sytuacji w niezwykle trudnej sytuacji, bo...

    H.S.: A czy powinien się pan cieszyć, że PiS-owi się nie udało?

    R.K.: Jestem w niezwykle trudnej sytuacji, bo jak panowie wiecie, jestem adwokatem i zarówno Elżbieta Kozińska–Koza, która reprezentowała Platformę Obywatelską, zresztą z takiej kancelarii Pociej–Dubois, jak i mecenas Trela, który reprezentował PiS, to są moi wieloletni przyjaciele, Trela wieloletni dziekan warszawskiej Rady, i teraz takie oceny. Ale oni obydwoje zachowali się bardzo profesjonalnie, jeśli panowie pozwolą. Po pierwsze co chciał pan mecenas Trela, pełnomocnik PiS-u? Zdjąć tę sprawę z trybu wyborczego. Mówił o tym wielokrotnie, żeby to się odbywało w normalnym trybie ochrony dóbr osobistych.

    H.S.: No i mogłoby to trwać latami na przykład.

    R.K.: Tak, ale wtedy sąd by mógł analizować niuanse. A w trybie wyborczym sąd analizuje tylko prawda–fałsz. I jeżeli okazuje się, że w treści materiału wyborczego jest informacja nieprawdziwa, no nieprawdziwa, czyli niezgodna z prawdą arystotelesowską, czyli z rzeczywistością, no to sąd po prostu nakazuje usunięcie skutków. I w tym przypadku sąd okręgowy, notabene moim zdaniem bardzo dobre uzasadnienie pani sędzia dała, wydał tego rodzaju wyrok. Krótko mówiąc, jak już się sąd nie zgodził, znaczy jak sąd przyjął, że w trybie wyborczym rozpatruje, to wiadomo było, że Platforma wygra, bo sami pisowcy mówili, że mają tę informację niesprawdzoną, a tylko opieraną na materiałach prasowych.

    W.M.: Ale jest apelacja i jaki będzie pana zdaniem wynik tej apelacji?

    R.K.: No, apelacja to też chcę państwa uprzedzić, że to też nie będzie rozprawa, tylko to będzie posiedzenie niejawne, no, zbiera się trzech sędziów w jakimś pokoju w sądzie apelacyjnym, no i przeanalizują postępowanie sądu i analizę dowodów, znaczy to zrobił sąd okręgowy, natomiast tu już nie będzie żadnego dowodowego postępowania, a nawet dzisiaj wiadomo, że te informacje nazwijmy to są nieścisłe, a informacje nieścisłe, na przykład te kwoty, jeżeli nie odpowiadają rzeczywistości, to już są nieprawdziwe i nie uważam, żeby sąd tutaj nie utrzymał tego wyroku, apelacyjny.

    H.S.: Panie pośle, czy potrzebna jest zmiana w Konstytucji? Sojusz Lewicy Demokratycznej złożył wczoraj wniosek czy projekt uchwały w sprawie powołania Rady Konstytucyjnej, która ma rozpatrzyć taką okoliczność.

    R.K.: My o tym mówimy już od dawna. Przypomnę, że kiedy uchwalaliśmy Konstytucję z 2 kwietnia 1997 roku, mówiliśmy, że trzeba ją przejrzeć...

    H.S.: Po 10 latach.

    R.K.: ...po 10 latach używania. W tej chwili już jest prawie 12 lat stosowania polskiej Konstytucji. I chcemy, żeby ta Rada Konstytucyjna, przypomnę: nie komisja, rada, przejrzała Konstytucję pod kątem, co należałoby w niej zmienić.

    H.S.: Na przykład jasno określić kompetencje i...

    R.K.: Ale one są.

    H.S.: ...i premiera, i prezydenta.

    R.K.: Ale one są, panie redaktorze, wystarczy... ja to ciągle mówię premierowi i prezydentowi. Wystarczy przeczytać dwa przepisy: artykuł 146 ustęp 2 Konstytucji, proszę przeczytać, domniemanie kompetencji Rady Ministrów, czyli krótko mówiąc, jak jest coś niejasnego, dokonuje się wykładnię, że tę kompetencję ma Rada Ministrów, i artykuł 126 ustęp 3 Konstytucji, który ogranicza kompetencje prezydenta do bezpośrednio wskazanych podstaw, czyli przepisów Konstytucji i ustawy. I wiadomo, kto prowadzi politykę zagraniczną. No, ja nie wiem, gdzie tu jest wątpliwość, drodzy panowie, i w ogóle ten spór to nie jest spór konstytucyjny, tylko to jest spór charakterów dwóch ludzi, którzy używają aparatu państwowego, czyli struktur państwowych, co jest już w ogóle moim zdaniem skandaliczne, w celu wygrania wyborów prezydenckich na jesieni 2010 roku.

    H.S.: Czyli dopóki prezydentem będzie Lech Kaczyński, dopóki premierem będzie Donald Tusk, to będzie kłótnia między nimi o krzesła i o samoloty?

    R.K.: Nie, dopóki na funkcji prezydenta i funkcji premiera nie będziemy mieli ludzi, którzy będą rozumieli istotę ich funkcji państwowych, to są funkcje, które mają dzięki polityce i swoim zapleczom politycznym, ale w momencie, kiedy zostali powołani na funkcję państwową, to już nie powinni uprawiać polityki kosztem państwa.

    W.M.: To po co te projekty ustawy kompetencyjnej, które wczoraj trafiły do sejmu?

    R.K.: No, panie redaktorze, no bo każdy coś szuka. Widzicie przecież, no, jak nie o zawiadomienie, to o krzesło, jak nie o krzesło, to o samolot... No przecież obywatele Rzeczypospolitej, my wszyscy jesteśmy zażenowani, to jest żenada. I każdy myśli, że może jest jeszcze jakiś sposób, żeby to zrobić. A ja chcę powiedzieć – sposób leży w głowie. W głowie Lecha Kaczyńskiego, być może Jarosława też, i Donalda Tuska i w ich otoczeniu.

    H.S.: Jak pan myśli, Anna Fotyga zostanie ambasadorem przy Organizacji Narodów Zjednoczonych?

    R.K.: Ja powiem szczerze, że gdyby została, to Radosław Sikorski pokazałby, że nie ma kręgosłupa, takiego kręgosłupa państwowego.

    H.S.: No to w takim razie prezydent Lech Kaczyński może nie podpisać nominacji na ambasadorów kolejnym osobom.

    R.K.: No panie redaktorze, no panie redaktorze, no panie redaktorze, no co znaczy nie może? Może nie podpisać.

    H.S.: No bo to przecież wiadomo było, że to jest część układu i porozumienia.

    R.K.: Ale, panie redaktorze, jeżeli my mówimy o takim dealu, to jest skandaliczne. Przecież...

    H.S.: No ale nikt nie zaprzecza, że takie porozumienie było.

    R.K.: Ano widzi pan. To jeżeli tak jest i nikt nie zaprzecza, to co my mamy? Co my mamy? Że osobę, która kompletnie nie nadaje się na funkcję ambasadora, wysyła się, bo jest deal, a w sześciu krajach...

    H.S.: Jak to kompletnie nie nadaje się? Przecież przedtem mówiono i również posłowie Platformy Obywatelskiej mówili, że Anna Fotyga ma wystarczające kompetencje do tego.

    R.K.: No dobrze, no dobrze już, zostawmy to na boku, ja uważam, że nie ma. Ale...

    W.M.: No, była minister spraw zagranicznych, panie pośle.

    R.K.: I mamy do czynienia, że w 6 krajach obniża się prestiż Polski...

    W.M.: Ale ci ludzie już tam są na miejscu.

    R.K.: No właśnie mówię panu, no mówię panu – obniża się prestiż Polski, bo jaki jest prestiż ambasadora u kraju przyjmującego, jeżeli czołowe postaci tego kraju wiedzą, że on nie ma listu uwierzytelniającego? Przecież on później niczego nie załatwi, pozycja Polski w tym kraju się kategorycznie obniża. Protestuję przeciwko dealom! To tak to mogą robić chłopcy w jakiejś zabawie, powiedziałbym, na podwórku czy między podwórkami. My mówimy o państwie, a wy, panowie, mówicie o dealu?

    H.S.: Panie pośle, już na zakończenie, jutro minie druga rocznica smutnego wydarzenia – samobójczej śmierci Barbardy Blidy. Dopiero teraz pierwszy akt oskarżenia w sprawie śmierci Barbary Blidy, przed sądem stanie oficer ABW po dwóch latach od wydarzenia.

    R.K.: Ta realizacja właśnie 25 kwietnia...

    H.S.: Nie wiadomo też, kiedy zakończy się praca komisji śledczej, której pan przewodniczy.

    R.K.: Jeśli pan pozwoli. Ta realizacja 25 kwietnia 2007 roku w domu Blidy, kiedy doszło do śmierci Barbary Blidy, ona była bardzo źle przygotowana, są sprzeczne informacje, wiemy, że jeszcze rano tam się naradzano gdzieś około godziny 5. No, w ogóle tak jacykolwiek funkcjonariusze państwa nie powinni postępować. Ale już mówiąc bardzo odpowiedzialnie, to nigdy nie może się powtórzyć taki model państwa, że jedna osoba, w tym przypadku był to minister sprawiedliwości, prokurator generalny, obsadza swoimi ludźmi inne organy, takie jak ABW, gdzie kierowali prokuratorzy z Katowic, zaufani Ziobry, Święczkowski i Ocieczek, później obsadza MSWiA i policję, gdzie kierowali zaufani prokuratorzy, w tamtym czasie zaufani, bo później się to zmieniło, Janusz Kaczmarek i Konrad Konratowski, i te trzy organy, zamiast działać na podstawie swoich ustaw, one działały nie kontrolując się wzajemnie pod jedną dyspozycją polityczną człowieka, który nie miał wyobraźni państwowej, który nie rozumiał, co to znaczy prawa człowieka i dowodzenie.

    H.S.: Ale to na razie nie zostało udowodnione ani przez komisję...

    R.K.: Prawie. Ale co nie zostało udowodnione? No panie...

    H.S.: ...śledczą. Zresztą...

    R.K.: Ale panie redaktorze, no ale jak pan może powiedzieć, że nie zostało udowodnione...

    H.S.: ...poseł Prawa i Sprawiedliwości mówi, że właściwie to niedopatrzenie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego spowodowało tylko i wyłącznie śmierć Barbary Blidy.

    R.K.: Ale mówię – to są dwie różne sprawy. Ci ludzie na dole, funkcjonariusze, zostali zaprzęgnięci przez swoich szefów do tego, żeby robić realizację nieprzygotowaną, dlatego że tam zmieniano terminy, tam chciano za wszelką cenę zrobić z tego pewnego rodzaju show polityczny, stąd filmowanie, natomiast praprzyczyną tego wszystkiego i na to są dowody i pan o tym wie, bo przecież wszyscy wiedzą, kto pełnił tę funkcję...

    H.S.: No, ja nie pełniłem tej funkcji.

    R.K.: Ale pan wie, kto pełnił, no – ten, kto był prokuratorem generalnym i nazywał się Zbigniew Ziobro. Premierem był wtedy Jarosław Kaczyński. Szukali układu za wszelką cenę. Ich działaniem państwowym nie było rządzenie dobre, a poszukanie układu, bo układ był przejawem ich politycznego myślenia.

    H.S.: Panie pośle, jak długo jeszcze komisja śledcze będzie obradowała (...)?

    R.K.: No, ja myślę, że jeszcze... Teraz jesteśmy na etapie przesłuchania funkcjonariuszy ABW, później będą policjanci, później będą świadkowie, nazwijmy je wpadkowi, bo okazało się, że wiele osób, między innymi niektórzy pełnomocnicy, powinni w tej sprawie zeznawać. No i następnie przechodzimy do szczebla politycznego od ludzi pełniących funkcje w MSW, przez ABW i na końcu będzie Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński.

  • W.M.: Czyli to jeszcze potrwa, tak?

    H.S.: Do kiedy mniej więcej?

    R.K.: Ja myślę, że to jest wszystko kwestia jeszcze roku, bo to widać wyraźnie, my tam robimy jeszcze w tej chwili własną ocenę kryminalistyczną, jest wniosek co do pojechania na miejsce pani poseł Danuty Pietraszewskiej, mamy coraz więcej nowych informacji, które musimy sprawdzać w trybie, powiedziałbym, takim nieprocesowym. Tak że to naprawdę jest już olbrzymi materiał dowodowy.

    H.S.: Dziękuję bardzo.

    R.K.: Dziękuję bardzo. Miłego dnia życzę.

    W.M.: Dziękujemy bardzo. Ryszard Kalisz, Sojusz Lewicy Demokratycznej, w Sygnałach Dnia.

    (J.M.)