A.Sz.: Zarówno Leopard, jak i Twardy, jeżeli chodzi o polskie wojsko, to jest to, co posiadamy najlepsze. Też zdajemy sobie sprawę, że w przeciągu 8–15 lat trzeba wprowadzić do użytku kolejną generację czołgów i ten czas należy wykorzystać właśnie do tego, ażeby albo samemu, albo w kooperacji z innymi krajami takie rozwiązania wprowadzić w życie, to znaczy tzw. program czołgowy. To musi być program też rządowy, dlatego że wielkość wydatków na taki program i potrzeby Polskich Sił Zbrojnych są tego rodzaju, że nawet przy zwiększającym się z roku na rok budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej samodzielnie budżet MON–u nie jest w stanie tego udźwignąć.
W.M.: A gdyby pan miał dziś pieniądze, załóżmy, co by pan w pierwszej kolejności kupił polskiemu wojsku?
A.Sz.: Myślę, że przede wszystkim są dwa priorytety, to znaczy jest obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa, i drugie to jest Marynarka Wojenna.
W.M.: „Nasza armia przechodzi okres przekształceń, ich finałem powinna być armia zawodowa – tak mówił wczoraj zwierzchnik sił zbrojnych prezydent Lech Kaczyński. – Finał może być wtedy, jeśli wszystko będzie idealnie przygotowane”. Czy jest idealnie przygotowane już?
A.Sz.: Jeżeli popatrzę na to z perspektywy Sejmu, to do tej pory do Sejmu nie wpłynął żaden istotny projekt ustawy, który wiązałby się z profesjonalizacją Sił Zbrojnych, to znaczy myślę, że niestety moje przewidywania co do profesjonalizacji Sił Zbrojnych sprzed kilku miesięcy, czyli wtedy, kiedy zostało to zapowiedziane przez rząd premiera Donalda Tuska, sprawdzają się. Bo nie sposób przeprowadzić profesjonalizacji armii w ciągu 1,5 roku, od tego trzeba zacząć. Nie ma pieniędzy na to, bo to jest przedsięwzięcie ogromnie kosztowne. Pragnę przypomnieć, że utrzymanie jednego żołnierza zawodowego to jest wydatek miesięczny rzędu 5,5–6 tysięcy złotych, a żołnierza zasadniczej służby wojskowej około 1,5 tysiąca złotych.
W.M.: W budżecie tych pieniędzy nie ma.
A.Sz.: W budżecie tych pieniędzy nie ma i w związku z tym ten projekt, którego mgliste zarysy widzimy, sprowadza się do tego, że 1 stycznia 2010 roku nie będzie żołnierzy zasadniczej służby wojskowej, a przy zapowiedziach obecnego rządu, że armia ma liczyć 120 tysięcy, w tym 30 tysięcy Narodowych Sił Rezerwy, czyli zostaje 90 tysięcy żołnierzy, którzy będą, mówiąc w skrócie, w koszarach. Czyli tyle, ile mamy teraz, bo mamy 77 tysięcy żołnierzy zawodowych i kilkanaście tysięcy nadterminowych. Ta grupa nadterminowych to jest pośrednio między zasadniczą służbą a zawodowstwem. Czyli nic się nie zmieni.
W.M.: „Na armii nie wolno oszczędzać – tak też wczoraj mówił prezydent Kaczyński. – Kosztuje to podatników, ale jest to konieczne. Musimy mieć Siły Zbrojne godne 40–milionowego kraju w środku Europy”. Jakby rozszyfrować to słowo „godne 40–milionowego kraju”?
A.Sz.: Tak, niektóre są w stanie... Wielkość Sił Zbrojnych i jakość, czyli takie, które są w stanie po pierwsze wykonać...
W.M.: A te 120 tysięcy to jest wystarczająco dużo?
A.Sz.: Tak, jeśli weźmiemy pod uwagę doświadczenia czy... no tak, doświadczenia krajów mniej więcej takiej samej wielkości, jak Polska, no to tu pierwszym przykładem jest Hiszpania – oni mają armię rzędu 125 tysięcy, czyli tych żołnierzy, którzy służą na co dzień w wojsku i oni nie mają już poboru, bo znieśli go jakiś czas temu. W związku z tym należałoby się zastanowić, czy ta pierwotna koncepcja, czyli taka, która zakładała, że armia liczy 150 tysięcy, z tego 30 tysięcy to są Narodowe Siły Rezerwy, czyli ci żołnierze, którzy na co dzień nie służą a armii, tylko są co jakiś czas powoływani do odbycia...
W.M.: Szkolenia.
A.Sz.: ...szkolenia, ćwiczeń i tak dalej, czyli mamy 120 tysięcy, to wtedy tak. Proszę pamiętać o dwóch jakby tutaj warunkach określających wielkość i jakość Sił Zbrojnych. Po pierwsze – artykuł 26 Konstytucji, który nakłada na Siły Zbrojne obronę terytorium Rzeczpospolitej, mówiąc w największym skrócie, no i nasze zobowiązania sojusznicze wynikające z członkostwa przede wszystkim w NATO, ale nie tylko, bo polscy żołnierze służą przecież i w operacjach, które są operacjami unijnymi w tym sensie, że tam uczestniczą państwa unijne i jest jakby liderowanie Unii Europejskiej w takich przedsięwzięciach (tu jest na pierwszym miejscu Liban, też Czad), w operacjach ONZ–owskich, w operacjach sojuszniczych, tak jak na przykład w Iraku.
W.M.: Elementy tarczy antyrakietowej w Polsce stały się faktem. Prezydent mówi: „Bardzo się z tego cieszę”, premier mówi: „Przekroczyliśmy Rubikon”, bardzo się cieszy też minister spraw zagranicznych. Czyżby więc zgoda, zgoda, zgoda?
A.Sz.: Znaczy w tej sprawie stanowisko pana prezydenta, też i opozycji, którą reprezentuję, mówię o opozycji z Prawa i Sprawiedliwości, było od samego początku jednoznaczne, to znaczy my byliśmy głęboko przekonani i jesteśmy głęboko przekonani, że podpisanie tego porozumienia to jest jedna z ważniejszych decyzji, którą podjęliśmy po 1989 roku. Od przystąpienia do NATO, bo mówimy tu o aspektach militarnych, w 1990 roku, to myślę, że to jest najważniejsza decyzja, znaczy taka, która sytuuje Polskę w gronie krajów, które mają ściślejszy związek ze Stanami Zjednoczonymi, związek sojuszniczy i militarny i które włączają się w system obrony amerykański, czyli stają się...
W.M.: No i po raz pierwszy w Polsce powstaną amerykańskie bazy na terytorium Polski.
A.Sz.: Amerykańskie bazy na terytorium Polski. Amerykanie wychodzą z takiego oto założenia, że jeżeli gdziekolwiek na świecie jest zagrożony żołnierz amerykański, to wtedy wysyła się tam dywizję amerykańską. I jeżeli my tu będziemy mieli zarówno instalacje amerykańskie, jak i żołnierzy amerykańskich, wtedy jest tak, że nasze bezpieczeństwo przez to samo wzrośnie o wiele bardziej niż tylko wynikające z członkostwa w NATO.
W.M.: Odpowiedź była natychmiastowa – Rosja bije w tarczę, Rosjanie grożą nam odwetem za zgodę na tarczę antyrakietową. „Polska staje się celem ataku, takie cele niszczy się w pierwszej kolejności” – tak ogłosił wczoraj wiceszef rosyjskiego Sztabu Generalnego. Strachy na Lachy czy mamy się bać?
A.Sz.: Rosja zawsze... znaczy Rosja od samego początku wyrażała dezaprobatę dla tego pomysłu. Zupełnie nieracjonalnie, dlatego że tutaj w grę nie wchodzi niebezpieczeństwo dla samej Rosji i rząd rosyjski doskonale to wie, bo te antyrakiety nie są skierowane przeciwko Rosji. Tu raczej chodzi o czynnik psychologiczny, to znaczy chodzi o zerwanie z tą 300–letnią tradycją od wojny północnej, w której to Rzeczpospolita była poddana zwierzchnictwu Rosji, z krótkimi przerwami na lata 1918–39, po 1989. I myślę, że to jest najtrudniejsze dla Rosjan do zaakceptowania, że to nie jest i nigdy już nie będzie, miejmy taką nadzieję, strefą wpływów rosyjskich.
W.M.: Dziękuję bardzo za rozmowę.
A.Sz.: Dziękuję bardzo.
W.M.: Aleksander Szczygło, poseł Prawa i Sprawiedliwości, były Minister Obrony Narodowej, w Sygnałach Dnia.
(J.M.)