Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 19.11.2008

„Odkrywamy, jak bardzo to społeczeństwo zostało zniszczone”

Nie tylko np. szkoły czy szpitale zostały zniszczone, ale świadomość i samodzielność w myśleniu w ogóle społeczeństwa są na bardzo niskim poziomie.

Jacek Prusinowski: Kilka dni temu była pani w Kabulu, niemal równo 7 lat po obaleniu rządu talibów. Z pewnością wiele sfer życia uległo tam poprawie, choćby wolności i prawa obywatelskie wyglądają dzisiaj zupełnie inaczej. Ale to chyba marne pocieszenie dla ludzi, których warunki bytowe często są tragiczne.

Janina Ochojska: No tak, od 2002 roku od czerwca, kiedy Polska Akcja Humanitarna otworzyła misję w Afganistanie, można powiedzieć, że z jednej strony zmieniło się niewiele, z drugiej strony oczywiście wiele się zmienia. W Kabulu jest wiele nowoczesnych budynków, które zbudowano dla różnych instytucji, ale obok jest mnóstwo domów, które nie mają kanalizacji, nie mają wody, nie mają prądu. Zbudowano ronda i kilka ulic, ale z drugiej strony ludzie tutaj nie mają pracy. Nawet w Kabulu dostęp do edukacji jest utrudniony. Z naszej perspektywy pomoc dla Afganistanu, tak jak była potrzebna w 2002 roku, tak samo jest potrzebna i teraz. I właściwie ja mam takie poczucie, że tej pomocy potrzeba coraz więcej, ponieważ odkrywamy, jak bardzo to społeczeństwo zostało zniszczone. Nie tylko szkoły na przykład zostały zniszczone czy szpitale, ale również świadomość i samodzielność w myśleniu w ogóle społeczeństwa są na bardzo niskim poziomie.

J.P.: Tym wszystkim problemom próbuje zaradzić wiele organizacji pozarządowych, humanitarnych całego świata od Stanów Zjednoczonych po Europę aż do Japonii, które są tutaj w Afganistanie. Niestety jest tak, że często ta pomoc jest bardzo nieudolna i nawet w niektórych przypadkach zamiast pomagać, te organizacje zwyczajnie szkodzą.

J.O.: Trzeba to robić mądrze. Ja nie chcę powiedzieć, że my mamy receptę najlepszą na pomaganie. My, to znaczy Polska Akcja Humanitarna. Tutaj jest wiele organizacji o wiele bardziej doświadczonych, ale np. my sobie zdaliśmy sprawę z tego, że wybudowanie szkoły nie wystarczy. Na przykład wybudowaliśmy szkołę w prowincji Kapisa, w miejscowości (...). Po roku ta szkoła nie jest w dobrym stanie. Brakuje żarówek, brakuje klamek, szkoła jest nie posprzątana, zaniedbana, bo po prostu nikt tak naprawdę nią nie zarządza. To nie znaczy, że nie należy budować szkół i że tam też...

J.P.: Ale żadna organizacja humanitarna chyba mentalności ludzi w ciągu kilku czy kilkunastu lat nie zmieni.

J.O.: No więc właśnie na tym to polega, że taka współpraca ze szkołą musi trwać kilka lat. Na przykład szkoła rolnicza, której pompę odbudowaliśmy w 2002 roku, a potem odbudowywaliśmy dla tej szkoły budynek główny, bibliotekę, laboratorium, wyposażyliśmy to laboratorium, teraz współpracujemy ze szkołą przy rozwoju ich programów i na przyszły rok chcemy pracować z nimi nad rozwojem ich programu szkolnego, chcemy szkolić nauczycieli przede wszystkim, chcemy nawiązać kontakty z uczelniami polskimi. Przede wszystkim będziemy podnosić kwalifikacje nauczycieli. I myślę, że za jakieś 3–4 lata będziemy mogli powiedzieć, że odbudowa szkoły rolniczej w Kabulu zakończyła się sukcesem.

J.P.: Kilka dni temu wiele kilometrów stąd na drugim końcu Afganistanu w Kandaharze kilka dziewcząt, uczennic w drodze do szkoły zostało oblanych kwasem. Nieznane są dokładnie powody, dlaczego tak właśnie się stało, ale prawdopodobnie południe Afganistanu, bardzo konserwatywna część państwa i wielu osobom zwyczajnie nie podoba się to, że kobiety się edukują. Jak duży to jest problem w tej chwili w Afganistanie, jeżeli chodzi o prawa kobiet nie tylko do edukacji, ale w ogóle do podejmowania jakichkolwiek decyzji, wyborów w życiu?

J.O.: Na pewno bardzo zmieniło się od czasów odejścia talibów i na pewno ta sytuacja wygląda zupełnie inaczej na prowincji i w Kabulu, w stolicy. W Afganistanie tylko 35% dziewczynek chodzi do szkoły. To nie znaczy, że my z tą sytuacją musimy się godzić. Organizacje pracujące w Afganistanie starają się o to, żeby dziewczynki miały większy dostęp do szkoły. My np. prowadząc kurs języka angielskiego czy kursy komputerowe stawiamy warunek, żeby te kursy były zarówno dla dziewczynek, jak i dla chłopców. Jeżeli chce się wprowadzić pewne zmiany, nie wprowadzając tak naprawdę zmian w ich kulturze i obyczajach, to na to potrzeba długofalowej współpracy, która pozwoli tym ludziom zrozumieć, że oni sami z siebie mogą dobrze zarządzać szkołą, mogą znaleźć środki na przykład na prowadzenie kursów angielskiego, kursów komputerowych czy jakichś innych kursów. Tego wszystkiego po prostu trzeba nauczyć.

Wiesław Molak: Jeżeli chcieliby państwo pomóc, to wszelkie informacje znajdą państwo na stronie internetowej: .

(J.M.)