Logo Polskiego Radia
Jedynka
Andrzej Gralewski 11.04.2014

Dziennik pokładowy - dzień 7: bar Micalvi

Puerto Toro i Puerto Williams, a w nim słynny bar Micalvi, w którym spotykają się żeglarze po opłynięciu Przylądka Horn. Nie mogło w nim zabraknąć również dziennikarza radiowej Jedynki.
Jacht Selma ExpeditionsJacht "Selma Expeditions"P. Kaja/SelmaExpeditions.com

Puerto Toro: maleńka osada na końcu świata. Dosłownie. Dostać się można do niej tylko z morza. Dobijamy do brzegu wieczorem. Widać światła. Słychać głosy dochodzące z zacumowanych przy pomoście kutrów. Czasami szczeka pies. W maleńkiej osadzie są domy, posterunki żandarmerii, szkoła i maleńki kościół. To stąd pochodzą kraby, które trafiają na stoły najdroższych restauracji tysiące kilometrów dalej. Kraby królewskie.

W Puerto Toro rybacy (poławiacze) mieszkają na kutrach w kilka osób przez 2-3 miesiące. Przyjeżdżają z różnych regionów Chile. Zostawiają rodziny, żeby zarobić na ich utrzymanie. Żeby zjeść kraba w restauracji w Europie trzeba słono zapłacić, rybacy dobrze o tym wiedzą. - Nie dostajemy najlepszej części tortu - mówi Luiz Umberto - to ciężka praca, tutaj na końcu świata łowimy te kraby bez względu na zimno, śnieg i wiatr.
Musimy płynąć dalej. Nad ranem dobijemy do Puerto Williams.

/
W Puerto Williams musimy dostać pozwolenie na dalszą podróż w kierunku Cieśniny Magellana. Spędzamy tu cały dzień. Pada deszcz, chmury zeszły nisko. Dopiero teraz odkrywam wyjątkowość Puerto Williams. "Przystanek Alaska" w Chile. To dopiero koniec świata. Przy głównym placu stoją w rzędach drewniane domki. A w nich: sklepy typu dżem, mydło i powidło, sklepy spożywcze, odzieżowe, poczta. Jest też restauracja "Los dientes de navarino" - to w niej zjemy obiad. W telewizji pokazują właśnie telenowelę, która skupia naszą uwagę. Standardowy scenariusz: ktoś się w kimś kocha, ale dopiero za kilkaset odcinków będą pewnie razem, matka i córka odnajdują się po latach, są jakieś czarne charaktery... Gdy zjawia się cała załoga, dostajemy potężne udka z kurczaka z ryżem, groszkiem i marchewką. Pyszne.
W końcu trafiamy też do słynnego baru Micalvi. To tutaj spotykają się żeglarze, którzy opłynęli Horn i ci, którzy wracają z dalekich wypraw na Antarktydę. Rano pełni rolę kafejki internetowej. Prędkość internetu jak to na końcu świata. Wieczorem zbierają się żeglarze. Wznoszą toasty. Słyszę głównie francuski i hiszpański. Pod sufitem podwieszone są bandery, flagi, koszulki z nazwami miast, jachtów, nazwiskami członków załogi. Na ścianie zostawiam naklejkę radiowej Jedynki. - To miejsce, do którego chętnie się wraca - mówią Piotr i Krzysztof. Ale my musimy już ruszać. Pogoda się zmieniła. Wypływamy nad ranem. Cel: lodowce!

Dziennik