Logo Polskiego Radia
Jedynka
Andrzej Gralewski 10.08.2010

Na powódź w Bogatyni zapracowały pokolenia

Widząc zabetonowaną od ponad wieku rzekę i stojące przy niej domy można było się spodziewać, iż prędzej czy później dojdzie do takiej sytuacji, że woda zaleje miasto.
Na powódź w Bogatyni zapracowały pokolenia(fot. Tomasz Jędruchów)

Janusz Żelaziński, hydrolog
Janusz Żelaziński, hydrolog
Takich miejsc jak w Bogatyni jest w Polsce dużo, kilka lub nawet kilkanaście tysięcy. Hydrolog, dr Janusz Żelaziński potwierdza w "Sygnałach Dnia", że ostrzeżenia przed nawałnicami były dla Bogatyni wydane właściwie. Ale takich ostrzeżeń jest wydawanych kilka w roku i nic się nie dzieje. Więc następuje syndrom zwątpienia. Aż nagle rzeka wylewa. Dlatego żadnego z takich ostrzeżeń nie można lekceważyć.


Zdaniem doktora Żelazińskiego, władze Bogatyni stoją przed trudnym wyborem - czy odbudować to co zniszczyła rzeka, czy oddać jej pewien teren. Gość "Sygnałów Dnia" uważa, że lepsze jest to drugie rozwiązanie. Bo kiedyś znów miasto może zostać zalane.

Doktor Żelaziński zwraca uwagę, że wielka woda może przyjść w każdej chwili. I nie jest powiedziane, że jak w tym roku była powódź, to w przyszłym roku już jej nie będzie. Może przyjść ponownie, a potem przez 300 lat będzie spokój.

Hydrolog przypomina, że na Odrze wielka powódź była w 1903 roku i do powodzi w 1997 roku nic się nie działo. To uśpiło czujność.

Gość Jedynki podkreśla wagę szkolenia, jak zachować się podczas zagrożenia powodziowego. Mieszkańcy terenów zagrożonych powodzią muszą od dziecka być uczeni, co trzeba robić w przypadku zagrożenia. Tak robi się na przykład w Holandii.

>>> Czytaj również >>> Nasz system przeciwpowodziowy to skansen

(ag)