Logo Polskiego Radia
Jedynka
Izabella Mazurek 21.10.2010

Bezpłodność stresuje jak nowotwór

- To choroba, którą trzeba leczyć skutecznie, czyli utrzymać ciążę i urodzić dziecko - mówi prof. Marian Szamatowicz, który dokonał pierwszego w Polsce udanego zapłodnienia in vitro.
Kobieta w ciążyKobieta w ciążyGlow Images/East News

- Nigdy nie używam sformułowania dziecko z probówki, bo nikt jeszcze dziecka z probówki nie wyhodował i nie wyhoduje – mówi gość "Wieczoru Naukowego" w Jedynce prof. Marian Szamatowicz, który w 1987 r. dokonał pierwszego w Polsce, udanego zabiegu zapłodnienia człowieka metodą in vitro.

Prof. Szamatowicz zapewnia, że metoda pozaustrojowego zapłodnienia jest niezwykle prosta. Z pęcherzyka jajowego trzeba wyjąć komórkę jajową, dodać nasienie i czekać na rozwój zarodka.

Światowa Organizacja Zdrowia zalicza bezpłodność do współczesnych społecznych chorób. Co szósta para na świecie ma problemy z zajściem w ciążę. W Polsce na bezpłodność cierpi około milion osób.

- Choroba ta jest dlatego taka specyficzna, że dotyczy jednocześnie dwojga ludzi. Oddzielnie mogą być w świetnym zdrowiu. Okazuje się, że chcą mieć dzieci, a ciąży nie ma. Ten stan medycyna określa bezpłodnością – wyjaśnia prof. Szamatowicz prowadzącej audycję Dorocie Truszczak.

Według profesora niepłodność jest chorobą niedocenianą. Nie boli i się od niej nie umiera, ale stres wywołany diagnozą jest tak ogromny, jak stres wywołany zawałem serca czy diagnozą choroby nowotworowej. A często nawet większy.

Medycyna mówi też o psychogennym czynniku niepłodności.

- Jeśli jakaś para po dwóch lub trzech cyklach niezakończonych ciążą zgłasza się do lekarza, który zaczyna mówić bądź nawet leczyć ją na bezpłodność, to pojawia się ten silny stres – mówi prof. Szamatowicz.

W wielu przypadkach dopiero adopcja odblokowuje ludzi i pojawiają się własne dzieci. Adopcja to jedno z rozwiązań, ale – według gościa Jedynki - para powinna mieć swobodny wybór, czy adoptować, czy leczyć bezpłodność.

Dziesięć procent par, korzystających ze sztucznego zapłodnienia, ma dziecko. 60 do 70 procent par jest zawiedzionych tą metodą.

- Potrzebne jest zwiększenie liczby uzyskiwanych komórek jajowych po to, żeby wybrać najbardziej prawidłowe zarodki i umieścić je w macicy, aby uzyskać ciążę i urodzenie dziecka – mówi prof. Szamatowicz.

Profesor kategorycznie zaprzecza argumentowi o zabijaniu zarodków przy stosowaniu metody pozaustrojowego zapłodnienia.

Odwołuje się do natury, gdzie przy poczęciu dziecka 70 procent zarodków obumiera i nikt nie mówi, że są one zabijane.

- W czasie pozaustrojowego zapłodnienia, jeśli jest więcej zarodków, one również obumierają – mówi profesor. - Nie ma mowy o jakimkolwiek zabijaniu. Zarodki są zamrażane i nie wykorzystywane w żądnym innym celu. Mrożenie nie jest równoznaczne z zabijaniem – podkreśla prof. Szamatowicz.

Wyjaśnia, że różne tkanki przechowuje się w zamrożeniu i nikt nie mówi o ich zabijaniu. Jest to jedna z uznanych na całym świecie procedur medycznych.

Metoda zapłodnienia pozaustrojowego jest stosowana od ponad 20 lat i budzi wciąż ogromne kontrowersje. Prof. Szamatowicz w 1987 roku, po czterech latach prób, dokonał pierwszego udanego zabiegu zapłodnienia metodą in vitro. To było zaledwie 9 lat po narodzinach Angielki Louise Brown, pierwszego na świecie dziecka, które przyszło na świat w wyniku zastosowania tego zabiegu.

Posłuchaj więcej o metodzie sztucznego zapłodnienia, o naukowych podstawach i historii, in vitro oraz o doświadczeniach zawodowych prof. Mariana Szamatowicza w audycji "Wieczór Naukowy" w Jedynce.

(im)