Logo Polskiego Radia
Jedynka
Andrzej Gralewski 20.12.2010

PJN zmieni nazwę

Marek Migalski (PJN): Coś dodamy do nazwy, bo pod obecną działa już inne stowarzyszenie.

Europoseł Marek Migalski ze stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza zapowiada, że nowe ugrupowanie polityczne zmieni nazwę. - Najprawdopodobniej dodamy jakiś człon, bo w powszechnej świadomości nazwa już się utrwaliła, a wyborcy i publicyści również przyzwyczaili się do tej nazwy - podkreśla gość "Sygnałów Dnia". Ale pod obecną działa inne stowarzyszenie zarejestrowane przez sąd, więc nie możemy naruszać prawa. - Postaramy się, żeby ludzie nie mylili tych dwóch bytów – zapewnia europoseł.

Oceniając sytuacje na Białorusi gość Jedynki zwraca uwagę, że Białorusini zawsze wybiorą Łukaszenkę. To efekt blokady informacyjnej, zaś mieszkańcy Białorusi nie wiedzą, jak jest w innych państwach. Obraz życia na Zachodzie, w Polsce i innych krajach Unii jest diabolizowany. - Dlatego powinniśmy zadbać o to, żeby Białorusini byli dobrze poinformowani – apeluje Migalski.

- Musimy wykorzystać te narzędzia unijne, które są do naszej dyspozycji, żeby sytuacją na Białorusi poprawiać, a nie pogarszać - mówi Marek Migalski. Europoseł, który jest członkiem delegacji do spraw kontaktów z Białorusią obiecuje, że jeszcze dziś będzie apelował o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia delegacji, a także, że wyśle interpelacje do Komisji Europejskiej i do Rady Europy w sprawie pobicia przez milicje uczestników opozycyjnego wiecu. Gość Jedynki przyznaje, że prezydent Łukaszenka raz luzuje reżim, raz go zacieśnia. - Próbuje grac z Unia Europejską- ocenia rozmówca Krzysztofa Grzesiowskiego. Jego zdaniem, Unia powinna wykorzystać wszystkie dostępne środki, aby Białoruś stała się demokratycznym, ale suwerennym państwem. Dlatego potrzebny jest głos polskiego MSZ-tu w sprawie pobicia opozycji już w kilka godzin po głosowaniu, w tym kilku kandydatów na prezydenta.

Marek Migalski komentuje też słowa premiera Donalda Tuska, który powiedział, że rosyjski raport o przyczynach katastrofy pod Smoleńskiem jest nie do przyjęcia. Europoseł powtarza wniosek PJN, że katastrofą powinna zająć się specjalna sejmowa komisja. Przypomina też zarzuty PiS sprzed kilku miesięcy, że śledztwo jest źle prowadzone.

(ag)

Aby posłuchać rozmowy z Markiem Migalskim, wystarczy kliknąć na dźwięk "Nazwa, Białoruś i Smoleńsk" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
Audycji "Sygnały Dnia" można słuchać w dni powszednie od godz. 6. Zapraszamy.

**********

Krzysztof Grzesiowski: Ministerstwo Spraw Zagranicznych, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało oświadczenie, w którym pisze, że brutalność sił porządkowych jest niedopuszczalna. „Szczególny niepokój budzą przypadki dotkliwych pobić opozycyjnych kandydatów na prezydenta. Apelujemy o zaprzestanie stosowania przemocy, o natychmiastowe uwolnienie zatrzymanych oraz wyjaśnienie pobić manifestantów, polityków i dziennikarzy, także zagranicznych”. To wszystko o wczorajszych wyborach prezydenckich na Białorusi.

W katowickim studiu Sygnałów dr Marek Migalski, deputowany do Parlamentu Europejskiego. Dzień dobry, panie doktorze.

Marek Migalski: Dzień dobry panu.

K.G.: Sądzi pan, że ta sprawa zainteresuje Parlament Europejski? To, co wydarzyło się w Mińsku?

M.M.: Musi, musi. Musi, dlatego że musimy wykorzystać ten narzędzia unijne, które są w tej chwili w naszej dyspozycji, do tego, żeby sytuację na Białorusi poprawiać, a nie pogarszać. Ja ze swojej strony jako członek delegacji ds. kontaktów z Białorusią mogę obiecać panu, ale przede wszystkim państwu i Białorusinom być może nade wszystko, że jeszcze dzisiaj po pierwsze będę apelował o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia delegacji ds. kontaktów z Białorusią, a po drugie jeszcze dzisiaj wyślę interpelację zarówno do Komisji, jak i do Rady w sprawie tych wydarzeń, o których pan czytał. To jest bardzo smutny poranek, bardzo smutny poranek dla nas wszystkich, przede wszystkim dla Białorusinów.

K.G.: Jest tylko pytanie o konsekwencje, konsekwencje działań czy to Unii Europejskiej, czy Parlamentu Europejskiego, bo jak pan doskonale wie, z Białorusią to różnie bywa, raz się rozluźnia, a raz się zaciska, że tak powiem, pętlę na... jeśli to właściwe sformułowanie, na szyjach białoruskich polityków, a to się ich wpuszcza do krajów unijnych, a to się ich nie wpuszcza i tak dalej, i tak dalej. Ciekawe, jak będzie w tym przypadku.

M.M.: Ma pan rację, ma pan rację. Rzeczywiście ja dosłownie miesiąc temu gościłem u siebie na takim kongresie, Europejskim Kongresie Praw Człowieka w Katowicach Andrzeja Poczobuta, który też wiem, że został wczoraj aresztowany. Więc rzeczywiście jest tak, że Łukaszenka czasami luzuje ten reżim, czasami go zaostrza, ale Białorusini nie mogą być zakładnikami w rękach tego satrapy, znaczy on próbuje grać z Unią Europejską i Unia Europejska powinna znaleźć odpowiednie narzędzia do tego, żeby po pierwsze demokratyzować Białoruś i wymuszać na Łukaszence te standardy czy przestrzeganie tych standardów, do których my wszyscy jesteśmy dziś przyzwyczajeni, a po drugie zachowywać niepodległość tego kraju, dlatego że to są dwie czasami różne sprawy, a czasami bardzo połączone ze sobą, znaczy nam zależy na tym, żeby zarówno Białoruś była demokratyczna, żeby przestrzegano tam praw człowieka, ale też żeby była niepodległa, to znaczy żeby nie była częścią jakiegoś innego imperium, tylko była niezależnym bytem politycznym, z którym można sobie wówczas układać relacje. Nie może być tak, że w parę godzin czy dosłownie w kilka chwil po zamknięciu lokali, nie wiem, kandydaci na prezydenta są pobici, Władimir Niekliajew, jak pan wie, jest w szpitalu, a w tej chwili właściwie tak naprawdę nie wiadomo, gdzie jest, ponieważ on z tego szpitala został gdzieś uprowadzony, czterech innych kandydatów też zostało aresztowanych, tysiące osób jest aresztowanych, zatrzymywanych. No, to są standardy, na które my jako Polska, czyli jako członek Unii Europejskiej zgadzać się nie możemy. To oświadczenie MSZ jest potrzebne, potrzebny również był każdy inny głos, który w tej materii wzmaga Białorusinów, wzmaga opozycję demokratyczną i pozwala tym ludziom marzyć o tym, żeby mogli żyć tak jak my na co dzień.

K.G.: Co nie zmienia jednak postaci rzeczy, panie doktorze, że Aleksander Łukaszenka po raz kolejny zostanie prezydentem Białorusi, czy to się komuś podoba, czy nie.

M.M.: To prawda. Pytanie jest oczywiście, jaką większością, znaczy czy prawdą jest to, że rzeczywiście on dostał tam 80% poparcia społecznego, czy rzeczywiście ta opozycja demokratyczna jest tak słaba. Jeśli byłaby to prawda, bo według innych sondaży tak naprawdę poparcie dla niego nie przekroczyło 50%, ale rzeczywiście warto byłoby po pierwsze zorientować się, jakie jest to poparcie realnie, naprawdę, a po drugie, ważne – nawet jeśli to poparcie jest tak ogromne, no to trzeba sobie zadać pytanie: dlaczego ono jest takie ogromne? Znaczy przede wszystkim to jest blokada informacyjna, Białorusini nie mają dostępu do informacji, do wolnych mediów, te, które były w miarę wolne, są zamykane. Niestety jest i tak (i tutaj taki kamyczek do naszego ogródka), że i w Polsce były dokonywane zamachy na wolność gwarantującą Białorusinom czy jak gdyby narzędzia gwarantujące wolność mediów na Białorusi, ponieważ próbowano zamykać w Polsce czy nie finansować telewizji Biełsat, która jest jednym z niewielu kanałów komunikacyjnych, informacyjnych, dzięki którym Białorusini mogą dowiadywać się, jaki jest prawdziwy świat, bo... I ostatnie zdanie w tej materii – dlatego że Białorusini zawsze będą wybierać Łukaszenkę, jeśli będą mieli fałszywy obraz życia i u siebie, i na Zachodzie, ponieważ jeśli ten obraz życia na Zachodzie jest zdiabolizowany, jeśli życie na przykład w Polsce czy innych krajach Unii Europejskiej jest przedstawione jako jakaś gehenna, natomiast obraz Białorusi jako... w takich kategoriach bukoliczno-arkadyjskich, takich zupełnie cudownych i wspaniałych, no to rzeczywiście będzie tak, że ci ludzie będą opowiadać się za Łukaszenką, ale nie będą tak naprawdę dobrze poinformowani. My jako Unia Europejska, my jako Polska powinniśmy zadbać o to, żeby do Białorusinów dopływały prawdziwe, rzetelne, sensowne informacje.

K.G.: To teraz troszkę dalej na wschód, panie doktorze, jeśli pan pozwoli. Jak pan sądzi, jakie konsekwencje będą miały słowa premiera Donalda Tuska w sprawie raportu MAK-u, czyli rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, że ów raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”?

M.M.: Jako polityk opozycyjny mogę... jak gdyby napawa mnie takie uczucie jakiejś nieprzyjemnej, ale satysfakcji, czy premier nie zdawał sobie z tego sprawy pół roku temu. Wszyscy, którzy zainteresowali się tą sprawą, mówili, że nie wolno było oddawać śledztwa w ręce rosyjskie, i dzisiaj po tych chyba już ośmiu miesiącach premier mówi, że śledztwo prowadzone przez Rosjan jest nieakceptowalne. No, myśmy to wiedzieli pół roku temu, wiedzieliśmy to osiem miesięcy temu. Grzechem pierworodnym strony polskiej było oddanie tego śledztwa stronie rosyjskiej i dzisiaj premier polskiego rządu mówi o tym, że wyniki tego rosyjskiego śledztwa są dla Polski nieakceptowalne. Nie trzeba było ośmiu miesięcy, panie premierze, żeby się zorientować.

Niestety jest tak, że musimy balansować pomiędzy dwoma skrajnościami, znaczy jedna skrajność to jest postawa polskiego rządu i to oddanie tego śledztwa Rosjanom, druga skrajność to jest ten zespół pod kierownictwem Antoniego Macierewicza, który jeszcze nim cokolwiek zaczął rozpatrywać, już publicznie ogłaszał, kto ze strony rządowej jest winny. Niestety dla tego pomysłu klubu PJN powołania komisji nadzwyczajnej sejmowej ds. zbadania reakcji polskich i rosyjskich władz, ale przede wszystkim polskich władz, niestety nie ma większości, znaczy okazuje się, że nie można w tej materii mówić ponadpartyjnym komunikatem, nie można mówić w pewnym porozumieniu, że te postulaty, które powinny spotykać się z absolutnym zrozumieniem, znaczy żeby cały sejm, wszystkie reprezentowane tam kluby zasiadały w jednej komisji, będą badać jak gdyby podglebie tego wypadku, ale przede wszystkim później reakcje urzędników, nie znajduje uzasadnienia i poparcia.

K.G.: Czy pana zdaniem powinno nastąpić upublicznienie i przekazanie parlamentowi projektu raportu MAK w sprawie katastrofy smoleńskiej? Bo to jest tajny raport.

M.M.: Zdecydowanie tak. Zdecydowanie tak, dlatego że ten raport zna premier jako szef władzy wykonawczej (oczywiście pomijając tutaj pana prezydenta), a nie znają go posłowie, którzy sprawują kontrolę nad rządem. No bo trzeba przypomnieć krótki, 15-sekundowy wykład politologiczny: sejm, czy władza ustawodawcza, sprawuje kontrolę nad władzą wykonawczą, czyli nad rządem, no i okazuje się, że szef rządu zna szczegóły tego raportu, a ci, którzy mają sprawować nad nim kontrolę, tego raportu nie znają. Nie wiem, czy powinno być to upowszechnione, znaczy czy wszystkich 460 posłów powinno to poznać, ale szefowie klubów, prezydium sejmu w moim przekonaniu w naturalny sposób powinno poznać ten raport, żeby móc się do niego odnieść i wspólnie, jeszcze raz podkreślę, ponad podziałami politycznymi reagować, ponieważ tutaj nie jest kwestia interesu jednej czy drugiej partii. To jest kwestia interesu Polski i wiarygodności państwa polskiego. I tutaj podziałów politycznych być nie może.

K.G.: No i jest jeszcze kwestia opinii publicznej daleko większej od owych 460 posłów. Opinia publiczna, jak sądzę, też jest zainteresowana tym, co też w tym projekcie raportu MAK-u jest zapisane i z czym premier się nie zgadza.

M.M.: Ma pan rację, znaczy opinia publiczna powinna poznać nie tylko to, że... co jest napisane, co strona rosyjska napisała, ale też co jest nieakceptowalne dla strony polskiej, czyli powinna poznać zarówno stanowisko strony rosyjskiej, jak i stanowisko strony polskiej, bo tylko wtedy będzie mogła opinia publiczna odnieść się do tego i nabrać własnej opinii, w czym oczywiście dziennikarze powinni owej opinii publicznej pomagać rzetelną, spokojną analizą tego, co dostaniecie państwo na swoje biurka czy na swoje skrzynki pocztowe.

K.G.: Panie doktorze, tak na koniec, jako że sejm już ma wolne – kilka razy użył pan skrótu PJN, Polska Jest Najważniejsza, klub parlamentarny, klub poselski w izbie, ale wygląda na to, że nazwę trzeba będzie zmienić. Być może dotarła do pana wiadomość, że sąd zarejestrował organizację o tej nazwie, która zaczęła działać już wcześniej. To taka inicjatywa bardziej społeczna, nie polityczna, no ale nie zmienia to postaci rzeczy, że coś z nazwą trzeba będzie zrobić. Ma pan jakiś pomysł i świąteczny prezent dla swoich kolegów?

M.M.: Mam, mam kilka, ale najpierw im wręczę ten prezent...

K.G.: Aha.

M.M.: ...a dopiero później państwu. Natomiast rzeczywiście jest tak, że stowarzyszenie...

K.G.: Ale też trudny w odmianie?

M.M.: No, wiem, że wy, dziennikarze, narzekaliście, że bardzo trudno jest odmieniać, i ja doceniam te łamańce, które wyprawialiście, ale mogę powiedzieć w ten sposób: rzeczywiście my szanujemy wyroki sądów i jeśli inne stowarzyszenie pod tą nazwą zostało zarejestrowane, to życzymy temu stowarzyszeniu powodzenia i sukcesów w swojej działalności. My... Oczywiście partia polityczna jest czymś innym niż stowarzyszenie. Przywiązaliśmy się do tej nazwy, więc być może trzeba będzie ją rozszerzyć o jakiś inny człon, tak, żeby ludzie, wyborcy, publicyści nie mylili tych dwóch bytów, a jednocześnie przypomnę, że już w tej chwili kilkaset tysięcy, a jeśli to przeliczyć na głosy, kilka milionów nawet osób zaufało nam w sondażach, a to oznacza, że nie chcielibyśmy zupełnie pozbywać się tej nazwy, dlatego że ona się już jakoś utrwaliła w świadomości społecznej i jest jakoś lubiana i jakoś popularna, przynajmniej dla części naszych potencjalnych wyborców. Wobec tego może takim Salomonowym wyjściem będzie to, że do tej nazwy dodamy coś, co będzie nas odróżniać od owego stowarzyszenia, które zostało już zarejestrowane.

K.G.: Dziękujemy bardzo.

M.M.: Ja również dziękuje.

K.G.: Marek Migalski, erodeputowany do Parlamentu Europejskiego, gość Sygnałów Dnia.

(J.M.)