W Polsce trwa dyskusja o tym, czy zakazać upraw genetycznie modyfikowanych w naszym kraju, czy na nie zezwolić.
W 2008 roku rząd deklarował, że Polska dąży do tego, by być krajem wolnym od GMO. Jednak żeby dostosować prawo polskie do unijnego, w 2011 roku opracowano ustawę o nasiennictwie, która zawierała furtkę prawną zezwalającą na uprawy GMO.
Ostatnio grupa naukowców zwróciła się do prezydenta – który w sierpniu tego roku zawetował wspomnianą ustawę – z prośbą o patronat nad debatą na temat żwyności modyfikowanej genetycznie. Ich zdaniem nie można wykluczyć ryzyka, jakie potencjalnie niesie GMO dla zdrowia ludzi i dla środowiska.
– Nie da się równolegle uprawiać roślin genetycznie modyfikowanych i upraw ekologicznych – twierdzą przeciwnicy GMO. – Nikt nie zmusi pszczółek i innych owadów do tego, aby nie przenosiły pyłków z upraw genetycznych na te ekologiczne – wyjaśnia.
Wśród polskich naukowców są i tacy, którzy nie widzą żadnych niebezpieczeństw w genetycznie modyfikowanych uprawach żywności w naszym kraju. Profesor Ewa Bartnik i profesor Piotr Węgleński, genetycy, uważają że w GMO nie ma niczego groźnego, a Polacy nie dysponują dostateczną wiedzą na temat organizmów modyfikowanych genetycznie.
– To jest dokładnie to samo, tylko ma jeden gen więcej, który daje odporność na właściwości użytkowe lub jeden mniej, który może powodować, że nie ma jakiegoś enzymu – uspokaja profesor Ewa Bartnik.
Profesor Piotr Węgleński przedstawia listę produktów, które w Polsce są wytwarzane z bakterii genetycznie modyfikowanych: insulina, szczepionki przeciwko żółtaczce czy szczepionki przeciwnowotworowe, których produkcja jest już bardzo zaawansowana.
Według profesora, zwolennika GMO, przeciwnicy genetycznego modyfikowania często przyjmują taka postawę z fundamantalnych powodów, że w GMO jest wszystko to, co w naturze nie mogłoby się zdarzyć.
– Ale nie wierzę, żeby ktokolwiek wystapił przeciwko terapii genowej człowieka – podkreśla profesor. – Taką metodę zaczyna się stosować w przypadku chorób, które są nieuleczalne inną metodą.
Spór, który trwa w Polsce, nie toczy się jednak o te szczepionki, bo konieczność ich produkowania nie podlega dyskusji. Problemem jest to, czy na naszych talerzach powinna pojawiać się żywność genetycznie modyfikowana.
– Pracuję w komisji do spraw GMO i sama wydaję zgody na prowadzenie prób klinicznych u pacjentów chorych na raka, gdzie stosuje się eksperymentalne szczepionki przeciwnowotworowe i tego nikt w Polsce nie zabrania – twierdzi gość radiowej Jedynki, dr hab. Katarzyna Lisowska – biolog molekularny, specjalistka w zakresie biologii medycznej, profesor w Centrum Onkologii w Gliwicach, członek Komisji ds. GMO przy Ministerstwie Środowiska.
Według dr hab. Katarzyny Lisowskiej podstawą jest stworzenie właściwej ustawy i przepisów prawnych, które zezwolą na uprawę w Polsce żywności genetycznie modyfikowanej lub jej zakażą.
– W tej chwili w Polsce rolnicy uprawiają rośliny modyfikowane i zgodnie z interpretacjami prawa wolno im to robić na własny użytek – wyjaśnia dr Lisowska.
Rolnicy mogą wysiać kukurydzę genetycznie modyfikowaną, pod warunkiem że zużyją ją we własnym gospodarstwie. W rzeczywistości ziarno trafia jednak do skupów.
– Mieliśmy taki przypadek, że Polska kukurydza została wysłana do Szwecji, ale odesłano nam ją, bo zrobiono badania, które stwierdziły, że zawiera 4 procent domieszki ziarna modyfikowanego.
W Europie dopuszczone są do uprawy tylko dwie rośliny genetycznie modyfikowane: kukurydza MON 810 i ziemniak amfora. Francja i Niemcy jako jedyne kraje w Europie zabroniły uprawy także i tych roślin.
Gościem Doroty Truszczak był również dr hab. Marcin Filipecki z Katedry Genetyki Hodowli i Biotechnologii Roślin Wydziału Ogrodnictwa i Architektury Krajobrazu SGGW w Warszawie.
(ah)