W czwartek ministrowie spraw zagranicznych Unii Europejskiej na nadzwyczajnym spotkaniu w Brukseli zgodzili się na wojskową misję szkoleniową w Mali.
Jak zaznaczył gość "Sygnałów dnia" radiowej Jedynki minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak, w sprawie polskiego udziału w konflikcie "żadne decyzje nie zapadły". Powiedział, że Polska czeka na to, co zrobią przedstawiciele Wspólnoty, którzy jadą do Mali na rekonesans.
- Żaden z krajów Unii nie wykluczył swojego udziału w Mali, ale do ostatecznych decyzji trochę czasu minie - powiedział minister. Jednocześnie dodał, że "misja bojowa w Mali w przypadku UE i Polski nie wchodzi w grę".
Siemoniak przypomniał, że w Mali są już żołnierze francuscy. Na miejsce jadą też wojska z innych państw afrykańskich. Jego zdaniem jeśli UE zdecyduje się na interwencję, wyśle do Mali ok. 300-400 instruktorów wojskowych, którzy wyszkolą żołnierzy malijskich. - Kilku-kilkunastu może pochodzić z Polski - wyjaśnił gość Jedynki. Podkreślił, że podobna misja prowadzona jest na przykład w Somalii.
>>>Przeczytaj całą rozmowę
W opinii gościa "Sygnałów dnia" interwencja w Mali raczej nie wpłynie na bezpieczeństwo obywateli państw, które się zaangażują w misję szkoleniową. - Bardzo hipotetyczne jest to, że państwa UE będą bardziej zagrożone - zaznaczył.
Dodał, że międzynarodowa interwencja w Mali jest oczekiwana przez samych Malezyjczyków. Podkreślił, że nikt nie chce, by się powtórzyła sytuacja z Afganistanu czy Jemenu, gdzie zbyt późna reakcja wspólnoty międzynarodowej doprowadziła do powstania silnych ośrodków terroryzmu.
Wysłuchaj całej audycji!