- Gdyby nie interwencja prokuratora Sławomir Nowak dalej byłby ministrem i pani Bieńkowska nie przejęłaby po nim olbrzymiej przestrzeni - powiedział Leszek Miller.
Szef SLD skomentował w ten sposób fakt połączenia w rządzie dwóch dwóch resortów - rozwoju regionalnego oraz transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. Tym drugim do niedawna kierował Sławomir Nowak. W ubiegłym tygodniu, gdy prokuratura zdecydowała się postawić mu zarzuty w związku z niewpisaniem drogiego zegarka do oświadczenia majątkowego Nowak podał się do dymisji. Nowym "superministerstwem" będzie kierowała Elżbieta Bieńkowska. Premier powierzył jej też stanowisko wicepremiera.
Wszystko na temat rekonstrukcji rządu>>>
Natomiast dobrym ruchem Leszek Miller nazwał zmianę na stanowisku ministra finansów, gdzie Jacka Rostowskiego zastąpił Mateusz Szczurek. Nie będzie on już jednak miał rangi wicepremiera. - Minister finansów nie może mieć dominującej pozycji. Podobnie jak dyrektor finansowy w firmie nie może być ważniejszy niż zarząd skoncentrowany na rozwiązywaniu strategicznych problemów - powiedział Miller.
Szef SLD przyznał, że niewiele wiadomo o poglądach ministra Szczurka. - Martwi mnie, że wielokrotnie wypowiadał się przeciwko wejściu Polski do strefy euro. Twierdził, że największym generatorem dziury budżetowej są wydatki na emerytów, rencistów i rolników. Był wstrzemięźliwy ws. zmian w OFE, a teraz będzie musiał współpracować w realizacji tej reformy - podkreślił Miller.
Zdaniem Miller ws. powołania nowego ministra finansów premier Donald Tusk był w trudnej sytuacji, bo kilku bardziej znanych kandydatów mu odmówiło jak np. komisarz UE ds. budżetu Janusz Lewandowski. - Można odnieść wrażenie, że premier zarzucił sieć. Jedna rybka wpadła, czyli pan Szczurek - podsumował Leszek Miller.
Rozmawiała Zuzanna Dąbrowska .
>>>Zapis całej rozmowy
"Sygnały dnia" na antenie Jedynki od poniedziałku do soboty między godz. 6.00 a 9.00. Zapraszamy!
tj