Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Sylwia Mróz 09.12.2012

Wyczyść duszę zanim nastąpi koniec świata

Do końca kalendarza Majów pozostało zaledwie kilka dni, a więc czasu na pozałatwianie ostatnich sprawunków coraz mniej.
Indianin oczyszczający duszę w centrum miasta MeksykIndianin oczyszczający duszę w centrum miasta MeksykSylwia Mróz/PR

W centrum stolicy Meksyku poza ogromną ilością stoisk, straganów i ludzi wszelkiej maści, którzy starają się coś sprzedać, można też spotkać grupy przebranych w tradycyjne stroje Indian. Zwykle mają barwny makijaż, do tego kuse wdzianka ze skóry, w tym męskie stringi i wykonują różnego rodzaju rytuały. Jedni tańczą i śpiewają, jakby w ten sposób chcieli wywołać deszcz, inni grają na bębnach, czyszczą duszę lub pokazują inne typowe dla swojego regionu tradycje.

Ta barwna mieszanka miejscowego folkloru nie opuszcza mnie nawet na chwilę – przebranych Indian można spotkać w mieście Meksyk każdego dnia, choć na pewno największą uwagą przechodniów cieszą się w weekend, gdy znakomita część narodu ma wolne i wreszcie może spokojnie pospacerować po ulicach miasta nie gnana żadnymi obowiązkami do domu.

fot.
fot. Sylwia Mróz/PR

Na Zocalo spotykam grupę Indian zajmujących się czyszczeniem duszy. Ciężkie zadanie, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy każdy ma to i owo na sumieniu. Indianka zachęca do skorzystania z ich usług, bo ja sama podkreśla „jakoś musi zarobić na pióra”. I tu jej trzeba przyznać, że pióropusz ma imponujący.

fot.
fot. Sylwia Mróz/ PR

Jej kolega z czymś na kształt kadzidła krząta się wokół niemalejącej kolejki chętnych do skorzystania z ich oferty. Coś mamrocze niezrozumiale pod nosem, okadzając grzesznika od stóp do głów i oklepując witkami. Większość osób zamyka oczy, rozkłada ręce i z wyrazem namaszczenia na twarzy poddaje się rytuałowi czyszczenia. Wzrok Indianina jest skupiony – nie tu nie może być mowy o fuszerce. Jest z nimi jeszcze trzeci Indianin, który miarowo uderza w bęben i od czasu do czasu dmie co sił w płucach w muszlę. Wprowadza dodatkową atmosferę transu, której poddają się uczestnicy ceremonii.

Cóż skoro tu się znalazłam, to czemu by samej się nie oczyścić – w końcu ktoś za te pióra pięknej pani musi zapłacić. Ustawiam się w kolejce, przede mną około siedem osób, za chwilę za mną już też siedem. Czekam spokojnie zastanawiając się czym ostatnio najmocniej zawiniłam – może po okadzeniu mnie odczuję niespotykaną dotąd lekkość. Już samo stanie w kolejce sprawia, że czuję się inaczej niż przyglądając się z boku całemu widowisku. Ekscytacja dzięki uczestnictwu narasta z każdą chwilą. Przychodzi czas na mnie. Skąpo odziany pan mamrocze nade mną znane tylko jemu teksty i okadza mnie całą wonnym dymem. Kręci mi się w nosie, duszno, ale twarda jestem – nie kicham. Inni mogą to znieść, to i ja podołam sytuacji.

fot.
fot. Sylwia Mróz/PR

Na koniec wyjmuje witki i oklepuje mnie nimi – nogi, ręce, brzuch, plecy. I następnie dziękuje i przekazuje w ręce pani w pióropuszu, bym mogła uiścić opłatę. Pani z wyraźnym zainteresowaniem pyta skąd ja, bo jako jedyna nie-Meksykanka ustawiłam się w kolejce. Odpowiadam, że jestem z Polski i czekam na komentarz. - Papa!!! Juan Pablo II!!! (Papież!!! Jan Paweł II!!!) – prawie wykrzykuje indiańska królowa odpowiedzialna za finanse swojej grupy. I od razu puszcza oko, że jak z Polski, to nie tam jakieś 20 pesos (5 zł), tylko 10 wystarczy. Taka zniżka na bycie z tego samego kraju co ukochany tu przez wszystkich papież.

Nie pierwszy to raz jak widzę tak entuzjastyczną reakcję na wiadomość o tym, że pochodzę z tego samego kraju co uwielbiany w Meksyku papież Jan Paweł II. Podobna sytuacja zdarzyła mi się również w sklepie w Meridzie na półwyspie Jukatan, gdzie sprzedawca na wiadomość o tym, że jestem Polką również zrobił mi promocję „na papieża”. Jan Paweł II w czasie pontyfikatu pięć razy odwiedził Meksyk, co miało ogromne znaczenie dla mieszkańców tego kraju. Ten żar w ich sercach czuć po dziś dzień – Meksykanie nie zapomnieli, że papież Polak pierwszą podróż apostolską odbył właśnie do ich kraju. Pogodne usposobienie Jana Pawła II zjednało mu sympatię milionowego narodu. W czasie jego pielgrzymek ludzie krzyczeli, że jest Meksykaninem. Któż polskiego papieża bardziej ukochał, poza Polakami oczywiście, jeśli nie Meksykanie?

Więcej o Janie Pawle II w serwisie specjalnym >>>

Ta sympatia tym milsza mi się wydaje tak daleko od domu. I tak właśnie dzięki Janowi Pawłowi II zjednuję sobie ludzi na drugim krańcu świata.

Sylwia Mróz z Meksyku, polskieradio.pl