Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Paweł Klocek 06.08.2011

Bartosz Kurek: Każdy chce chce grać w kadrze

Siatkarz reprezentacji Polski w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" wyjaśnia dlaczego niektórzy czołowi siatkarze nie grają w kadrze.
Od prawej: Bartosz Kurek, Grzegorz Kosok i Łukasz ŻygadłoOd prawej: Bartosz Kurek, Grzegorz Kosok i Łukasz Żygadło fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Biało-czerwoni w mistrzostwach Europy zdobędą...

Bartosz Kurek: Nigdy nie typuję wyników, nie lubię takich zabaw. Wiem jedno: nasza ciężka praca musi przynieść efekty. Dzięki niej niwelujemy nasze braki talentu.

Braki talentu? Co pan opowiada?!

Nasza reprezentacja jest osłabiona, brakuje najlepszych i najbardziej doświadczonych graczy.

Reszta nie ma talentu?

Oczywiście, że ma. Lecz musi pan przyznać, że przydałyby się nam umiejętności Michała Winiarskiego, Mariusza Wlazłego, Pawła Zagumnego czy Daniela Plińskiego. Jako drużyna nie możemy wykorzystywać ich talentu, więc musimy ich zastąpić. Naszym sposobem na braki jest harówka. W NBA zawodnicy często powtarzają, że jeśli brakuje ci talentu, możesz ten niedostatek nadrobić ciężką pracą. To nasza droga.

Nie obawia się pan, że ta harówka zakończy się poważną kontuzją, jak choćby w przypadku Zbigniewa Bartmana?

Zdaję sobie sprawę, że kiedyś przyjdzie za to zapłacić. Zresztą płacę ją w ratach. Najpierw po powrocie do klubu, gdy przez kilka kolejek ligowych bardzo trudno będzie wejść w rytm meczowy, przystosować się do zmiany otoczenia. Najwyższą cenę zapłacili jednak ci, którzy przez kilka lub kilkanaście lat byli filarami kadry. Widzę ich na co dzień w Skrze, jak z każdego treningu wychodzą z kolanami obłożonymi lodem, jak często potrzebują pomocy fizjoterapeuty. Muszą też dodatkowo ćwiczyć, by ratować zniszczone mięśnie.

Czyli nazywanie ich leniami, bo odpoczywają od kadry, jest nie na miejscu?

Brak nam trzeźwego spojrzenia na sprawę. Bez animozji klubowych, na chłodno. Zastanówcie się, który zawodnik nie chciałby grać w reprezentacji, jeśli byłby zdrowy? Ja takiego nie znam! Jeżeli decydujesz się na sport profesjonalny, za duże pieniądze, a te ostatnio są w siatkówce, to musisz być gotowy do poświęceń. To oczywiste. Cały czas bronię chłopaków, bo wiem, jak sprawa naprawdę wygląda, znam ich problemy ze zdrowiem, a nie z lenistwem.

Zniszczone mięśnie to niestety może być i pańska przyszłość. Opłaca się?

Już mówiłem, że sporo zarabiamy, także dlatego, że w nasz zawód wliczone jest ryzyko. Pewnie, że gdzieś z tyłu głowy siedzi myśl, że może to się źle skończyć. Choćby na przykładzie Zbyszka widać, że czasami decyduje przypadek, przecież on nie popełnił żadnego błędu, a naderwał mięsień. Mam jednak nadzieję, że poważne kontuzje ominą mnie szerokim łukiem. A jeśli nie? Będę się martwił dopiero po fakcie.

Podobno szalejecie nawet w siłowni, dźwigając nieprawdopodobne ciężary?

Pracujemy inaczej niż w poprzednich latach. Trener stawia na maksymalne wykorzystanie czasu, spędzanego w siłowni. Dostałem specjalny stoper, bo uregulował mi nawet długość przerw pomiędzy ćwiczeniami. Prawdziwy kierat!

Widać po panu, że te ćwiczenia przynoszą efekty. Staje się pan atletą.

Od czasu moich występów w Kędzierzynie (do 2008 roku – przyp. red.) przytyłem 20 kilogramów! Wcześniej ważyłem około 88, teraz jest 106 lub 107. Zapewniam, że nie jest to tłuszcz, tylko czyste mięśnie.

Coś jednak musiał pan poświęcić?

Dla dobra drużyny skradziono mi sporo prywatności. W trakcie spotkania z prezesami Polskiego Związku Piłki Siatkowej zawarliśmy dżentelmeńską umowę, że będziemy sobie pomagać przy promowaniu siatkówki. Zgodziłem się i dlatego jestem na plakatach, broszurach, ulotkach. Wywiązuję się ze swojej części umowy, prezesi też. Może nie do końca to lubię, może nie do końca się w tym odnajduję, lecz wypełniam obowiązki. Czasami są to przyjemne akcje, jak pomoc Fundacji „Herosi", czasem mniej komfortowe, jak choćby sesje zdjęciowe. Nie ciągnie mnie do tego.

Dlaczego nagle zaczął pan zdobywać seryjnie punkty serwisem?

Ta poprawiona zagrywka jest efektem kilku zmian. Wcześniej serwowałem cały czas zza strefy nr 1, a teraz nr 5, czyli bliżej lewej strony. Ta zmiana wyszła ode mnie. Były też odpowiednie rady od trenera Skry, potem Anastasiego. I zaskoczyło. Zostanę już w tej strefie, z takim podrzutem oraz uderzeniem. Teraz trzeba tylko doprowadzić ten element do perfekcji. Przykład Juantoreny pokazuje, że można zagrywać non stop ponad sto kilometrów na godzinę i niemal nie popełniać błędów. To mój wzór.

pk, Przegląd Sportowy