Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 31.05.2010

Nie będzie śledztwa w sprawie dopingu Kornelii Marek (Posłuchaj)

Z powodu braku znamion przestępstwa warszawska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie wykrycia dopingu u Kornelii Marek.
''Kornelia Marek

O takiej decyzji Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście poinformowała rzeczniczk stołecznej Prokuratury Okręgowej Monika Lewandowska.

Marek to zdyskwalifikowana biegaczka narciarska, uczestniczka igrzysk olimpijskich w Vancouver.

Lewandowska powiedziała IAR, że nie było podstaw do wszczęcia takiego śledztwa.




Prokurator wyjaśniła, że sprawa fizjoterapeuty Kornelii Marek trafi do działu wykroczeń.




Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożył na początku kwietnia krajowy konsultant do spraw rehabilitacji prof. Marek Krasucki. Postępowanie miało wyjaśnić, czy doszło do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Marek - za co grozi do 3 lat więzienia oraz czy osoba, która podała zawodniczce erytropoetynę (EPO), miała uprawnienia lekarskie.

Środek ten został wykryty u Marek w wyniku testu przeprowadzonego w czasie igrzysk w Vancouver. Polski Związek Narciarski nałożył na zawodniczkę dwuletnią dyskwalifikację.

Decyzja jest nieprawomocna. Jedyną osobą, która może się od niej odwołać, jest sama Kornelia Marek, która w tym postępowaniu ma status pokrzywdzonej. Nie wiadomo, czy zechce skorzystać z tego prawa.

Pod koniec kwietnia Międzynarodowy Komitet Olimpijski potwierdził oficjalnie złamanie przepisów antydopingowych przez polską biegaczkę i zweryfikował wyniki wszystkich zawodów z jej udziałem w igrzyskach w Vancouver.

MKOl skierował dokumenty w tej sprawie do Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), która podejmie decyzję o długości dyskwalifikacji Polki.

MKOl ujawnił szczegółowy raport dotyczący Marek. Wyczytać można z niego, że zawodniczka została poproszona na badanie 25 lutego około 13.30 - natychmiast po występie sztafety 4x5 km (szóste miejsce). 4 marca MKOl został poinformowany przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) o nieprawidłowościach wykrytych w próbce moczu - śladach stosowania EPO. Natychmiast powiadomiony o sprawie został przewodniczący Komitetu Jacques Rogge.

Sprawą Marek zajęła się trzyosobowa komisja w składzie Thomas Bach (wiceprzewodniczący MKOl), Denis Oswald i Frank Fredericks. 8 marca o wynikach testu dowiedziała się zawodniczka, przedstawiciele PKOl oraz FIS. Cztery dni później, na żądanie Polki, w laboratorium w Richmond rozpoczęła się analiza próbki B. Potwierdziła ona obecność w jej organizmie niedozwolonej substancji - erytropoetyny (EPO).

Polka zrezygnowała z możliwości osobistego wyjaśnienia sprawy. Przesłała do MKOl pisemne oświadczenie, w którym przyznała, że przed i w trakcie igrzysk przyjmowała zastrzyki. Zaznaczyła, że wykonywał je terapeuta Witalij Trypolski i to on mógł podać jej zabronione środki. Sama była przekonana, że są to legalne substancje. Nie przyznając się do winy Marek jednocześnie zapewniła, że jest świadoma konsekwencji, jakie mogą ją spotkać i akceptuje je.

Komisja uznała Marek winną złamania przepisów antydopingowych. Szczególnie zwrócono uwagę, na fakt, że zawodniczka nie próbowała ustalić, jakie środki jej podawano, a przyznała, że brała zastrzyki. Na tej mocy unieważniono wszystkie wyniki jej startów w Vancouver.

Był to jedyny przypadek stosowania dopingu wykryty na tegorocznej olimpiadzie. Nie czekając na decyzję FIS, specjalna Komisja Dyscyplinarna Polskiego Związku Narciarskiego (PZN) zdyskwalifikowała ją na dwa lata.

Kara dotknęła również inne zawodniczki ze sztafety - PKOl musi niezwłocznie zwrócić dyplomy otrzymane przez Justynę Kowalczyk, Paulinę Maciuszek i Sylwię Jaśkowiec za występ w sztafecie

man