Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Artur Jaryczewski 12.01.2012

Psie szczęście Hołowczyca

- Trzeba być profesjonalnym do końca, trzeba po prostu skończyć ten rajd - powiedział Krzysztof Hołowczyc po 10 etapie Rajdu Dakar.
Krzysztof Hołowczyc przy swoim BMW na starcie Rajdu Dakar 2011Krzysztof Hołowczyc przy swoim BMW na starcie Rajdu Dakar 2011fot. Orlenteam.pl
Posłuchaj
  • Krzysztof Hołowczyc: drugi raz z rzędu omija mnie podium
  • Krzysztof Hołowczyc postanowił kontynuować jazdę i pomóc swoim kolegom z teamu
Czytaj także

Polski kierowca dwukrotnie zatrzymywał się na trasie odcinka specjalnego i naprawiał samochód. W klasyfikacji generalnej spadł z trzeciego na 13 miejsce. Na biwak przyjechał załamany.

- Drugi raz z rzędu omija mnie podium, kiedy psuję mi się coś śmiesznego. Jakby ktoś zobaczył jaka to jest mała rurka, jak niewiele jej jest w tym samochodzie i ona się przeciera, wylatuje olej, nie mam wspomagania. Walczę przez parę godzin, nie mam rąk, mam spalone dłonie i nic z tego.

Krzysztof Hołowczyc postanowił jednak kontynuować jazdę i pomóc swoim kolegom z teamu: Francuzowi Stephanowi Peterhanselowi, który jest liderem rajdu i Hiszpanowi Nani Romie, który zajmuje drugie miejsce ze stratą 19 minut.

- Trzeba być profesjonalnym do końca, trzeba po prostu skończyć ten rajd. Stefan z Nanim w tej chwili mają spokojną pozycję, ja powinienem być między nimi, ale takie psie szczęście.

Krzysztof Hołowczyc dotarł na metę 10. etapu Rajdu Dakar, z Iquique do Ariki w Chile (długość 377 km), ze stratą 5:28.29 do zwycięzcy. Jadący samochodem Mini All4 Racing kierowca Orlen Teamu spadł w klasyfikacji generalnej w trzeciego na 13. miejsce.
Z powodu awarii wspomagania układu hamulcowego Hołowczyc zatrzymał się w środę na 48. km. Po prowizorycznej naprawie olsztynianin wrócił na trasę. Na pierwszym pomiarze czasu tracił 51 minut do lidera.

Pech nie opuścił jednak Hołowczyca, który miał ponowny, trwający ponad 35 minut przymusowy postój na 232. kilometrze odcinka specjalnego. Na piątym punkcie nawigacyjnym, w odległości około 140 km od mety, tracił do pierwszej załogi prawie dwie godziny.

Według informacji menedżera Hołowczyca, załodze udało się co prawda naprawić przewód, jednak układ wspomagania kierownicy nie zadziałał. Polak z belgijskim pilotem Jean-Markiem Fortinem pokonali kolejne kilometry, ale na dużych wydmach nie dało się jechać szybko i skutecznie bez wspomagania. W efekcie auto dość szybko się zakopało. Przejeżdżający pojazd innej ekipy próbował im pomóc, ale w kulminacyjnym momencie zerwała się lina holownicza i Mini wpadło w piaszczysty dół, zakopując się tym razem kompletnie.

Do załogi dotarła ciężarówka T4. Naprawiono uszkodzone elementy samochodu, żeby Hołowczyc mógł samodzielnie dojechać do mety i ukończyć odcinek. Holowanie samochodu przez 150 km po wydmach było niemożliwe. Okazało się też, że podczas wcześniejszej próby holowania uszkodzony został przód Mini, w tym chłodnica.

Środowy etap wygrał Hiszpan Nani Roma, który uzyskał czas 3:59.37. Za nim, ze stratą 21 sekund, odcinek ukończył Francuz Stephane Peterhansel (obaj Mini), który umocnił się na pozycji lidera klasyfikacji generalnej.

aj, man