Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 27.12.2006

Hanna Gronkiewicz-Waltz

Hanna Gronkiewicz-Waltz - gość Michała Karnowskiego

- Gościem jest Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy, wiceprzewodnicząca PO. Dzień dobry.

- Dzień dobry.

- Pani prezydent, jeszcze chwilę o świętach. "Super Express" podaje, że jest Pani kobietą z sercem. Właściwie Pani i Pani mąż, to ludzie z sercem. Bo gdy do drzwi Państwa domu w Wawrze zapukała w Wigilię popołudniu zmarznięta reporterka "Super Expressu" podająca się za samotną i chorą, właśnie szykowaliście się Państwo do wyjścia na rodzinną Wigilię, a mimo to jej pomogliście. Jak to wyglądało?

- To nie było do końca tak.

- Cytuję.

- Nie, nie. Myśmy jej nie pomogli efektywnie, bo pani powiedziała, że kiedy mąż chciał jej pomóc, który mi tam raportował co się dzieje, kiedy ja się szykowałam na Wigilię. Ja powiedziałam, że po prostu trzeba zawołać pogotowie, jeśli się pani źle czuje, albo żeby zawieść samochodem do szpitala w Międzylesiu, który jest dwie przecznice dalej. I w tym momencie pani powiedziała, że to jest taka próba zrobiona przez "Super Express". Ale generalnie ja i mąż przyjmuję taką zasadę, że nie przechodzimy obojętnie, tylko trzeba udzielić pomocy. Nic by tu nie wynikało prawdopodobnie dla osoby chorej z samego przyjęcia do domu, tylko trzeba udzielić pomocy. Pod tym względem jestem dość praktyczna i na pewno to robię, kilka razy w moim życiu mi się to zdarzyło.

- Ks. prałat Henryk Jankowski przyjął bezdomnego. Obdarował go jedzeniem i prezentami. To w ramach tej samej próby. Ale to budzi pewne wątpliwości. Jak Pani sądzi? Teraz być może każdy ze znanych będzie się zastanawiał, czy ten pukający to jest reporter, czy naprawdę potrzebujący pomocy.

- Na pewno na drugi raz ludzie się zastanowią. Mieszkam tam już 11 lat i wiele osób puka. I nawet mamy taką stałą rodzinę, która przyjeżdża ze wsi, co miesiąc, do dwa miesiące, którą poznaliśmy tak z pukania. Kiedyś, kiedy się spalili po pożarze, mieli takie zaświadczenie, że ten pożar był prawdą, bo przecież człowiek nie może wszystkim udzielać pomocy, regularnie się spotykamy już chyba ze dwa lata, co jakiś czas. Rzeczywiście dużo osób przychodzi i dlatego mój mąż, jako mężczyzna, jest tą osobą, tą głową wychodzącą.

- Nawet na zdjęciach , że to on został wysłany, a Pani z tyłu gdzieś pewnie stoi.

- Ja byłam w domu, po prostu. Tak, jak tu jest napisane, szykowałam się do Wigilii, natomiast mąż wracał i te instrukcje ode mnie odbierał co należy zrobić. Ja pomyślałam sobie w tym momencie o szpitalu w Międzylesiu, który jest dość dobry i bardzo blisko. I pewnie tą panią byśmy tam odtransportowali zanim byśmy wyszli na Wigilię, gdyby nam zemdlała.

- Pani prezydent, pukają też coraz częściej do Pani dziennikarze i pukać będą coraz częściej. Bo ten okres przejmowania władzy kończy się i już osadza się Pani na urzędzie. I dziennikarze pytają, co konkretnie Pani zmieni w stolicy. Może zacznijmy od tego jaki bilans? W jakim stanie jest Warszawa?

- Sama struktura organizacyjna urzędu jest dość prowizoryczna. Jest masę rzeczy pozaczynanych i to w sposób nieprawidłowy. Pierwszy przykład z brzegu: remont Krakowskiego Przedmieścia. Zaakceptowano do remontu, bez projektów, bez tego, że są tam jakieś kable. To wszystko powinno być zrobione równocześnie z całą dokumentacją. Tego nie ma. W związku z tym Krakowskie Przedmieście nie jest kontynuowane.

- Stanął remont.

- W jakimś sensie trzeba teraz uzupełnić tę dokumentację.

- Czyli się przedłuży?

- Przedłuża się. Sam moment był źle wybrany. Taki trochę wyborczy, bo w październiku, kiedy wszyscy studenci i pracownicy wrócili po trzech miesiącach nieobecności. W październiku zacząć remont na Krakowskim Przedmieściu, przed UW i ASP, to trochę brak roztropności.

- Ale zacząć w wakacje, to zarzut, że turystom psuje się obraz.

- Jednak trzeba myśleć o użytkownikach, którzy z tego korzystają. I tak się psuje i tak, bo w tej chwili ta dokumentacja musi być uzupełniona. Jeśli chodzi o Most Północny - druga rzecz. Źle zrobiony przetarg, bo razem na projekt i na wykonawstwo. Nie powinno się tak robić. Wielu specjalistów mówi, że oddzielnie jest konkurs na projekt, oddzielnie jest wykonawstwo. Nawet sugeruje się, żeby nie były te same firmy. W związku z tym niebotyczne ceny za wykonawstwo, bo jak się nie zna projektu, to nie wiadomo jak wykonać. Czyli 1 mld 600 mln złotych, podczas, gdy 600 mln było przygotowanych. Druga rzecz nieprawidłowo zrobiona. MPWiK - kwestia przetargu na rozbudowę oczyszczalni. Puste koperty otwarte. To nie jest tak, że w innych miastach te przetargi są robione bez ryzyka.

- Ale jak to zmienić? Jest jakaś metoda, którą można też być może polecić innym miastom?

- W przypadku Mostu Północnego trzeba oddzielnie robić. Ja raczej chciałabym zapożyczyć z innych miast.

- Pytam generalnie, bo to są takie szczegóły, które być może słuchaczy z innych miast mogą nie do końca interesować.

- Przetargi robić zgodnie ze sztuką, nie pod kątem kampanii, tylko tak, żeby one były jak najszybciej zrobione, czyli nie zaczynać tego, co nie jest dobrze przygotowane tak, jak Krakowskie Przedmieście, czy nie robić takich błędów w sztuce jak w przypadku Mostu Północnego. który już pewnie kolejny przetarg wszystko wskazuje na to, że będziemy musieli odwołać. Czyli miejskie spółki nie umieją robić tych przetargów w Warszawie. A w innych miastach jakoś się okazuje, że umieją, czyli wszystko od początku korygować i robić jeszcze raz.

- Głęboko Pani wymieni ludzi w mieście?

- Na razie w większości tym osobom się przyglądam. Nie ma problemów z ilościową wymianą, jaką zrobił zresztą uważam niesłusznie, prezydent Kaczyński, czterystu osób. Bo te osoby, które były w mieście, większość z nich na kierowniczych stanowiskach i do tej pory tak jest. W spółkach komunalnych to były osoby, które przeszły w dużej części do rządu, do administracji prezydenta. Czyli wymiotło tych. Teraz ja z kolei cierpię, że na tyle ich wymiotło, że nie ma żadnej kontynuacji takiej pamięci instytucji. To mi ułatwia sprawę, jeśli chodzi o powoływanie ludzi, których ja uważam za kompetentnych - przynajmniej muszą się sprawdzić jako kompetentni, na razie ich za takich uważam. Niewątpliwie to narusza ciągłość instytucji i to jest najlepszy przykład, jak nie należy głęboko do samorządów wprowadzać polityki, która ubolewam, została wprowadzona 4 lata temu.

- Tutaj jedno słowo obrony wobec Lecha Kaczyńskiego, może nie znoszące wszystkich zarzutów, ale prezydent Lech Kaczyński miał, budował nowy ustrój miasta i stąd część zmian kadrowych. To było miasto połączone z powrotem z osobnych dzielnic i to pewne ruch kadrowe wymuszało. Pani zapowiada prywatyzację w mieście?

- Nie tyle ja zapowiadam co, bo jest oczywiste, że tylko spółki użyteczności publicznej tzw. w materiałach miejskich, spółki strategiczne, a ich jest najwyżej kilkanaście, powinny istnieć jako podmioty publiczne. Natomiast już wcześniej, tak, jak poprosiłam o raport z komórki, która zajmuje się nadzorem właścicielskim, było przewidzianych szereg spółek do likwidacji, szereg do prywatyzacji. Ponieważ gmina, czyli w tym przypadku, czyli miasto stołeczne Warszawa jest obowiązane zaspokajać potrzeby ludności, a nie robić biznesów, jakiś deweloperskich czy innych. I część z tych spółek zajmuje się tymi rzeczami. Druga część jest taka, że my tam jesteśmy mniejszościowym udziałowcem - miasto nic nie może powiedzieć. Trzeba jak najszybciej odsprzedać te udziały i próbować znaleźć chętnych. Jednym słowem, prawdopodobnie ok. kilkunastu spółek zwanych do tej pory w dokumentach miejskich strategicznymi - ja je nazywam spółki użyteczności publicznej - powinny zostać i być zarządzane przez miasto. A reszty, w których mamy udziały, bądź jesteśmy właścicielami, a ich jest ponad 50, powinniśmy się pozbyć.

- Leszek Balcerowicz mówi też dziś w wywiadzie dla "Dziennika" o prywatyzacji. Takie liczby przypominam, miało być 7 mld zł, zebrano niecały 1 mld. I Leszek Balcerowicz mówi też o tym, kto powinien być jego następcą na fotelu prezesa NBP. Nie podaje nazwiska, ale wymienia cechy: powinien dbać o niską inflację, rozwijać edukację ekonomiczną, utrzymywać sprawny system płatniczy i znać angielski. Pani się z tym zgadza? To dobry opis?

- Zgadzam się dlatego, że my jesteśmy członkiem Europejskiego Systemu Banków Centralnych i tam obrady odbywają się bez tłumaczy. Jesteśmy członkiem organu, który się nazywa Rada Ogólna Europejskiego Banku Centralnego. I tak, jak minister spraw zagranicznych musi mówić w języku obcym, tak prezes NBP musi mówić konkretnie w języku angielskim, bo nawet Francuzi muszą mówić po angielsku, bo językiem obrad jest angielski.

- Jest ktoś na horyzoncie, kto Pani zdaniem, pasowałby do tego stanowiska?

- Dzisiaj tych osób jest dużo więcej. Mam na myśli specjalistów z zakresu polityki pieniężnej. Już kiedyś wspominałam czy obecnego wiceprezesa Jerzego Pruskiego, który kiedyś był członkiem Rady Polityki Pieniężnej, czy Bogusława Grabowskiego, który jest jednym z szefów chyba Funduszy Inwestycyjnych, który był członkiem RPP.

- Kiedyś nawet kandydat na premiera. Krótko ale...

- On nie chciał być tym premierem. Tak, jak kiedyś nie chciał być ministrem skarbu. To są dwie osoby, które znam i wiem, że się znają. I są akceptowane przez tę stronę sceny politycznej, bo z tego co pamiętam byli aktywnymi działaczami NZS-u swego czasu, chyba pan Grabowski był nawet członkiem PC. Nie wiem, bo tak nie wnikałam, ale tak ze słyszenia. Jednym słowem, mówię o osobach z tej strony sceny politycznej, które znają się na polityce pieniężnej. Myślę, że tych osób w środku jest prof. Sławiński, jest pan Wojtyna, członkowie RPP. Dzisiaj tych ludzi jest znacznie więcej niż kiedy ja podejmowałam działalność w 1992 roku, kiedy byłam osobą, która napisała habilitację o Banku Centralnym, przez 8 lat badała, ale która była teoretycznie przygotowana - aczkolwiek dobrze i dogłębnie do tej funkcji.

- A coś strasznego by się stało, jeżeli ten wybór prezesa NBP opóźniłby się i nie byłoby ciągłości tak bezpośrednio? Nie byłoby tak, że odchodzi Leszek Balcerowicz - przychodzi nowy, tylko jakaś przerwa między.

- Ta przerwa powodowałaby, że nie można by prowadzić polityki pieniężnej, ponieważ zgodnie z ustawą, tylko prezes NBP może zebrać i przewodniczyć RPP. Czyli nie tylko nic nie można byłoby robić ze stopami, ale byłby również pewien problem z operacjami dotyczącymi polityki pieniężnej, bo następna RPP z następnym prezesem, aczkolwiek na szczęście tutaj członkowie Rady nie są wymieniani wszyscy, po prostu mogłaby mieć za złe taką czy inną politykę pieniężną. Jednym słowem, byłby okres takiego bezkrólewia. I to nie jest dobre dla instytucji. Sama przyszłam do banku, jak jeszcze nie było RPP, po ośmiu miesiącach osoby, która była p.o. i pierwszym zastępcą, który był p.o. i nie były to dobre rezultaty. Trzeba było wiele rzeczy stawiać od początku, chociaż ta osoba się starała.

- Ale tragedii nie będzie, jak rozumiem?

- Może trzeba np. podwyższyć stopy, obniżyć. Tragedii przez tydzień, do dwóch nie będzie.

- Ale jest RPP, są wiceprezesi.

- Ale nie może się zebrać. RPP nie może pod kierunkiem wiceprezesa. Mam taką jednoznaczną interpretację, bo ten sam problem był 6 lat temu, jak ja odchodziłam, a przychodził Balcerowicz. I on szybko był 10 stycznia. A ja odeszłam, pamiętam, 31 grudnia, więc było 10 dni różnicy.

- A myśli Pani, że pan Marcinkiewicz jeszcze jest tutaj w tym obiegu?

- Myślę, że to jednak musi być specjalista z zakresu bankowości centralnej polityki pieniężnej. Myślę, że w tym przypadku, jak również wiem, że swoboda posługiwania się językiem angielskim nie jest taka, która jest wymagana dla prezesa NBP.

- A może pan Olechowski?

- Był kiedyś wiceprezesem NBP. Ale naprawdę moją rolą jest tak, jak tutaj Balcerowicza, powiedzieć jakie powinny być standardy.

- to było pytanie podchwytliwe, bo jak Pani wie, pan Andrzej Olechowski spotyka się z Aleksandrem Kwaśniewskim i podobno knują w sprawie dużej polityki.

- Nie wiem, co oni tam wspólnie robią.

- A wiceprzewodnicząca PO powinna wiedzieć, bo to może zagrażać PO.

- Ja mogę powiedzieć jako były komisarz ds. warszawskich, wiem, że często Paweł Piskorski chciał uruchomić Andrzeja Olechowskiego i zachowując pewną czujność, uważam, że to może być chęć powrotu Pawła Piskorskiego do wielkiej polityki, w jakimś sensie na plecach Andrzeja Olechowskiego i również Aleksandra Kwaśniewskiego. On przepisał się z tej naszej chadeckiej opcji, jako europarlamentarzysta, do liberalnej opcji. Mogę uprościć, że swoje wpływy chce zachować poprzez Andrzeja Olechowskiego. I to byłoby, z tego punktu widzenia, niepokojące.

- Myśli Pani, że taka nowa ogólnopolska partia, bo to chyba w tym kierunku myślenie, podkreślmy, myślenie zmierza, mogłaby zagrozić PO?

- To jest takie gdybanie. Nie wiem. Natomiast myślę, że jeżeli to byłby taki układ, że jednak politycy, którym się nie powiodło, Andrzej Olechowski próbuje poprzez ciągłą jeszcze dużą popularność Aleksandra Kwaśniewskiego i poprzez motywacje z tyłu tam Pawła Piskorskiego, przyjść z powrotem do władzy, to jest to niepokojące.

- A Paweł Piskorski, jako polityk na jeszcze pewien autorytet? Czy to już jest poniżej?

- Myślę, że on nie ma autorytetu sam, dlatego będzie próbował posługiwać się innymi osobami właśnie w stylu Andrzeja Olechowskiego czy Aleksandra Kwaśniewskiego.

- A w PO jest miejsce dla np. Aleksandra Kwaśniewskiego?

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Myślę, że jednak Aleksandrowi Kwaśniewskiemu serce bije po lewej stronie, a my jesteśmy partią centroprawicową. I możemy się w pewnych sprawach zgadzać, ale tak, jak z różnymi innymi partiami. Natomiast nie wydaje mi się, żeby to było realne.

- Też mi się nie wydaje. Dziękuję bardzo. Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy była dziś gościem "Salonu".

- Dziękuję.