Logo Polskiego Radia
IAR
Izabela Zabłocka 31.01.2014

Ukraina: apel wojskowych do prezydenta o przywrócenie spokoju

Do Wiktora Janukowycza zwrócili się w tej sprawie żołnierze i cywilni pracownicy Ministerstwa Obrony. Prezydent od czwartku jest na zwolnieniu lekarskim z powodu zapalenia górnych dróg oddechowych.
Manifestanci z Majdanu ćwiczą na wypadek ataku BerkutuManifestanci z Majdanu ćwiczą na wypadek ataku Berkutu PAP/EPA/SERGEY DOLZHENKO

MON poinformowało, że w czwartek odbyło się zebranie pracowników i funkcjonariuszy tego resortu, na którym omówiono sytuację w kraju. Jak to ujęto w komunikacie "zebrani wyrazili zaniepokojenie tym, że demonstranci zajmują budynki użyteczności publicznej". Oświadczenie przestrzega, że dalsza eskalacja konfliktu grozi podziałem kraju. W związku z tym zebrani zwrócili się do prezydenta o to, aby w ramach prawa, podjął natychmiastowe działania mające na celu stabilizację sytuacji w kraju.

22 stycznia Ministerstwo Obrony Narodowej wydało komunikat, że podlegające mu wojska nie będą uczestniczyły w ewentualnych działaniach związanych z manifestacjami w Kijowie. Służba prasowa MON poinformowała przy tym, że zarówno żołnierze, jak i technika wojskowa, pozostają w koszarach.

W kijowskiej operacji biorą jednak udział wojska wewnętrzne, które są podległe MSW. Działają wspólnie z oddziałami specjalnymi Berkut, także podległymi temu resortowi. Na jego czele stoi Witalij Zacharczenko, oddany współpracownik Wiktora Janukowycza.

Protesty na Ukrainie - serwis specjalny >>>

Dowody przeciwko Berkutowi

Opozycjoniści zdobyli nagranie wideo, które według nich świadczy o tym, że berkutowcy w nocy z 21 na 22 stycznia strzelali do manifestantów z ostrej amunicji. Do dziś, władze twierdzą, że siły specjalne używały tylko gumowych kul.

W starciach sił bezpieczeństwa z manifestantami w Kijowie zostało zabitych w sumie sześć osób. Trzech, demonstrantów zginęło od ran postrzałowych. Jeden z lekarzy na Majdanie ocenił, że do jednej z ofiar strzelał snajper. Władze cały czas utrzymują, że Berkut nie ma z tym nic wspólnego. Zastrzelenie ludzi nazywają oczywistą prowokacją .

Dziesiątki dziennikarzy i lekarzy ranionych przez milicję

Działaniom sił bezpieczeństwa na Ukrainie w gorącym okresie od 19 do 22 stycznia przyjrzała się Human Rights Watch. Ta międzynarodowa organizacja praw człowieka z siedzibą w Nowym Jorku, udokumentowała 13 przypadków, gdy milicja pobiła, ostrzelała gumowymi pociskami lub raniła granatami hukowymi przedstawicieli prasy i służb medycznych.

Przywołuje też ok. 60 podobnych przypadków, o których donoszą ukraińskie organizacje pozarządowe. Dostępne dowody wskazują, że w wielu sytuacjach milicja umyślnie atakowała prasę i medyków - podkreśla HRW.

Większość poszkodowanych dziennikarzy i medyków ucierpiała podczas relacjonowania starć między demonstrantami a siłami milicji 19 stycznia w Kijowie.

Tego dnia żurnaliści skupili się w dużej grupie w pewnej odległości od linii starć przebiegającej między protestującymi i milicją oraz wojskami MSW. Kilku dziennikarzy, z którymi rozmawiała HRW, przekazało, że funkcjonariusze rzucili w stronę tej grupy ponad 20 granatów hukowych, których odłamki spowodowały obrażenia u ośmiu przedstawicieli mediów.

Inni, zostali bezpośrednio trafieni gumowymi pociskami w dłonie lub twarz, gdy trzymali sprzęt reporterski. HRW odnotowała przypadek, gdy milicjanci rzucili na ziemię młodą fotoreporterkę, kopali ją, bili po głowie oraz strzelali do niej gumowymi pociskami z bliskiej odległości, gdy próbowała uciec. Ukraińskie organizacje NGOs zgromadziły dowody na kilka innych bezpośrednich ataków ze strony milicji.

We wszystkich potwierdzonych przez HRW przypadkach dziennikarze twierdzą, że nosili odblaskowe kamizelki z napisem "Prasa" lub kaski z takim samym oznaczeniem oraz trzymali kamerę, aparat fotograficzny lub stojaki.

HRW zaznacza, że ukraiński Instytut Masowej Informacji, który zajmuje się monitoringiem wolności mediów, dysponuje listą 60 zaatakowanych przez milicję dziennikarzy. 48 z nich zostało poszkodowanych w Kijowie, pozostali m.in. Czerkasach, Dniepropietrowsku i Zaporożu. Większość poszkodowanych to pracownicy mediów ukraińskich, po trzech - mediów rosyjskich i białoruskich, a jeden to niezidentyfikowany bliżej przedstawiciel mediów zagranicznych.

Starcia w Kijowie 22 stycznia/CNN Newsource/x-news

Przedstawiciele służb medycznych oraz współpracujący z nimi wolontariusze, z którymi rozmawiała HRW, również mówią, że nosili ubrania wyraźnie oznaczone czerwonym krzyżem, a także przemieszczali się z dobrze widocznymi noszami i zestawami do udzielania pierwszej pomocy. Z ich relacji wynika, że siły rządowe nie wstrzymywały ognia, gdy medycy ruszali w stronę rannych i próbowali ewakuować ich ze strefy walk. Ich zdaniem milicyjny ostrzał, który znacząco utrudniał skuteczne niesienie pomocy, mógł być celowy.

Według relacji świadków służby medyczne zachowały neutralność i pomagały poszkodowanym po obu stronach. Dwaj medycy, z którymi rozmawiała HRW, twierdzą, że dwukrotnie opatrywali rannych funkcjonariuszy milicyjnych oddziałów specjalnych Berkut.

HRW zauważa, że celowe ataki milicji na dziennikarzy i służby medyczne stanowią pogwałcenie praw człowieka, których władze Ukrainy zobowiązały przestrzegać, m.in. na mocy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka czy przyjętych w ramach ONZ Podstawowych Zasad Użycia Siły oraz Broni Palnej przez Funkcjonariuszy Porządku Publicznego.

IAR/polskieradio.pl/iz

''