O. Benedykt Pączka, polski kapucyn z misji w Ngaoundaye na północy Republiki Środkowoafrykańskiej (blisko granicy z Czadem) relacjonował, jak przebiegał atak tamtejszej bojówki muzułmańskiego ugrupowania Seleka na misję. Jak mówił, przez całą ostatnią noc słychać było strzelaninę. Co najmniej 75 osób zginęło w ciągu ostatnich 24 godzin w rezultacie walk między muzułmanami i chrześcijanami w Republice Środkowoafrykańskiej.
Dramatyczna sytuacja
Kapucyn z Krakowa przebywa na misji z zakonnikiem z Włoch oraz dwoma zakonnikami z RŚA. Towarzyszą im dwie polskie siostry zakonne ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza oraz świecka wolontariuszka. Misjonarze m.in. opiekują się niewidomymi i sierotami.
TVN24/x-news
- Schroniliśmy się wszyscy w centrum kulturalnym w Ngaoundaye, około kilometra od siedziby naszej misji, ale w nocy sytuacja była dramatyczna. Włoch i miejscowi współbracia pozostali w misji, gdzie zaczęła podchodzić Seleka. Kontakt ze współbraćmi nam się urwał i nie wiedzieliśmy nawet, czy żyją. O pierwszej w nocy dotarli do nas, ale Seleka znów będzie atakować - powiedział o. Pączka, potwierdzając treść wysyłanych wcześniej sms-ów do dziennikarzy portalu stacja7.pl
"Ludzie potracili cały dobytek”
Jak mówił, życie zakonników jest od ponad dwóch tygodni zagrożone i są zmuszeni do ucieczek przed bojówką Seleka, uzbrojoną również w ciężką broń. - Przez ten czas jesteśmy w zawieszeniu między misją a schronieniem. A są tu ludzie, którzy potracili bliskich, cały dobytek i domy - powiedział zakonnik.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało obywateli polskich do opuszczenia terytorium Republiki Środkowoafrykańskiej i zaoferowało im ewakuację. - Resort obrony popiera ten apel - poinformował rzecznik MON Jacek Sońta. Jak mówił rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski, resort oferuje zakonnikom ewakuację, bo obecnie to jedyny skuteczny sposób, żeby im pomóc. - Natomiast ze względu na charakter ich pracy, ich powołania, dla nich jest to ostateczność - przyznał Wojciechowski.
"Jesteśmy potrzebni tym ludziom”
O. Pączka pytany, czy zamierza wracać do Polski, odparł, że nie może tego uczynić. - Jesteśmy potrzebni tym ludziom i gwarantem dla nich, że jeśli ktoś o nas myśli, to i oni są bezpieczni. Nasze życie jest ważne, ale życie tych ludzi także. Kto ich obroni? - oświadczył.
Zaapelował o wysłanie patroli wojska w okolicę ich miejscowości, "aby Seleka zobaczyła, że wojsko tam jest". - Boimy się, co się tu wydarzy. Prosimy o modlitwę o siły psychiczne dla nas, aby to przetrwać - dodał.
Liczne ofiary walk
MON podkreśla, że na terenie RŚA nie stacjonuje żaden polski pododdział bojowy. - Od 1 lutego polski kontyngent wojskowy skierowany do wsparcia logistycznego francuskiej operacji Sangaris w Republice Środkowoafrykańskiej, stacjonujący w bazie wojskowej w Orleanie (Francja), osiągnął gotowość do działania. W jego skład wchodzą dwie załogi, personel naziemny oraz jeden samolot transportowy Hercules C-130. Polski udział w tej operacji ma charakter wspierający - zaznaczył Sońta.
Mieszkańcy wiosek schronili się przez rebeliantami w budynkach misji. Teraz wszyscy uciekli do buszu / fot. zakonnik Benedykt Pączka
To już kolejny atak na polskich misjonarzy w ostatnim czasie.
Kraj pogrąża się w chaosie
Walki w Republice Środkowoafrykańskiej wybuchły z nową siłą po wycofaniu się muzułmańskich rebeliantów z koalicji Seleka ze stolicy kraju Bangi w ub. miesiącu. Według miejscowych źródeł, mają one często charakter odwetu na chrześcijanach.
Rebelianci z Seleki, będącej luźnym sojuszem przeważnie muzułmańskich milicji, doprowadzili w marcu 2013 r. do obalenia rządu a ich przywódca Michel Djotodia obwołał się prezydentem. Jednak w ubiegłym miesiącu został zmuszony do ustąpienia po fali krytyki w kraju i społeczności międzynarodowej, która zarzucała mu, że nie zdołał zapobiec pladze aktów przemocy. Kraj coraz bardziej pogrążał się w chaosie.
Podczas rządów Seleki dochodziło do licznych aktów przemocy wymierzonych przeciwko chrześcijanom, co doprowadziło do powstania chrześcijańskich milicji. Setki osób zostało zamordowanych a milion, czyli ok. 25 proc. ludności kraju, musiało uciekać przed oprawcami.
Bez poprawy
Przybycie wojsk francuskich i sił pokojowych z krajów afrykańskich nie doprowadziło dotychczas do poprawy sytuacji. Obecnie w Republice Środkowoafrykańskiej, byłej kolonii Francji, znajduje się ok. 1600 żołnierzy francuskich i ok. 5000 żołnierzy z państw afrykańskich. Skupiają się oni jednak na przywracaniu porządku w stolicy kraju i częściowo na północy. Do aktów przemocy dochodzi natomiast w odległych rejonach kraju.
Według ocen ONZ, aby skutecznie przywrócić spokój i porządek W Republice Środkowoafrykańskiej trzeba by tam wysłać co najmniej 10 tys. żołnierzy.
pp/IAR/PAP