Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Petar Petrovic 04.02.2014

Polski misjonarz z Republiki Środkowoafrykańskiej: nie mogę wrócić do kraju, jestem tu potrzebny

Benedykt Pączka powiedział, że nie może opuścić misji, bo zakonnicy są dla miejscowej ludności "gwarantem" bezpieczeństwa. To reakcja na ofertę polskiego MSZ ewakuacji z kraju ogarniętego konfliktem zbrojnym.
Walki w Republice ŚrodkowoafrykańskiejWalki w Republice ŚrodkowoafrykańskiejWorld NEWS CHANNEL/youtube

O. Benedykt Pączka, polski kapucyn z misji w Ngaoundaye na północy Republiki Środkowoafrykańskiej (blisko granicy z Czadem) relacjonował, jak przebiegał atak tamtejszej bojówki muzułmańskiego ugrupowania Seleka na misję. Jak mówił, przez całą ostatnią noc słychać było strzelaninę. Co najmniej 75 osób zginęło w ciągu ostatnich 24 godzin w rezultacie walk między muzułmanami i chrześcijanami w Republice Środkowoafrykańskiej.
Dramatyczna sytuacja
Kapucyn z Krakowa przebywa na misji z zakonnikiem z Włoch oraz dwoma zakonnikami z RŚA. Towarzyszą im dwie polskie siostry zakonne ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza oraz świecka wolontariuszka. Misjonarze m.in. opiekują się niewidomymi i sierotami.

TVN24/x-news

- Schroniliśmy się wszyscy w centrum kulturalnym w Ngaoundaye, około kilometra od siedziby naszej misji, ale w nocy sytuacja była dramatyczna. Włoch i miejscowi współbracia pozostali w misji, gdzie zaczęła podchodzić Seleka. Kontakt ze współbraćmi nam się urwał i nie wiedzieliśmy nawet, czy żyją. O pierwszej w nocy dotarli do nas, ale Seleka znów będzie atakować - powiedział o. Pączka, potwierdzając treść wysyłanych wcześniej sms-ów do dziennikarzy portalu stacja7.pl
"Ludzie potracili cały dobytek”
Jak mówił, życie zakonników jest od ponad dwóch tygodni zagrożone i są zmuszeni do ucieczek przed bojówką Seleka, uzbrojoną również w ciężką broń. - Przez ten czas jesteśmy w zawieszeniu między misją a schronieniem. A są tu ludzie, którzy potracili bliskich, cały dobytek i domy - powiedział zakonnik.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało obywateli polskich do opuszczenia terytorium Republiki Środkowoafrykańskiej i zaoferowało im ewakuację. - Resort obrony popiera ten apel - poinformował rzecznik MON Jacek Sońta. Jak mówił rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski, resort oferuje zakonnikom ewakuację, bo obecnie to jedyny skuteczny sposób, żeby im pomóc. - Natomiast ze względu na charakter ich pracy, ich powołania, dla nich jest to ostateczność - przyznał Wojciechowski.
"Jesteśmy potrzebni tym ludziom”
O. Pączka pytany, czy zamierza wracać do Polski, odparł, że nie może tego uczynić. - Jesteśmy potrzebni tym ludziom i gwarantem dla nich, że jeśli ktoś o nas myśli, to i oni są bezpieczni. Nasze życie jest ważne, ale życie tych ludzi także. Kto ich obroni? - oświadczył.
Zaapelował o wysłanie patroli wojska w okolicę ich miejscowości, "aby Seleka zobaczyła, że wojsko tam jest". - Boimy się, co się tu wydarzy. Prosimy o modlitwę o siły psychiczne dla nas, aby to przetrwać - dodał.
Liczne ofiary walk

MON podkreśla, że na terenie RŚA nie stacjonuje żaden polski pododdział bojowy. - Od 1 lutego polski kontyngent wojskowy skierowany do wsparcia logistycznego francuskiej operacji Sangaris w Republice Środkowoafrykańskiej, stacjonujący w bazie wojskowej w Orleanie (Francja), osiągnął gotowość do działania. W jego skład wchodzą dwie załogi, personel naziemny oraz jeden samolot transportowy Hercules C-130. Polski udział w tej operacji ma charakter wspierający - zaznaczył Sońta.

Mieszkańcy
Mieszkańcy wiosek schronili się przez rebeliantami w budynkach misji. Teraz wszyscy uciekli do buszu / fot. zakonnik Benedykt Pączka

To już kolejny atak na polskich misjonarzy w ostatnim czasie.

Kraj pogrąża się w chaosie

Walki w Republice Środkowoafrykańskiej wybuchły z nową siłą po wycofaniu się muzułmańskich rebeliantów z koalicji Seleka ze stolicy kraju Bangi w ub. miesiącu. Według miejscowych źródeł, mają one często charakter odwetu na chrześcijanach.
Rebelianci z Seleki, będącej luźnym sojuszem przeważnie muzułmańskich milicji, doprowadzili w marcu 2013 r. do obalenia rządu a ich przywódca Michel Djotodia obwołał się prezydentem. Jednak w ubiegłym miesiącu został zmuszony do ustąpienia po fali krytyki w kraju i społeczności międzynarodowej, która zarzucała mu, że nie zdołał zapobiec pladze aktów przemocy. Kraj coraz bardziej pogrążał się w chaosie.

Podczas rządów Seleki dochodziło do licznych aktów przemocy wymierzonych przeciwko chrześcijanom, co doprowadziło do powstania chrześcijańskich milicji. Setki osób zostało zamordowanych a milion, czyli ok. 25 proc. ludności kraju, musiało uciekać przed oprawcami.

Bez poprawy
Przybycie wojsk francuskich i sił pokojowych z krajów afrykańskich nie doprowadziło dotychczas do poprawy sytuacji. Obecnie w Republice Środkowoafrykańskiej, byłej kolonii Francji, znajduje się ok. 1600 żołnierzy francuskich i ok. 5000 żołnierzy z państw afrykańskich. Skupiają się oni jednak na przywracaniu porządku w stolicy kraju i częściowo na północy. Do aktów przemocy dochodzi natomiast w odległych rejonach kraju.
Według ocen ONZ, aby skutecznie przywrócić spokój i porządek W Republice Środkowoafrykańskiej trzeba by tam wysłać co najmniej 10 tys. żołnierzy.
pp/IAR/PAP

''