Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Beata Krowicka 12.05.2014

Sikorski: nowe sankcje, jeśli Rosja przeszkodzi w wyborach

UE zaostrzy sankcje wobec Rosji, jeśli będzie ona przeszkadzać w przeprowadzeniu wyborów prezydenckich na Ukrainie, planowanych na 25 maja - poinformował w poniedziałek w Brukseli szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski.

W poniedziałek 13 kolejnych osób zostanie objętych unijnymi sankcjami za destabilizowanie sytuacji na Ukrainie. Będą one miały zakaz wjazdu do Wspólnoty i zablokowane aktywa finansowe. Do czarnej listy zostały też dopisane dwie firmy z Krymu. Taką decyzję ogłoszą dziś w Brukseli unijni ministrowie spraw zagranicznych.

Początkowo mówiło się, że 15 osób zostanie objętych sankcjami, ale dziś wykreślono dwie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że chodziło raczej o względy proceduralne. Spośród 13 osób objętych sankcjami większość to prorosyjscy separatyści, w tym mer Słowiańska. Pozostali to Rosjanie, ale nie pierwszy garnitur polityków i nie bliscy współpracownicy Władimira Putina.

Dwie firmy z Krymu, które zostały dopisane do listy, to prawdopodobnie spółki gazowe, nielegalnie przejęte po aneksji półwyspu. Kto dokładnie znalazł się na czarnej liście, będzie wiadomo we wtorek, kiedy decyzja zostanie opublikowana w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej.

- Spodziewam się, że dzisiaj zdecydujemy o wydłużeniu listy osób objętych sankcjami, a także zapowiemy możliwość kolejnych sankcji w wypadku, gdyby przeszkadzano w wyborach prezydenckich na Ukrainie 25 maja - mówił wcześniej szef MSZ Radosław Sikorski. Podkreślił, że wybory prezydenckie są ważne, bo Unia zapowiedziała podpisanie po nich części handlowej umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą.

Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>
Dodał, że UE - tak jak Polska - nie uzna wyników "pseudoreferendów" niepodległościowych na wschodniej Ukrainie. - Ich wyniki zostały ogłoszone zawczasu, zanim jeszcze się odbyły - podkreślił polski minister.

TVN24/x-news

Sikorski potwierdził dezaprobatę dla obecności prezydenta Rosji Władimira Putina na Krymie w trakcie obchodów 69. rocznicy zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami.

Nieuznawane referendum

W niedzielę w okręgach donieckim i ługańskim odbyło się referendum, w którym pytano mieszkańców, czy opowiadają się za niepodległością tych regionów. Trudno jednak uznać to, za reprezentatywne referendum: można było głosować po kilka razy, a karty można było wydrukować samemu, bo nie miały one żadnych zabezpieczeń.

”89 procent za niepodległością” w Doniecku. Kijów: to przestępcza farsa [relacja na żywo] >>>

Dlatego - jak podkreśla sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Parubij - niedzielne wydarzenia można określić mianem farsy, a także politycznej awantury, afery oraz - fantazji grupy terrorystów, którzy chcą swoje działania uzasadnić fikcyjnym poparciem obywateli - jak twierdzi.

W wielu miejscowościach nie było w ogóle lokali wyborczych. Urny często ustawiano w parkach i koło bazarów. Zdarzyło się też, że zostały one przywiezione do jednego z zakładów przemysłowych, ponieważ jego kierownictwo nie zgodziło się, aby robotnicy pojechali głosować. Separatyści zażądali, aby wszyscy pracownicy poparli niepodległość obwodów donieckiego i ługańskiego.

W poniedziałek prorosyjskie grupy w Doniecku ogłosiły, że 89 procent głosujących opowiedziało się za niezależnością obwodu. Według niezależnych obserwatorów to wynik nierealny. Plebiscytu nie uznaje Kijów ani państwa Zachodu.

''

IAR, PAP, bk