Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Izabela Zabłocka 13.05.2014

Krajobraz po "referendum": Ukraina bliska podziału

Donieccy separatyści ogłosili niepodległość i zwrócili się do Kremla z prośbą o dołączenie do Rosji. Deklarację niepodległości ogłosili także ługańscy rozłamowcy. "To kolejny etap rozbioru Ukrainy" - ocenia szef polskiego rządu.
Donieck świętuje z powodu wyników niedzielnego referendumDonieck świętuje z powodu wyników niedzielnego referendum PAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV
Posłuchaj
  • Unia rozszerza sankcje z powodu eskalacji konfliktu na Ukrainie - relacja z Brukseli Beaty Płomeckiej/IAR
  • Unia zagroziła kolejnymi sankcjami, w tym także gospodarczymi, jeśli dojdzie do zakłócenia wyborów prezydenckich na Ukrainie 25 maja. Według szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego restrykcje ekonomiczne byłyby dla nas bolesne/IAR
  • Donieccy separatyści ogłosili niepodległość i zwrócili się do Rosji z prośbą o dołączenie do Rosji. Tymczasem media coraz częściej informują o rozłamie w ławach prorosyjskich działaczy i bojowników - relacja z Kijowa Piotra Pogorzelskiego/IAR
Czytaj także

Donieccy separatyści zaapelowali do władz Rosji, aby rozpatrzyły ich prośbę o dołączenie do Federacji na podstawie wyników pseudoreferendum, którego uczestnicy jakoby masowo poparli ogłoszenie niepodległości obwodu donieckiego. W plebiscycie, nie było jednak mowy o tym, że ma on wejść w skład Rosji. Dokument w sprawie ogłoszenia suwerenności odczytali na wiecu w poniedziałek również ługańscy rozłamowcy. Według organizatorów "referendum", w obwodzie donieckim i ługańskim niepodległość poparło odpowiednio 89,07 proc. i 96,2 proc. głosujących.

Nie jest jasne co teraz zamierzają przywódcy separatystów. Ukraińskie media informują o rozłamie wewnątrz prorosyjskich grup. Radykałowie z samozwańczym merem Słowiańska, a także Wiaczesławem Ponomariowem z Donieckiej Republiki Ludowej twierdzą, że potrzebna jest pomoc rosyjskiej armii, której zadaniem byłoby zapewnienie w przyszłości spokojnego życia w regionie.

Podobnie myśli oficer rosyjskiego wywiadu Igor Girkin znany jako Strzelec, który według portalu "Ukrainska pravda", ogłosił się głównodowodzącym separatystów.

Na razie, władze Donieckiej i Ługańskiej Republiki zapowiedziały, że na ich terytorium nie odbędą się wybory prezydenckie zaplanowane na 25 maja.

Rosja ostrożna, ale ciągle wspiera rebelię

Kreml z uporem stara się wprowadzić separatystów do gry na równych prawach z władzami w Kijowie. Rosyjskie MSZ oświadczyło, że realizacja wyników referendum powinna następować w ramach dialogu między Kijowem, Donieckiem a Ługańskiem.

Ministerstwo podkreśliło, że oczekuje od kijowskich władz realnych działań, "a nie ogólnych deklaracji o zamiarach",  a także bezzwłocznego przeprowadzenia merytorycznych spotkań z przedstawicielami regionów południa i wschodu Ukrainy, które doprowadziłyby do ustabilizowania sytuacji w kraju. MSZ zarzuca wręcz władzom w Kijowie, że "nadal demonstrują przestępczy brak gotowości do dialogu ze swym narodem".

MSZ Ukrainy oświadczyło w odpowiedzi, że obywatele tego kraju opowiadają się za dialogiem, którego celem nie jest zmiana granic, lecz rozwiązywanie bolesnych problemów społecznych i politycznych z udziałem mieszkańców wszystkich regionów kraju.

Według resortu, stanowisko Rosji ws. referendum nie sprzyja deeskalacji, a Kreml zachęca do działań niezgodnych z prawem wyrażając nadzieję na "praktyczną realizację wyników referendów".

"Rosja nadal ucieka się do manipulacji z tak zwanymi referendami, by po raz kolejny wprowadzić w błąd opinię międzynarodową" - czytamy w oświadczeniu.

W sprawie głosowania wypowiedział się także p.o. prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow. Zapewnił, że jego organizatorzy nie unikną odpowiedzialności karnej. Jak mówił, plebiscyty zostały zorganizowane w celu "przykrycia przestępstw, popełnianych na wschodzie kraju".

Turczynow zaprzeczył też wynikom frekwencji, podawanym przez rozłamowców. Jego zdaniem, wyniosła ona 24-32 proc., a nie 75-80 proc., jak ogłosili przeciwnicy integralności Ukrainy.

UA1+1/x-news

Opinia międzynarodowa nie uznała wyników referendum

Unia Europejska rozszerzyła listę osób objętych sankcjami za destabilizację sytuacji na Ukrainie. Jest na niej teraz 61 nazwisk. Wspólnota uwzględniła też dwie krymskie firmy. Decyzję w tej sprawie podjęli ministrowie spraw zagranicznych UE na spotkaniu w Brukseli. Zagrozili też kolejnymi sankcjami, w tym także gospodarczymi, jeśli dojdzie do zakłócenia wyborów prezydenckich na Ukrainie 25 maja.

Według szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, decyzja w tej sprawie mogłaby zapaść na nieformalnym unijnym szczycie dwa dni po głosowaniu. Polski minister zastrzegł jednak, że sankcje gospodarcze wobec Rosji byłyby dla nas bolesne. - Nasz region handluje z Rosją więcej niż Europa Zachodnia, a należy też zakładać, że sankcje gospodarcze spotkają się z odzewem drugiej strony. Proponowałbym mniej entuzjazmu - powiedział Radosław Sikorski. Według polskiego ministra, dobre efekty przyniosłoby rygorystyczne przestrzeganie istniejącego, unijnego prawa dotyczącego walki z korupcją, czy przepisów energetycznych, które nie podobają się Rosji.

TVN24/x-news

Ostro o ostatnich wydarzeniach na Ukrainie wypowiedział się także szef polskiego rządu. - Rozbija się na naszych oczach państwo, naszego sąsiada, używając sztafażu demokratycznego w sposób prowokacyjny dla międzynarodowej opinii publicznej - powiedział Donald Tusk. Premier podkreślił, że Polska nie zamierza uznawać wyników "niepodległościowych referendów" we wschodniej Ukrainie.

TVN24/x-news

Stany Zjednoczone także na nie

USA kategorycznie odrzucają referenda na wschodzie Ukrainy.  Uważają, że są wyraźną próbą stworzenia dalszych podziałów i zamieszania w tym kraju - poinformował  Biały Dom. Jego rzecznik Jay Carney powiedział wprost: - jesteśmy rozczarowani, że rosyjski rząd nie wykorzystał swego wpływu, by nie dopuścić do tych referendów.

Rosja nie wywiązuje się ze zobowiązań genewskich

Oskarżył ją o to przebywający w Kijowie przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy.  Polityk powiedział, że Kreml powinien zaapelować do uzbrojonych separatystów o złożenie broni i opuszczenie zajętych przez nich budynków użyteczności publicznej. Jednocześnie przewodniczący Rady Europejskiej podkreślił, że Ukraina swoje zobowiązania wykonuje.

Przewodniczący
Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy na spotkaniu z premierem Ukrainy Arsenijem Jaceniukiem fot:PAP/EPA/Andrew Kravchenko / Pool

Rosja zakręci kurki ?

Moskwa zagroziła w poniedziałek, że 3 czerwca może wstrzymać dostawy gazu dla Ukrainy. Poinformował o tym premier Dmitrij Miedwiediew. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Moskwa od 1 czerwca przechodzi, w rozliczeniach z Ukrainą na system przedpłat.

Według szefa rosyjskiego rządu, we wtorek Kijów dostanie rachunek wystawiony awansem, za przyszłe dostawy błękitnego paliwa. Ukraina ma czas na zapłacenie do 2 czerwca. Jeśli do 3 czerwca, do godziny 10.00 czasu obowiązującego w Moskwie na konto Gazpromu nie wpłyną pieniądze, dostawy gazu zostaną wstrzymane. - Trzeba przestać się niańczyć. Uważam, że Gazprom wykorzystał już wszystkie sposoby uregulowania tej sytuacji, teraz pora działać - cytują wypowiedź szefa rządu rosyjskie agencje.

Ukraina od wielu miesięcy nie płaci za dostawy rosyjskiego gazu. Dług przekracza już 3,5 miliarda dolarów. Kijów nie chce płacić, bo nie godzi się na cenę, którą w kwietniu ogłosił Gazprom, odbierając Ukrainie wszystkie dotychczasowe zniżki. Obecnie cena wynosi 485 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Władze Ukrainy twierdzą, że zapłacą jeśli Rosja przywróci zniżki i cena będzie kształtować się na poziomie 268 dolarów. W poniedziałek rosyjskie ministerstwo energetyki poinformowało, że jest gotowe do rozmów na ten temat, pod warunkiem że Kijów spłaci dług.

"To może być test przed zimą"

- To jest realne ostrzeżenie. To będzie zarządzany kryzys. Latem zostanie wypróbowany scenariusz przesyłu przez Ukrainę gazu dla Europy bez dostarczania jej na samą Ukrainę - uważa ekspert ds. energetyki Andrzej Szczęśniak.
Ocenił, że brak dostaw na Ukrainę nie będzie za to miał aż tak wielkiego wpływu na Polskę - nie jest bowiem przesądzone, czy Ukraińcy będą "podbierać" ze swoich gazociągów surowiec przeznaczony dla Europy Zachodniej.
Były minister gospodarki Piotr Woźniak uważa, że jesteśmy świadkami kolejnych, konsekwentnych etapów szantażu gazowego wobec Ukrainy. Podkreślił, że konsekwencje ewentualnego ograniczenia dostaw odbiją się od razu negatywnie zarówno na gospodarce jak i obsłudze odbiorców domowych w Ukrainie.
Dodał, że wschodnie kraje UE, w tym Polska najprawdopodobniej poradzą sobie z ograniczeniami w krótkim terminie stosunkowo niskim kosztem. - Po tym okresie trudności mogą wzrosnąć, ale dopiero zima 2014/2015 będzie prawdziwym testem na zdolność państw UE do dywersyfikacji dostaw - dodał były minister.
Gazprom dostarcza około 30 procent zużywanego w Europie gazu. W 2013 roku sprzedał europejskim odbiorcom prawie 163 mld metrów sześciennych, z czego prawie połowa popłynęła przez Ukrainę.

O sytuacji na Ukrainie - tu czytaj więcej>>>

IAR/PAP/iz

''