Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Petar Petrovic 23.07.2014

Konflikt w Strefie Gazy. "Izrael ma prawo do obrony, ale reaguje nieproporcjonalnie”

- Choć na Zachodzie zasadniczo panuje zgoda co do tego, że Izrael ma prawo do obrony swego terytorium przed ostrzałem rakietowym, to jego odpowiedzi nie da się określić inaczej niż "nieproporcjonalna" - pisze "Financial Times".
Młody Palestyńczyk przy ruinach meczetu Al AqsaMłody Palestyńczyk przy ruinach meczetu Al Aqsa PAP/EPA/MOHAMMED SABER

Władze Izraela przekonują, że ofensywa militarna jest jedynym skutecznym sposobem, aby powstrzymać ostrzał rakietowy prowadzony przez radykalny Hamas ze Strefy Gazy. Twierdzą, że to wyłącznie on ponosi odpowiedzialność za rosnącą liczbę ofiar cywilnych - relacjonuje dziennik.

>>> Dramat palestyńskich dzieci w Strefie Gazy >>>
Jak ocenia "FT", ta argumentacja jest wadliwa. Choć strona izraelska odrzuca określenie "nieproporcjonalny", to trudno w inny sposób opisać bilans ofiar po stronie palestyńskiej, który przekroczył 600 osób, a - według ONZ - ok. 70 proc. z nich to cywile. Palestyńskie rakiety zabiły do tej pory dwóch izraelskich cywilów - przypomina gazeta w komentarzu redakcyjnym.
Problem z izraelskim osadnictwem
"Financial Times" ocenia także, że obie strony ponoszą odpowiedzialność za to, że koncepcja rozwiązania izraelsko-palestyńskiego kryzysu jest tak mglista. "Prawdą jest, że nieprzerwana ekspansja izraelskiego osadnictwa na okupowanej palestyńskiej ziemi za rządów premiera Benjamina Netanjahu zdecydowanie utrudnia osiągnięcie porozumienia dwupaństwowego, do którego izraelski premier twierdzi, że jest przywiązany" - komentuje dziennik, zaznaczając, że takie postępowanie Izraela odbiera argumenty tym Palestyńczykom, którzy do tej pory opowiadali się wyłącznie za pokojowym rozwiązaniem.

Wojna Izraela z Hamasem>>>

Wojna coraz bardziej krwawa>>>

Świat - USA, a nawet większość krajów europejskich - uznaje głęboki dylemat Izraela w kwestii własnego bezpieczeństwa i przyznaje rację rządowi w Tel Awiwie, gdy ten twierdzi, że żaden kraj nie mógłby tolerować ostrzału rakietowego własnego terytorium - pisze dziennik. Społeczność międzynarodowa jest zgodna również co do tego, że sam Izrael płaci wysoką ceną; od rozpoczęcia ofensywy lądowej zginęło 27 izraelskich żołnierzy.
Netanjahu rozumie dramat palestyńskich cywilów?
"Zdefiniowanie, jak powinna wyglądać proporcjonalna odpowiedź na hamasowski ostrzał jest niemal niemożliwa. Ale nawet Netanjahu przypuszczalnie rozumie, że musi istnieć jakaś granica w dopuszczalności liczby ofiar cywilnych podczas wysiłków na rzecz powstrzymania ataków rakietowych na Izrael" - podsumowuje dziennik.
I choć przyznaje, że nie ma dwóch takich samych sytuacji, jako przykłady bardziej umiarkowanych odpowiedzi rządów na terroryzm podaje reakcję władz Indii na ataki w Bombaju w 2008 roku i brytyjską odpowiedź na kampanię IRA w latach 70.

Pogrzeb
Pogrzeb izraelskiego żołnierza Baynesaina Kasahuna, który zginął w czasie walk w Strefie Gazy/ PAP/EPA/ABIR SULTAN

Nocne walki
W nocy z wtorku na środę odgłosy myśliwców i eksplozji w Gazie doskonale słychać w pobliskim, izraelskim mieście Aszkelon. Armia kontynuuje naloty na cele Hamasu, a władze Izraela zastrzegają, że nie ma mowy o pokoju, póki wojsko nie zniszczy składów broni i podziemnych tuneli islamistów.
RUPTLY/x-news

Tymczasem w jednej z prowadzonych przez ONZ szkół w Gazie znaleziono ukryte składowisko broni. To już drugi taki przypadek w ostatnich dniach. Pracownicy tej organizacji wycofali się z placówki i poprosili inne międzynarodowe organizacje o wywiezienie broni. Inna ONZ-owska szkoła w Gazie została zaatakowana przez izraelskie czołgi. Wszystko działo się, gdy pracownicy Narodów Zjednoczonych byli na miejscu, by ocenić szkody po wcześniejszym bombardowaniu budynku. Nikomu nic się nie stało.
Ocenia się, że około 100 tysięcy Palestyńczyków uciekło już przed bombami ze swoich domów. Większość z nich znalazła schronienie w szkołach ONZ w Gazie. Niektórym udało się już wyjechać z palestyńskiej enklawy, po tym jak Egipt otworzył zamknięte dotąd przejście graniczne z Gazą w miejscowości Rafah.
Zawieszone loty
Amerykański miliarder i były burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg poinformował na Twitterze, że poleci do Tel Awiwu w imię solidarności z Izraelem oraz na znak sprzeciwu wobec zawieszenia połączeń z tym krajem przez amerykańskie linie lotnicze.
Szereg dużych światowych towarzystw lotniczych zawiesiło we wtorek swe połączenia z Tel Awiwem, podając jako powód zagrożenie bezpieczeństwa wokół tamtejszego największego izraelskiego portu lotniczego im. Ben Guriona. W ciągu trwającej dwa tygodnie ofensywy Izraela w Strefie Gazy zginęło ponad 600 Palestyńczyków i 29 Izraelczyków, w tym 27 izraelskich żołnierzy.
Dwaj przewoźnicy z USA - Delta Air Lines i United Airlines - zawiesili bezterminowo swe połączenia z Izraelem, natomiast US Airways odwołały swój wtorkowy rejs do Tel Awiwu. W następstwie decyzji podjętych przez te trzy towarzystwa państwowy Federalny Zarząd Lotnictwa (FAA) zakazał na 24 godziny liniom lotniczym z USA latania do Tel Awiwu.

Polscy przewoźnicy także zawiesili połączenia lotnicze z Izraelem. Loty czasowo wstrzymały LOT i WizzAir.
Tymczasem ministerstwo transportu Izraela oświadczyło, że "port lotniczy im. Ben Guriona jest bezpieczny oraz w pełni strzeżony i nie ma jakiegokolwiek powodu, by te amerykańskie towarzystwa wstrzymywały swe loty i wręczały terrorowi nagrodę".

pp/PAP/IAR

''