Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 25.08.2014

Afera podsłuchowa. Główny podejrzany Marek Falenta oskarża

Marek Falenta, biznesmen, który - według prokuratury - stoi za nielegalnymi podsłuchami najważniejszych osób w Polsce twierdzi, że służby specjalne od roku wiedziały o nagraniach.
W czerwcu funkcjonariusze ABW prowadzili czynności na terenie domu biznesmena Marka Falenty w Konstancinie-JeziornieW czerwcu funkcjonariusze ABW prowadzili czynności na terenie domu biznesmena Marka Falenty w Konstancinie-JeziorniePAP/Bartłomiej Zborowski
Posłuchaj
  • Rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska o aferze podsłuchowej (Trójka/Salon polityczny Trójki)
  • Kolejne rewelacja Marka Falenty. Rzecznik ABW Maciej Karczyński (IAR)
  • Prokuratura prawdopodobnie przesłucha Marka Falenta. Rzecznik prokuratury okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur (IAR)
Czytaj także

Sensacyjne doniesienia w tej sprawie opisuje tygodnik "Do Rzeczy". - Istotnie, już w ubiegłym roku przekazałem funkcjonariuszom ABW, a potem CBA z delegatur we Wrocławiu informacje, że w warszawskich restauracjach nagrywane są najważniejsze osoby w państwie - mówi gazecie biznesmen.

Zapowiada też kolejne informacje w sprawie.

Wpis
Wpis na profilu Marka Falenty na Twitterze, screen: Twitter.com

Afera podsłuchowa wybuchła w czerwcu po tym, jak tygodnik "Wprost" ujawnił, że posiada nagranie nielegalnie podsłuchanej rozmowy szefa NBP Marka Belki z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem. Do spotkania obu polityków doszło latem ubiegłego roku w warszawskiej restauracji "Sowa i Przyjaciele". Zarejestrowano też rozmowę byłego ministra transportu Sławomira Nowaka z byłym wiceszefem resortu finansów Andrzejem Parafianowiczem.

 

AFERA TAŚMOWA W POLSKIM RZĄDZIE - czytaj więcej >>>

W sumie - z ustaleń śledczych wynika - że podsłuchiwano kilkadziesiąt osób. Wśród nich są politycy, biznesmeni i osoby publiczne. Proceder trwał co najmniej od lata 2013 roku.

Wśród podejrzanych w sprawie znalazł się kelner, menadżer restauracji oraz dwóch biznesmenów. Jednym z nich jest Marek Falenta, współwłaściciel firmy Składy Węgla i główny akcjonariusz giełdowych spółek Hawe i ZWG. Jako motyw, jakim miał kierować się milioner, zlecając nagrywanie rozmów polityków media podawały, że mógł czuć się pokrzywdzony przez rząd, bo kilka tygodni wcześniej działania prokuratury doprowadziły do zatrzymań w Składach Węgla i całkowicie sparaliżowały ich działalność. Chodzi o wydarzenia z początku czerwca, kiedy to policja zatrzymała 10 osób z spółek składywęgla.pl i MM Group. Są one podejrzane między innymi o oszustwa, wyłudzanie podatku VAT i pranie brudnych pieniędzy na łączną kwotę ponad 85 milionów złotych.

Komentując te informacje Falenta twierdził, że afera taśmowa to sprawa polityczna. - Chciałem sprzedawać w Polsce tani rosyjski węgiel, co zabierało pieniądze baronom węglowym, a nie polskim kopalniom - komentował w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Biznesmen zapewniał, że niczego nie nagrywał, a menedżera restauracji Sowa i Przyjaciele Łukasza N., który usłyszał zarzuty w sprawie podsłuchów, zna, podobnie jak "wszyscy w Warszawie".

To właśnie - według nieoficjalnych informacji - Łukasz N. miał wskazać prokuratorom Falentę jako zleceniodawcę nagrań. - Nie jestem szaleńcem i nie podjąłbym takiej akcji - bronił się milioner. - Jestem na rynku od 17 lat, posiadam około 30 firm, zatrudniam około 2 tys. ludzi. Nie jestem samobójcą - zapewniał.

(źródło: RMF FM/x-news)

Nowy wątek w sprawie opisuje najnowsze wydanie tygodnika "Do Rzeczy".
Falenta twierdzi, że funkcjonariusze ABW otrzymali polecenie nie zajmowania się sprawą, natomiast oficer CBA przekazał stosowny raport do Warszawy. Na korzyść biznesmena mają świadczyć maile zabezpieczone przez śledczych. Jego zdaniem postanowiono zatuszować sprawę, bo dotyczyła najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej. "Do Rzeczy" twierdzi, że wśród nagranych są również Donald Tusk oraz jego syn, a jedna z rozmów miała dotyczyć afery Amber Gold.
Służby specjalne dementują doniesienia Falenty. Rzecznik CBA Jacek Dobrzyński nazwał wyznania biznesmena "wierutnymi bzdurami", z kolei ABW "kłamstwem". Prokuratura w ogóle odmówiła komentarza w tej sprawie.

Smaczku sprawie dodaje fakt, że wśród osób, które rzekomo zostały nagrane jest szef CBA Paweł Wojtunik.

Rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska z rezerwą podchodzi do rewelacji tygodnika. W radiowej Trójce przypomniała, że już wcześniej Falenta mówił, że o podsłuchach dowiedział się z tygodnika "Wprost", kiedy ten opublikował zapisy rozmów. Rzeczniczka rządu zaznaczyła, że chciałaby wiedzieć, jak było naprawdę.

Sprawa była też komentowana przez publicystów. Według Wiesława Dębskiego, byłego redaktora naczelnego "Trybuny" a dziś dziennikarza "Wirtualnej Polski z ostatnich doniesień wynika, że "Marek Falenta doniósł sam na siebie". - Uprzedził, że są nagrywane rozmowy, które on nagrywał - ironizował. - Falenta w całej tej sprawie jest niewiarygodny. To jest jak w starym czeskim filmie. Nikt nic nie wie - oceniał gość Trójki.

Z kolei Łukasz Warzecha z tygodnika "W sieci" przyznał, że "ta sprawa jest bardzo zawikłana". - Przede wszystkim,  jeśli chodzi o wyjaśnienie tego, kto to zorganizował, bo sama treść nagrań to oddzielny wątek - mówi. - Skoro Marek Falenta, oskarżony o inicjowanie i organizowanie tych nagrań, został wypuszczony za kaucją, można wnioskować, że jednak nie okazał się aż tak groźny, jak to było mówione, a przynajmniej nie było podstaw do tego żeby mu tej kaucji odmówić - podkreśla publicysta.

Przed wakacjami prokuratorzy zapowiadali, że w najbliższych miesiącach śledztwo w tej powinno się zakończyć.

Kilka dni temu wicepremier Janusz Piechociński zapowiadał, że PSL nadal chce wyjaśnień od szefa MSW. W dniu, w którym Bartłomiej Sienkiewicz był przesłuchiwany przez prokuratora lider Stronnictwa mówił, że Platforma Obywatelska jest winna społeczeństwu odpowiedź na kilka ważnych pytań związanych z rozmowami ministra Sienkiewicza z Belką.
Sienkiewicz podczas rozmowy z Belką miał dopytywać, czy nie dałoby się deficytu sfinansować przez NBP. Inaczej - jak przewidywał - sytuacja finansowa kraju doprowadzi do przejęcia władzy przez PiS, co grozi - "ucieczką inwestorów" i pojawieniem się "paru innych kłopocików".

Prokuratura wszczęła śledztwo na początku sierpnia, bo jak informował rzecznik, mogło dojść do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych, a miały one polegać na naruszeniu niezależności NBP. Prokuratura zastrzega, że nie musi przesłuchać premiera, bo nie uczestniczył on w rozmowie między szefem MSW a prezesem NBP. Sam Sienkiewicz o efekt końcowy śledztwa jest spokojny.

IAR/asop

Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>