Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Juliusz Urbanowicz 30.01.2016

Być albo nie być w UE – hamletowski dylemat Brytyjczyków (analiza)

Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej byłoby opłakane w skutkach - i dla tego kraju, i dla całej Wspólnoty. Mimo to, Brytyjczycy zdecydują w referendum czy chcą pozostać w UE. Jego wynik nie jest przesądzony.
Posłuchaj
  • Brytyjski premier David Cameron będzie rozmawiać w Brukseli ws. postulatów Wielkiej Brytanii, od których uzależnia ona pozostanie w UE. Relacja Beaty Płomeckiej (IAR)
Czytaj także

Najprawdopodobniej do głosowania dojdzie już za parę miesięcy. Dlatego jest to jedna z najbardziej palących kwestii w Europie, obok kryzysu uchodźczego oraz problemów zadłużenia niektórych państw członkowskich, w tym przede wszystkim Grecji.

Pokłosie wyborczej obietnicy

Szef brytyjskiej dyplomacji Philip Hammond powiedział, że referendum w sprawie wyjścia jego kraju z UE, tzw. Brexitu ( angielska zbitka słów „Britain” i „exit” - wyjście) może się odbyć już w czerwcu.

A wszystko to jest rezultatem obietnicy, zawartej w manifeście wyborczym Partii Konserwatywnej sprzed trzech lat. Konserwatyści wygrali tamte wybory do parlamentu zapowiadając referendum o przyszłości swego kraju w UE. Ich celem – prócz wygrania wyborów – było zahamowanie procesu pogłębiania integracji Unii.

Pytanie na jakie odpowiedzą brytyjscy wyborcy brzmi: „Czy Zjednoczone Królestwo powinno pozostać częścią Unii Europejskiej czy też ją opuścić?”.

Ostatnie sondaże opinii publicznej wskazują, że zwolennicy pozostania w UE nie mają na tyle wyraźnej większości, by móc spać spokojnie. Wedle ośrodka badawczego YouGov w styczniu 2016 roku za pozostaniem w UE opowiedziało się 51% z tych, którzy zdecydowali, że wezmą udział w referendum.

Sądzą oni, że członkostwo w Unii i napływ imigrantów z nowych krajów członkowskich, który chcieliby zatamować przeciwnicy UE, sprzyjają rozwojowi gospodarczemu ich państwa i wzmacniają jego pozycję geopolityczną.

Przeciwnicy dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE znajdują się nie tylko w szeregach skrajnie prawicowej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), dla której jest to główny postulat. Można ich też znaleźć w ławach rządzących konserwatystów (zdaniem agencji Reuters jedna trzecia ministrów to eurosceptycy) i opozycyjnych laburzystów.

Nie” dla „Stanów Zjednoczonych Europy”

Wyspiarscy krytycy Unii zarzucają jej, że zbyt daleko odeszła od idei samego Wspólnego Rynku ( Brytyjczycy zaakceptowali członkostwo w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej w referendum z 1975 roku) na rzecz dążenia do coraz ściślejszej integracji politycznej - „Stanów Zjednoczonych Europy”.

Chcą przywrócenia kontroli nad granicami własnego państwa i położenia kresu ruchowi bezwizowemu w ramach UE. Twierdzą, że Wielka Brytania niewiele otrzymuje od Unii w zamian za liczoną w miliardach funtów składkę członkowską.

Rząd przekonuje, że dąży do pozostania Wielkiej Brytanii w UE, ale zarazem nalega na reformy w Unii. Podstawą do głosowania w referendum za kontynuowaniem członkostwa mają być zmiany w funkcjonowaniu Unii, które Londyn chciałby wymusić na innych europejskich partnerach.

Premier Wielkiej Brytanii David Cameron zapowiada, że będzie „całą duszą i ciałem” za pozostaniem w UE, jeśli tylko przyjmie ona jego postulaty.

Weto dla zasiłków i głębszej integracji

A czego żąda? Cameron domaga się by jego kraj mógł nie brać udziału w pogłębianiu integracji europejskiej w tych dziedzinach, w których sobie tego nie życzy. Londyn chciałby też, żeby narodowe parlamenty mogły wetować europejskie dyrektywy.

Brytyjski rząd oczekuje także uznania, że euro nie jest jedyną walutą UE, gdyż jego zdaniem kraje unijne spoza strefy euro są obecnie dyskryminowane.

Cameron nalega na gwarancje, że dalsze pogłębianie unii walutowej i związane z nią uregulowania nie będą narzucane pozostałym państwom.

A już zwłaszcza idzie mu o to, by Brytyjczycy nie musieli się składać na finansową pomoc dla tych krajów strefy euro, które popadły w tarapaty gospodarcze.

I wreszcie: Wielka Brytania chce ograniczyć świadczenia socjalne dla migrantów ekonomicznych z państw UE. W świetle brytyjskich zamiarów dostęp do tych zasiłków mógłby przysługiwać przybyszom dopiero po czterech latach pobytu na Wyspach.

Łamanie solidarności

Próba wprowadzenia tej zmiany budzi największy sprzeciw w Polsce i na Węgrzech, ale i pozostałe kraje mówią, że oznaczałaby ona łamanie europejskiej solidarności oraz zasad swobody przepływu pracowników i równego traktowania obywateli UE.

Reformy unijne, których domaga się Wielka Brytania, będą omawiane podczas unijnego szczytu 18-19 lutego w Brukseli.

Politycy z innych państw członkowskich UE i dyplomaci unijni starają się wypowiadać o brytyjskim referendum w sposób oględny, by nie prowokować oskarżeń o próbę ingerencji w sprawy wewnętrzne Wielkiej Brytanii.

Zachwianie równowagi

Dobitnych słów nie szczędzą natomiast przedstawiciele świata biznesu

Część ekonomistów przestrzega, że w razie opuszczenia UE Wielka Brytania straciłaby 2 proc. swego PKB.

David Folkerts-Landau, główny ekonomista Deutsche Bank, uznaje, że Unia bez Wielkiej Brytanii zgubiłaby sporo swojej wagi na arenie dyplomatycznej – i to w czasie, gdy wzrasta zagrożenie ze strony Rosji, w której zapanowała postawa „rewanżyzmu”. Zdaniem niemieckiego eksperta, w efekcie „Brexitu”  zachwianiu uległaby także równowaga wewnętrzna w Unii – na rzecz dominacji osi decyzyjnej Berlina i Paryża, dla której naturalną przeciwwagą jest obecnie Londyn.

Wyjątkowo zgodne w tej kwestii są nawet obie strony zażartego sporu politycznego w Polsce. Zarówno prezydent Andrzej Duda z PiS, jak i Donald Tusk, były lider PO, a obecnie szef Rady Europejskiej, organu UE, podkreślali niedawno jednomyślnie, że odwrócenie się Brytyjczyków od dalszej integracji przyniosłoby niepowetowane szkody gospodarcze i polityczne w Europie, osłabiając jej rolę na globalnej arenie.

Szkoci nie chcą porzucać Unii

W opinii byłego brytyjskiego premiera, Tony' ego Blaira, opuszczenie UE może też oznaczać koniec innej, trwającej 300 lat, unii: szkocko-angielskiej. - Jeśli Brytyjczycy zagłosują za wyjściem z UE, to Szkoci zagłosują za opuszczeniem Wielkiej Brytanii – oznajmił.

Według rzecznika ds. europejskich Szkockiej Partii Narodowej, jeśli Szkoci zostaną wypchnięci z UE wbrew swej woli, to nastąpi „fundamentalne złamanie partnerstwa narodów”. Jak mówi Stephen Gethins, jego rodacy zażądają w takiej sytuacji kolejnego referendum ws. niepodległości Szkocji.

W ślad za nimi mogliby pójść Irlandczycy ( z Irlandii Płn.) i Walijczycy.

Istnienie Wielkiej Brytanii zawisłoby wówczas na włosku.

Juliusz Urbanowicz, PolskieRadio.pl