Szczególny wysiłek podjął obóz prounijny. Premier David Cameron wystąpił w swoim okręgu wyborczym pod Oxfordem, gdzie przekonywał wyborców, że jeśli zagłosują za wystąpieniem z Unii, wybiorą wyższe ceny, mniejszą liczbą miejsc pracy, niższy wzrost, a nawet recesję.
Referendum w Wielkiej Brytanii
Był to ten sam ton przestróg, jakiego używali dotąd również liczni wysoko postawieni sojusznicy premiera Camerona: prezydent USA Barack Obama, pięciu byłych sekretarzy generalnych NATO, szefowie MFW Christine Lagarde i Banku Anglii Mark Carney. Ta "kampania strachu" - jak ją określają przeciwnicy Unii Europejskiej - nie przynosi widocznych efektów w sondażach opinii.
Tymczasem zwolennicy Brexitu oparli kampanię na pozytywach. Wyzwolenie spod biurokratycznego ciężaru unijnych dyrektyw ulży Brytyjczykom, którzy zyskają więcej demokracji, będą szczęśliwsi i zamożniejsi niż kiedykolwiek wcześniej - stwierdził dziś w Bristolu Boris Johnson - do niedawna burmistrz Londynu.
Referendum, podczas którego Brytyjczycy zdecydują, czy pozostaną w Unii Europejskiej, odbędzie się 23 czerwca.
IAR/aj