Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 05.12.2008

Obama wybrał pragmatyzm

Zapowiadane przez Baracka Obamę „zmiany” nie dotkną polityki zagranicznej USA.
Barack ObamaBarack Obamafot.Wikipedia

Barack Obama powoli zapełnia szeregi swojej przyszłej administracji. Zgodnie z zapowiedziami sekretarzem stanu zostanie senator Hillary Clinton, która była główną konkurentką Obamy do nominacji prezydenckiej w Partii Demokratycznej. Na stanowisku ministra obrony prezydent-elekt zamierza pozostawić dotychczasowego szefa Pentagonu, Roberta Gatesa.

Dziennik "Wall Street Journal", komentując nominacje prezydenta-elekta, zaznacza, że wybierając Clinton, Obama popełnił błąd, ponieważ wynajął kogoś, kogo nie łatwo zwolnić. Dziennik przypomina, że z podobnym problemem spotkał się prezydent George Bush, który nie mógł przekonać do wojny w Iraku Colina Powella. Po długich kłótniach skończyło się to dymisją sekretarza. „Jeżeli Obama spróbuje zdymisjonować Clinton, przeciwstawi się całemu otoczeniu Clintonów, które będzie pracować nad upiększaniem jej wizerunku przez przecieki do mediów, kosztem prezydenta" – pisze Wall Street Journal.

Zbigniew Lewicki: Prezydent-elekt skutecznie unieszkodliwił swojego najgroźniejszego krytyka biorąc go do swojej drużyny.

Z opinią WSJ nie zgadza się profesor Zbigniew Lewicki, szef Ośrodka Studiów Amerykańskich UW. Zdaniem eksperta Hillary Clinton nie będzie starała się podkopać autorytetu Baracka Obamy, ponieważ pozycja Sekretarza Stanu jest w stu procentach zależna od prezydenta. - Obama wyraźnie mówił, że będzie chciał zmienić obraz Ameryki w oczach świata. Nie wszyscy wiedzą, że w Stanach Zjednoczonych jest więcej członków orkiestr wojskowych niż dyplomatów. Obama widzi więc konieczność zwiększenia korpusu służby zagranicznej i przeznaczenia na ten cel znacznie większych pieniędzy. W tym kontekście Hillary Clinton, jako osoba bardzo znana i popularna na świecie, będzie miała szansę na swoją polityczną działalność. Natomiast decyzje dotyczące bieżących polityki zagranicznej będą zapadały pomiędzy prezydentem a jego doradcami - podkreśla Lewicki. Dodaje, że Hillary Clinton może umocnić swoją pozycję tylko poprzez poparcie dla polityki Obamy.

Wybór Hillary Clinton, to zdaniem Zbigniewa Lewickiego, rozsądna decyzja Obamy. Clinton miała do tej pory potężne stanowisko senatora i jeżeli nie dostałaby zaproszenia do Białego Domu mogłaby swobodnie krytykować Obamę z Senatu. – Prezydent-elekt skutecznie unieszkodliwił swojego najgroźniejszego krytyka, biorąc go do swojej drużyny – wyjaśnia Lewicki. Dodaje, że Sekterarza Stanu prezydent ma prawo zmienić w każdej chwili, nie podając żadnych merytorycznych powodów.

Wymiana na tym stanowisku trwałaby nawet pięć miesięcy. Getes ma za zadanie dokończyć obecne konflikty. Wiadomo także, ma już swojego następcę. Moim zdaniem, może być to Richard Danzig, obecny bliski doradca Obamy

Profesor Krzysztof Michałek podkreśla, że decyzja o nominacji Clinton zapadła w ostatnich dniach. – To Clinton zależało na zbliżeniu się do obozu Obamy. Nie wydaje mi się, żeby jeszcze podczas wyborów miała ona mieć zapewnione stanowisko w ewentualnej administracji Obamy – zaznacza ekspert.

Dokończyć wojnę

Na stanowisku ministra obrony Barack Obama pozostawi dotychczasowego szefa Pentagonu, Roberta Gatesa. W grudniu 2006 roku objął on stanowisko po odwołaniu przez George`a Busha Collina Powella. Tę kandydaturę zaakceptowali w senackiej komisji sił zbrojnych także Demokraci. Do historii przeszła odpowiedź, jakiej Gates udzielił jednemu z senatorów. Na pytanie, czy Stany Zjednoczone wygrają wojnę w Iraku, przyszły szef Pentagonu, odpowiedział „No, sir”.

Niespełna miesiąc po mianowaniu na stanowisko, Gates udzielił kilku kontrowersyjnych wywiadów. W styczniu przyznał, że wojska NATO stacjonujące w Afganistanie nie mają pojęcia jak walczyć z tamtejszymi rebeliantami, a to może spowodować eskalację konfliktu w regionie. Miesiąc później zwrócił się do Turcji, aby zaprzestała prześladowań Kurdów. Dotkliwe upomnienie jednego z największych sojuszników USA w wojnie z Irakiem (i nie tylko) było zaskakującym, dyplomatycznym faux pas.

Zdaniem Zbigniewa Lewickiego, wymiana na stanowisku ministra obrony w sytuacji kiedy Amerykanie prowadzą wojnę w Iraku i działają w ramach NATO w Afganistanie byłoby całkowicie nieodpowiedzialne. - Wymiana na tym stanowisku trwałaby nawet pięć miesięcy. Gates ma za zadanie dokończyć obecne konflikty. Wiadomo także, ma już swojego następcę. Moim zdaniem, może być to Richard Danzig, obecny bliski doradca Obamy – mówi Lewicki.

Zmiana w obsadzie tak ważnej funkcji musi dokonać się „płynnie”. Dlatego następca przez najbliższe miesiące będzie szkolony do objęcia stanowiska. Obamie, mimo że nie wycofuje się z obietnicy wycofania wojsk amerykańskich z Iraku w ciągu 16 miesięcy, może być trudno zrealizować swój postulat.

- Gates jest człowiekiem, który przez ostatnie dwa lata był odpowiedzialny za prowadzenie wojen. Sztab Obamy oczywiście się z nich nie wycofa. To decyzja czysto pragmatyczna – zaznacza Krzysztof Michałek. Dodaje, że Barack Obama dzięki tej nominacji będzie mógł powiedzieć, że wypełnia obietnice wyborcze i współpracuje z Republikanami. Podobny zabieg zastosował Bill Clinton. Kiedy prezydent postanowił, że priorytetem jego drugiej administracji będzie rozszerzanie NATO zaprosił do swojego rządu republikanina Williama Cohena. To on miał przekonać swoją partię do działań Clintona.

Wprowadzając do rządu Susan Rice, Obama ma pewność, że będzie ona prezentować tą samą wizję świata co on. Prezydent-elekt, chce mieć pewność, że linia polityki międzynarodowej Stanów Zjednoczonych będzie odbierana jednoznacznie.

Tylko na przystawkę?



Dwa kluczowe z punktu prowadzenia polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych stanowiska, prezent-elekt uzupełni o ambasadora USA przy ONZ, którym w randze ministra zostanie Susan Rice. Od 1948 roku to stanowisko rzadko było piastowane właśnie przez ministra.

Rice była jednym z najbliższych współpracowników Obamy w trakcie kampanii wyborczej. W gabinecie Billa Clintona zarządzała wydziałem afrykańskim Departamentu Stanu. W październiku 1996 roku doszło do skandalu z udziałem Rice. Amerykański tygodnik „Newsweek” napisał, że sekretarz stworzyła dyplomatyczną zasłonę dla działań międzynarodowej armii stacjonującej w Rwandzie, która przeszła do sąsiedniego Zairu i pomogła obalić dyktatora Mobutu Sese Seko. Zdaniem ekspertów akcja mogła poważnie zdestabilizować napiętą sytuację w regionie i narazić oba państwa na wybuchy kolejnych wojen domowych.

Zdaniem profesora Krzysztofa Michałka, nominacja Susan Rice ma na celu ograniczenie samodzielności Hillary Clinton. Zdaniem eksperta, Obama może słusznie obawiać się dysonansu pomiędzy jego sposobem myślenia o polityce międzynarodowej a stanowiskiem Clinton. – To ryzyko jest niemałe. Wprowadzając do rządu Susan Rice, Obama ma pewność, że będzie ona prezentować tę samą wizję świata co on. Prezydent-elekt chce, żeby linia polityki międzynarodowej Stanów Zjednoczonych, była odbierana jednoznacznie. Stąd to posunięcie kadrowe – podkreśla ekspert.

Nominacje Bracka Obamy świadczą o pragmatyzmie demokraty. Zapowiadane przez niego „zmiany” raczej nie dotkną polityki zagranicznej USA w pierwszych latach prezydentury. Umieszczenie w rządzie Susan Rice dowodzi, że Obama chce rządzić autorytarnie, a Hillary Clinton, mimo objęcia bardzo wysokiego urzędu w państwie, nie będzie prowadzić samodzielnej polityki, pozostając pod bardzo silnym wpływem Obamy.

Rafał Kowalczyk