Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 05.11.2008

Zmiana mentalnościowa Ameryki

Wybór czarnoskórego prezydenta oznacza, że sami Amerykanie zmienili się w sposób zasadniczy, jeśli chodzi o podejście do problemów rasowych.

Grzegorz Ślubowski: Naszym gościem jest Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Dzień dobry.

Bronisław Komorowski: Dzień dobry, witam państwa.

G.Ś.: Panie marszałku, w naszym studiu Michał Kamiński z Kancelarii Prezydenta mówił, że ten dzisiejszy dzień to jest taka wielka cezura w historii nie tylko Ameryki, ale i świata. Pana zdaniem to też rzeczywiście jest zwrot, który wykona Ameryka pod rządami Obamy?

B.K.: To zawsze pojawia się takie pytanie, ile będzie kontynuacji, ile zmian. Ja myślę, że gdzieś te proporcje do tej pory przy wszystkich wyborach prezydentów w Stanach Zjednoczonych, prezydentów w Polsce tak samo układają się podobnie, to znaczy polityka państw nie daje się tak w sposób zasadniczy przestawić na zupełnie inne tory. Więc gdzieś ten procentowy udział zmiany to pewnie będzie gdzieś 15, maksimum 20%. Reszta zawsze musi być polityką kontynuacji. Tak będzie i w przypadku Stanów Zjednoczonych po wyborach prezydenckich. Natomiast jedna rzecz dowodzi zmiany w takim długim planie, w bardzo długich terminach. I to jest zmiana, która już nastąpiła, nie to, że nastąpi w tej chwili. To jest zmiana mentalnościowa. No jednak wybór czarnoskórego prezydenta w Stanach Zjednoczonych oznacza między innymi to, że sami Amerykanie w ciągu kilkudziesięciu lat zmienili się w sposób zasadniczy, jeśli chodzi o podejście do problemów rasowych, o podejście do kwestii równości ze względu na pochodzenie gdzieś przodków. To przekreśla ten taki prosty podział Stanów Zjednoczonych wedle szwów tego, kto kiedy przybył do Stanów Zjednoczonych i z jakiego kontynentu. To też trochę łamie tę słynną zasadę (...), że miał być biały...

G.Ś.: Protestant, Amerykanin.

B.K.: Protestant, anglo–saxon, prawda? Więc zostało to złamane, ale to już jest zmiana dokonana, zmiana mentalnościowa.

G.Ś.: A czy ta zmiana będzie dotyczyła polityki zagranicznej, będzie dotyczyła stosunku do Polski i do Rosji?

B.K.: Nie sądzę, żeby były tutaj jakieś zasadnicze zmiany poza... pewnie tak jak w Polsce, przyszła nowa ekipa, podjęła decyzję o wycofaniu, o zakończeniu misji w Iraku, co się już dokonało bez żadnych wstrząsów. To samo Barack Obama obiecał, że w ciągu chyba 16 miesięcy nastąpi zasadnicza zmiana i pewnie tak się stanie. Ale to nie będzie oznaczało rezygnacji Stanów Zjednoczonych z istotnego wpływania na bieg spraw w Iraku. Jeśli chodzi o stosunek do Europy, to jest sprawa dla nas ważna. Według mnie Barack Obama, jak demokraci za każdym razem, kiedy dochodzą do władzy, podkreślają znaczenie związków transatlantyckich między Europą a Stanami Zjednoczonymi, np. w ramach NATO (...) republikanie.

G.Ś.: Ale czy mówiąc „Europa”, myślą „Polska”?

B.K.: Między innymi myślą „Polska”. Do tej pory republikanie zawsze stawiali na postawę bardziej dominującą w ramach NATO i mniej partnerskie relacje z krajami członkowskimi Sojuszu, także tymi krajami, które są z natury swojej i z historii sojusznikami Stanów Zjednoczonych (...).

G.Ś.: Panie marszałku, takie się pojawiły głosy i to chyba też w kręgach związanych z Barackiem Obamą, bo to chyba Joe Biden, jego wiceprezydent o tym mówił, że może dojść do takiego testowania Ameryki, do testowania nowego prezydenta, że kraje nieprzewidywalne mogą się pokusić nagle o próbę jakiegoś zdestabilizowania sceny światowej, sceny politycznej, żeby wykorzystać ten moment, kiedy Obama jakby staje się prezydentem, taki niedoświadczony polityk w sprawach międzynarodowych. Czy pana zdaniem rzeczywiście może dojść do takiego scenariusza?

B.K.: Był to scenariusz przedwyborczy budowany głównie po to, żeby zachwiać szansami Obamy. Obama niewątpliwie nie jest politykiem o bardzo dużym doświadczeniu w zakresie polityki międzynarodowej, to jest fakt, po prostu fakt. Natomiast dla nas musi być niesłychanie ważne (...)

G.Ś.: Halo, halo, panie marszałku. Marszałek Bronisław Komorowski był naszym gościem. Dziękuję bardzo.

(J.M.)