Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 24.09.2008

POpulizm

Obserwujemy dziś narodziny nowego populizmu odwołującego się do egoizmu klas średnich.
Grzegorz Schetyna i Donald TuskGrzegorz Schetyna i Donald Tuskfot. Jakub Szymczuk

W ciągu ostatnich 20 lat słowo populizm traktowane było jako etykietka, wykluczająca z pola racjonalnej debaty publicznej tych, do których przylgnie. Szafowano nim często i bez umiaru, wykorzystywano w doraźnych politycznych celach. Populizm uznano za największe zagrożenie dla „młodej demokracji”. Straszono nas w telewizji i w prasie jak to wykoleić ją mogą populistyczni rolnicy i „roszczeniowi związkowcy” itp. Jednak od ostatnich wyborów, słowo populizm słyszymy rzadziej i właściwie media już nie straszą nas jego widmem. Tak jakby po tym, jak Andrzej Lepper usunął się ze sceny politycznej, populizm i populiści cudem wyparowali z polskiej polityki. Tymczasem, choć wyborcy i politycy PO z pewnością z oburzeniem przyjmą podobne sugestie, dziś u władzy mamy rząd, który jest bardziej populistyczny niż jakikolwiek inny po 1989 roku.

Populizm Platformy jest zupełnie inny niż ten prezentowany przez Samoobronę. W ciągu ostatnich lat najbardziej wpływowe media narzuciły obraz populizmu, który wiąże się z gniewnymi trybunami ludowymi czy skrajną prawicą. Taki populizm występował i występuje zarówno w Polsce jak i w całej Europie. Jednak możemy dziś obserwować narodziny nowego populizmu, nie odwołującego się do gniewu wykluczonych, ale do egoizmu i uprzedzeń klas średnich, którym żyje się dobrze, ale które, aby żyło im się lepiej. Populizm tego typu nie odwołuje się do żadnych silnych, ideologicznych tożsamości, rzadko posługuje się takimi narzędziami jak masowe demonstracje, polityczne wiece. Zamiast tego używa przyjaznych mu mediów. Główną formą prowadzenia polityki jest dla nowych populistów PR i polityczny marketing, który zastępuje wszelką inną politykę. Tam gdzie dominują „nowi populiści” polityka staje się po prostu gałęzią reklamy.

Sejm rządzony kapralską ręką Bronisława Komorowskiego jest maszynką do przyklepywania kolejnych ustaw. Debatę zastępują konferencje prasowe z prezentacjami multimedialnymi, sesje zdjęciowe dla tabloidów i występy w całodobowych kanałach informacyjnych.

Najlepszym przykładem „nowego populizmu” są rządy Berlusconiego we Włoszech. Berlusconi, dysponując siecią prywatnych telewizji, sprzedał włoskiemu społeczeństwu swoją partię jak każdy inny produkt. Populizm Berlusconiego nie ma treści, jest pustą butelką, która wypełnia się w zależności od tego, do jakich aspiracji i uprzedzeń eksperci od PR uznają za wskazane się odwołać.

Wszyscy dotychczasowi premierzy, od Tadeusza Mazowieckiego do Jarosława Kaczyńskiego, przywiązani byli – mimo wszystko – do inteligenckiego modelu polityki, nawet jeżeli on sam im się nie podobał, to nie mieli odwagi, by go podważyć (przypadek Leszka Millera). Tymczasem pod rządami Platformy sztuka polityki, jako starcia racjonalnych argumentów w rządzącej się pewnymi standardami debacie, zupełnie zanika. Jak często zwraca uwagę związany niegdyś z PO Paweł Śpiewak, parlament stał się właściwie atrapą, nie toczy się w nim żadna istotna dla kraju dyskusja. Sejm rządzony kapralską ręką Bronisława Komorowskiego jest maszynką do przyklepywania kolejnych ustaw. Debatę zastępują konferencje prasowe z prezentacjami multimedialnymi, sesje zdjęciowe dla tabloidów i występy w całodobowych kanałach informacyjnych.

Ma rację Robert Krasowski, gdy wskazuje na łamach Dziennika na to, że Tusk ma - jako polityk - najmniejsze ambicje z osób rządzących Polską po roku 1989. Nie chce wychowywać narodu, zmieniać go, wyznaczać mu ambitnych celów czy modernizować. Tusk mówi Polakom, to, co chcą usłyszeć, jego główną ambicją wydaje się budowanie własnej popularności. Wyraźnie kreuje wizerunek „premiera bliskiego zwykłym ludziom”, dzielącego z nimi przekonania, aspiracje, rozrywki. Język, jakim Tusk komunikuje się ze społeczeństwem nie jest językiem politycznej debaty, ale reklamy. Nie chodzi w nim o to, by przekonać kogokolwiek do jakichkolwiek racji, ale by stworzyć medialnie atrakcyjną narrację, która skupi pozytywne emocje jej odbiorców wokół premiera.

Przykładem mogą być obietnice „cudu gospodarczego, na który zasługują Polacy” z kampanii wyborczej sprzed roku. Tusk nie przedstawił żadnych konkretnych planów na temat tego, jak widzi rozwój gospodarczy Polski. Nic dziwnego, program PO proponował politykę ekonomiczną, sprzyjającą głównie najzamożniejszym obywatelom i uderzającą w interesy ekonomiczne większości. Zamiast więc wyjaśniać Polakom, jaki jest jego pomysł na urządzenie gospodarki, sztab PO zaproponował narrację o „drugiej Irlandii”, konsekwentnie powtarzaną przy okazji każdego wystąpienia.

Polityczni przeciwnicy PO, zamiast debatować, podążają za wyznaczanym przez PO populistycznym wzorcem. W kampanii wyborczej PO wykorzystywała tryb komunikacji z wyborcami do mobilizowania wokół siebie wyborców, poprzez wzbudzanie w nich pozytywnych emocji. Ostatnio sięga także po zarządzanie strachem wyborców, rozbudza i podsyca społeczne lęki i uprzedzenia. Przykładem jest wypowiedź premiera o „konieczności kastrowania pedofilów”, którzy „przestali być ludźmi”. Wypowiedź ta została wygłoszona po tym, jak do mediów przedostała się wiadomość o ojcu, który od lat gwałcił swoją córkę. Tusk wykorzystał społeczne oburzenie. I znów, by polemizować w tym kontekście z wezwaniem Tuska do kastrowania, trzeba by długo tłumaczyć, że przypadek ten nie miał nic wspólnego z pedofilią i dowodzi raczej, że potrzebujemy nie tyle drakońskich kar, ile sieci instytucji pomocy dla ofiar. Ale zanim jakikolwiek uczestnik debaty zdążyłby wypowiedzieć to rządowi PRowcy kilka razy zdążą go metkować jako „obrońcę dewiantów”.

W takich warunkach trudno uprawiać demokratyczną politykę rozumianą jako racjonalną debatę. Polityka zmienia się w medialną wojnę, w której wygrywa ten, kogo stać w niej na więcej czasu antenowego i wynajęcie lepszych speców od politycznego marketingu. Populizm PO jest sposobem na utrwalenie władzy obecnie rządzących polską elit gospodarczych, gdyż to ich interesy ta partia reprezentuje. W porównaniu z niszczeniem wszelkiej polityki przez ekipę Tuska, czasy, gdy Andrzej Lepper z kolegami blokowali sejmową mównicę, wydają się być niewinne.

Jakub Majmurek